Autor: Adele Rosenfeld
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Tytuł: Meduzy nie mają uszu
Wydawnictwo: MOVA [współpraca reklamowa]
Data wydania: 26 czerwca 2024
Liczba stron: 224
Ocena: 8,5/10
Opis:
Najważniejsze rzeczy w życiu mają swój własny głos. Trzeba tylko nauczyć się słuchać sercem.
Louise ma dwadzieścia pięć lat. Kilka dźwięków wciąż dociera do jej prawego ucha, lecz do lewego już nie. Przez całe życie pozostawała w tej przestrzeni „pomiędzy” – wybiórczego, ale słyszenia. Najnowsza diagnoza to konieczność wszczepienia implantu. Nie jest to decyzja tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Oznacza bowiem całkowitą utratę naturalnego słyszenia, a co za tym idzie, rezygnację z rozpoznawania ironii czy głosu matki i wejście w nowy, pozbawiony niuansów świat.
Recenzja:
Nigdy za specjalnie nie zastanawiałam się nad samym aktem słuchania. Słyszenie dźwięków jest dla mnie oczywistą częścią życia i nie brałam pod uwagę tego utraty – lub spojrzenia na nie inaczej. A mimo to, Adele Rosenfeld udało się wciągnąć mnie w świat niedosłyszących, gdzieś pomiędzy, gdzie dźwięki docierające do uszu są jednocześnie błogosławieństwem i... ciężarem.
Kilka rzęsek, które pozostały mi jeszcze w głębi ucha, wychwytywało wysokie dźwięki i niektóre niskie, co pozwalało mi w sam raz na odtworzenie sensu, a przede wszystkim na cieszenie się nadal ciepłem dźwięków: odcieniem złożonym z podmuchu, barwy i wszelkiego rodzaju nierówności, które składały się na każdy odgłos.
Meduzy nie mają uszu to powieść równie osobliwa jak jej tytuł. Jest z całą pewnością historią inną, bo pokazuje zupełnie obcą stronę życia w świecie dźwięków (i ich braku). O dziwo, nie urzekła mnie tutaj najbardziej sama historia, a narracja. Opisy dźwięków, iście eteryczne wrażenia ich doświadczania - niemal jak ze snu. Autorka popisała się tutaj nietuzinkową wyobraźnią, w czym bez wątpienia pomogło to, że sama jest osobą niedosłyszącą. Nic więc dziwnego, że Louise wypada tak autentycznie, a jej opowieść dostarcza czytelnikowi mnóstwa ciekawych doznań i refleksji.
Nie dość głucha, żeby móc się podczepić do kultury głuchych, niewystarczająco słysząca, aby w pełni uczestniczyć w świecie słyszących.
Przyznam też szczerze, że sama nie zdawałam sobie dotychczas sprawy z tego, jak wygląda świat osób niedosłyszących – oraz ich życie z implantem ślimakowym. Nie sądziłam, że decyzja o wszczepieniu go może rodzić tyle rozterek. Jakoś nie docierało do mnie to, że w ten sposób osoba rezygnuje z resztek naturalnego słyszenia i... wydaje mi się to cholernie przykre. Sama nie wiem, na co zdecydowałabym się na miejscu głównej bohaterki. Wiem jednak, że Adele Rosenfeld odwaliła kawał dobrej roboty przedstawiając tu wewnętrzne rozważania Louise, delikatnie i malowniczo, choć i chwilami bardzo niepokojąco, bardziej obrazowo przedstawiając jej lęki (pragnienia zresztą też). Także samo życie osoby niedosłyszącej w społeczeństwie nierozumiejącym tego problemu było ciekawym doświadczeniem i – niestety – smutnym.
Faktem jest, że mamy tu do czynienia z pewnym rodzajem żałoby: coś zostaje utracone i nie wiadomo, co otrzyma się w zamian.
Meduzy nie mają uszu to niewielka książka, ale z wielkim przekazem. Niezwykle wartościowa powieść, pełna emocji, rozterek i pytań, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Chwilami przytłacza cudacznym liryzmem, innym razem bawi, na kolejnych stronach porusza do głębi i wywołuje poczucie niesprawiedliwości. Jeśli szukacie lektury pełnej emocji, dzięki której odkryjecie coś nowego, przejdziecie się nieznaną ścieżką życia – polecam z całego serca. To fenomenalna opowieść o akceptacji i poszukiwaniu siebie w świecie pełnym hałasu – nie tylko tym dosłownym!
Z takim motywem w książce jeszcze się chyba nie spotkałam .
OdpowiedzUsuńNie czytalam wcześniej książki z takim motywem, dlatego dziękuję za polecenie. Myślę, ze to książka którą warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie zrozumiałam zbytnio, czy to książka opowiadająca o problemie niedosłuchu w społecznym odbiorze czy nieco wychodząca w fantastyczne koncepcje sprawa? Ironię chyba odbiera się przez mózg, a nie przez ucho, nie rozumiem, w czym problem, że ktoś zakłada implant - myślałam, że to wielki ratunek dla tych, co mogą utracić kontakt z otoczeniem. Ale może się doszukuję i w tych fragmentach chodziło o coś zupełnie innego? Albo po prostu niezbyt wiele wiem o tym temacie.
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco, chętnie dam jej szansę 😊
OdpowiedzUsuń"Meduzy nie mają uszu" to lektura trudna, która skłania do refleksji. Pisarka stworzyła książkę specyficzną, nie dla każdego. Ja z chęcią zapoznam się nią.
OdpowiedzUsuń