Tytuł: The Proposal. Oświadczyny
Wydawnictwo: Filia [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2024
Ilość stron: 352
Ocena: 5/10
Opis:
GDY KTOŚ PROSI, BY SPĘDZIĆ Z NIM RESZTĘ ŻYCIA, NIE POWINNO BYĆ TO NIESPODZIANKĄ ANI DZIAĆ SIĘ NA OCZACH CZTERDZIESTU PIĘCIU TYSIĘCY LUDZI.
Kiedy niezależna pisarka Nikole Paterson idzie na mecz Dodgersów ze swoim chłopakiem, aktorem z włosami związanymi w kok i z jego kumplami, ostatniego czego oczekuje, to oświadczyny wyświetlone na telebimie. Odmowa nie jest trudna – spotykają się zaledwie od pięciu miesięcy, a on nie potrafi nawet prawidłowo zapisać jej imienia. Trudne jest zmierzenie się ze stadionem pełnym zawiedzionych ludzi…
Carlos Ibarra, który poszedł na mecz z siostrą, ratuje Nik i zabiera ją sprzed kamer. Wspiera ją nawet wtedy, gdy nagranie z oświadczyn staje się hitem internetu, a w mediach społecznościowych Nik roi się od negatywnych komentarzy.
Nik wie, że w Los Angeles przystojny lekarz jak Carlos na pewno nie szuka niczego poważnego, dlatego decyduje się na niezobowiązującą relację pełną jedzenia, śmiechu i fantastycznego seksu. Jednak gdy zaczynają łamać reguły tego, co miało być seksem bez zobowiązań, jedno z nich musi być na tyle mądre, by wcisnąć hamulec.
Recenzja:
Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o "The Proposal. Oświadczyny" - z jednej strony całkiem ciekawa fabuła, a z drugiej - wykonanie momentami pozostawiało wiele do życzenia, bo opisy bywały czasem tak monotonne i nudne, że po prostu nie dało się czytać pewnych fragmentów bez odczuwania frustracji - a czasem nawet i żenady.
Mimo wszystko "The Proposal. Oświadczyny" ma w sobie pewne wątki, które są fajnie ukazane: niezależna kobieta (i to czarnoskóra), która musi nieustannie o siebie walczyć, bo życie ją nauczyło, że wiele osób próbuje ją wykorzystać, a jeszcze inni chcieliby ją stłamsić i ustawić pod własne dyktando.
Opowiedzmy sobie jednak w skrócie, jak w ogóle rozpoczyna się ta historia - i skąd wziął się w ogóle pomysł na tytuł do niej...
Nik od kilku miesięcy randkuje z aktorem - nawet niezbyt dobrym aktorem, ale chłopak wydaje się miły i czasami dosyć nudny, więc dziewczyna myśli, że w sumie warto z kimś dobrze spędzić czas, nawet, jeśli raczej nie prowadzi to nigdzie dalej. Tyle, że jej partner myśli trochę inaczej - bo postanawia się jej oświadczyć na meczu baseballu, który ogląda kilkadziesiąt tysięcy ludzi - i który jest transmitowany także na żywo. Dosłownie na telebimie pojawia się pytanie, czy Nik chce za niego wyjść - tyle, że z błędnym zapisem jej imienia...
Nik oczywiście nie przyjmuje oświadczyn, chociaż nie odmawia wprost, wiedząc, że setki oczu śledzą te poczynania. Później zostaje zostawiona sama na stadionie - chłopak z kumplami odchodzą, ale to dopiero początek problemów głównej bohaterki, do której chciałoby się teraz dobrać studio telewizyjne, aby z nią trochę pogadać i ją ponagrywać...
Carlos wraz z siostrą siedzą kilka rzędów dalej i wszystko widzą. Postanawiają ruszyć Nik na ratunek, udając, że są kuzynostwem, które dawno się ze sobą nie spotkało. I jak już w opisie jest to zdradzone (według mnie za szybko) - przystojniak Carlos ma się okazać dla Nik odskocznią od związku, bardziej w stylu niezobowiązującego seksu.
Tyle, że chyba nie da się z kimś tak często spotykać i dobrze bawić, bez pojawienia się jakichkolwiek uczuć, prawda?
"The Proposal. Oświadczyny" potrafiło mnie czasem pozytywnie zaskoczyć klimatem wsparcia między kobietami - bardzo dobrze to przedstawiono, tak samo, jak później przedstawiono siłownie i zajęcia dla kobiet (nie będę w tej chwili wchodzić w szczegóły, ale serio przedstawienie tego - i wywiad z Natalie był świetny). Innym razem wątki typu niepewność wobec własnych uczuć sprawiały, że miałam ochotę zabić Nik - bo generalizowanie Carlosa tylko na podstawie tego, że jeden z jej byłych też był lekarzem, od samego początku było bardzo krzywdzące dla naszego głównego bohatera, który zdecydowanie był jedną z sympatyczniejszych postaci tej powieści.
Mówiąc w skrócie: "The Proposal. Oświadczyny" to nie jest zła książka, ale jest to raczej przeciętna pozycja, której brakuje "tego czegoś" - według mnie oznacza to w tym wypadku lepszy opis emocji, uczuć i czasem trochę więcej głębi - bo nawet te przełomowe sceny były czasem spłycane.
Samo zakończenie było super, ale według mnie też o dobre kilka stron za krótkie, bo więcej do pewnych rzeczy się zbierali, niż już ostatecznie było to rozpisane. Chociaż uważam, że zakończenie nie jest najsłabszym elementem, to jednak nie jest też moim ulubionym w tej pozycji.
Podsumowując: jeśli tylko macie ochotę przeczytać, nie będę Was powstrzymywać! Możecie się świetnie bawić, ale miejcie świadomość, że jest w "The Proposal. Oświadczyny" kilka niedociągnięć!
Może kiedyś się na nią skuszę 🤭
OdpowiedzUsuńCiekawa opinia, okładka też fajna. Ale nie mam w planach 😉
OdpowiedzUsuńFajna historia, którą napewno będzie się przyjemnie czytało. Na poprawe humoru może być dobra. Dziękuję za ciekawą opinię i polecajke. Nie mam jej na razie na liście, ale kiedyś pewnie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać w e-booku, ale ma strasznie małą czcionkę i narazie dałam sobie spokój. Ale posiadam wydanie papierowe więc napewno przeczytać. Zwłaszcza, że zapowiada się fajnie. Te oświadczyny to była porażka i bardzo dobrze mu tak😅🤣
OdpowiedzUsuńAaaa, to od tej sytuacji wychodzi cała fabuła książki? Całkiem ok, choć strasznie zagmatwane. Nie jestem pewna, czy na pewno zrozumiałam główny problem... ale to może właśnie na tym polega skomplikowana sytuacja głównej bohaterki. Też rzecz, że to kompletnie nie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńPomysł na fabułę "The Proposal. Oświadczyny" jak dla mnie świetny, tylko z tym wykonaniem przez nie juz tak świetnie. Ta lektura wydaje się przeciętną z którą może i dobrze spędzimy czas ale nie zapadnie w naszą pamięć. Czas pokaże czy przeczytam.
OdpowiedzUsuń