Autor: Adrian Goldsworthy
Tytuł: Vindolanda
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 12 marca 2024
Liczba stron: 472
Ocena: 9/10
Opis:
Czy jeden żołnierz ocali Brytanię dla imperium?
Rok 98 n.e. Ważna baza wojskowa Vindolanda leży w Brytanii, na najdalszych północnych kresach imperium rzymskiego. Za dwadzieścia lat cesarz Hadrian zbuduje słynny mur dzielący te prowincje od dzikiej Szkocji; na razie bronione są słabo, a tamtejsze plemiona buntują się przeciwko rzymskiemu panowaniu. Utrzymanie pokoju spoczywa w rękach legionowego centuriona Flawiusza Feroksa. Zadanie – i samo przetrwanie – wymagać będzie od niego znacznie więcej niż tylko żołnierskiej odwagi i sprawności.
Recenzja:
Kiedyś częściej sięgałam po książki, które bazowały na historycznych wydarzeniach, ale później jakoś tak nie po drodze mi z nimi było. Teraz jak przeczytałam opis Vindolandy, to wiedziałam, że to idealny moment, aby powrócić do książek, które pokażą mi Imperium Rzymskie.
Czy jeden żołnierz jest w stanie ocalić Brytanię? To właśnie Flawiusz Feroks będzie odpowiedzialny za obronie Brytanii dla imperium przed tutejszymi plemionami. Okazuje się, że doświadczenie nabyte w wojsku może nie wystarczyć, a sam Feroks będzie musiał dać z siebie jeszcze więcej.
Nie tylko opis skusił mnie do przeczytania tej książki, ale także to, że Goldsworthy jest opisywany jako specjalista od wojska rzymskiego, co jeszcze bardziej mnie utwierdziło w tym, że chce przeczytać tę książkę. Finalnie, otrzymałam to, czego oczekiwałam, a nawet więcej, bo na koniec żałowałam, że nie mogę od razu rozpocząć kolejnej części.
Nie ma się co oszukiwać, początek był ciężki, ale przy tym nie był nudny, bo tak naprawdę cały czas się coś tutaj działo. Miałam problem, żeby wciągnąć się w ten świat, tym bardziej że autor od samego początku zarzuca czytelnika sporą dozą informacji na wiele różnych tematów. Z każdą kolejną stroną, autor wprowadza coraz więcej akcji i wydarzeń, postaci i wątków, jednak też z każdą kolejną stroną coraz bardziej wciągałam się w tę historię, aż w końcu nie mogłam się oderwać.
Nie mogłam się połapać na początku w tej ogromnej liczbie bohaterów i co chwilę musiałam zaglądać na poprzednie strony, żeby sobie przypomnieć, kto jest kim. No ale z biegiem książki szło mi to rozpoznawanie coraz lepiej, choć i tak muszę przyznać, że tych postaci jest tu cała masa i skojarzyć ich to nie lada wyzwanie. Natomiast kreacja tych bohaterów jest bardzo ciekawa, nawet te najmniej znaczące postacie są "jakieś", mają jakąś swoją historię, która ich ukształtowała. Najważniejszy Feroks, ma bardzo złożoną i interesująca kreację i z wielką przyjemnością śledziłam jego rozwój na kartach książki.
Pisali, że Glodsworthy jest specjalistą i mieli rację! Z kartek aż wylewa się rzymski klimat, który czuć, że jest poparty wielką wiedzą. Momentami było aż podręcznikowo, ale ani na chwile mi się nie znudziło, mimo iż wielokrotnie musiałam odrobinę się cofać, żeby coś zrozumieć. Autor idealnie oddał klimat nie tylko tego wojskowego motywu, ale i wspaniale odwzorowuje relacje międzyludzkie, a także atmosferę panującą tam, na samym skraju Imperium Rzymskiego.
Fabuła jest szalenie ciekawa, naładowana po brzegi akcją, wojskiem, bohaterami i wszystkim, co byś sobie mógł wymarzyć podczas czytania tego typu książki. Sama jestem zaskoczona, że aż tak bardzo mi się podobało, i nie daję maksymalnej oceny, tylko dlatego, że chcę zobaczyć, jak potoczy się dalej ta historia i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsza.
Muszę wspomnieć po raz kolejny, że nie mogę się doczekać na kontynuację Vindolandy i mam nadzieję, że ta książka będzie jeszcze lepsza niż pierwszy tom, choć może być ciężko to przebić. Jeśli pomyślisz, że nie jest to książka dla ciebie, to i tak chciałabym cię zachęcić do sięgnięcia po nią, bo możesz razem z nią wyruszyć w niesamowitą podróż.
Z książkowymi pozdrowieniami,
Klaudia.
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Rebis
Nie slyszalsm o tej powieści 😉 brzmi naprawdę ciekawie 😊
OdpowiedzUsuńTaka bardziej batalistyczna pozycja... Ale takie książki też powinny powstawać. Jeszcze starożytny Rzym po drodze. Mało wiem o tamtych czasach, bardziej o mitologii.
OdpowiedzUsuńPo ksiązki historyczne sięgam nie za często, chociaż bardzo lubię historię, a w "Vindolanda" mamy jej pod dostatkiem. Fabuła wzbudza zaciekawienie, opowieść wciąga czytelnika pomimo ogromnej liczby bohaterów. Będę miała na oku ta serię.
OdpowiedzUsuń