Autor: T. L. Swan
Tytuł: Gym Junkie
Wydawnictwo: Niezwykłe
Data wydania: 2023
Ilość stron: ok. 450
Ocena: 4/10
Opis:
Autorka serii „Bracia Miles”!
Tully Pocket ma problem. Mężczyzna jej marzeń właśnie poprosił ją o rękę, a ona kompletnie nie wie, co mu odpowiedzieć. Jest idealny, kochający, jest wszystkim, o czym mogłaby marzyć każda kobieta, a jednak Tully nie jest gotowa, żeby zostać jego żoną.
Niedoszła narzeczona obiecuje mężczyźnie, że jeżeli pozwoli jej na dwanaście miesięcy przerwy, później zostanie najlepszą żoną, jaką świat widział. Potrzebuje tylko czasu, żeby poukładać swoje sprawy i zrozumieć siebie.
Tymczasem jest też ten facet z siłowni, Brock Marx. Seksowny, władczy i niesamowicie gorący. Czy Tully tego chce, czy nie, ten mężczyzna sprawia, że ona nie może przestać o nim myśleć.
Tymczasem niedługo minie dwanaście miesięcy…
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Recenzja:
Mam ochotę krzyczeć z frustracji. Znam i dotąd ceniłam sobie bardzo powieści od T. L. Swan, ale "Gym Junkie" udowodniło mi, że nawet doskonała pisarka jest w stanie stworzyć... takie coś. I mówiąc "takie coś" mam na myśli pomysł na świetną fabułę, który nie został zrealizowany w zbyt dobrym i spektakularnym stylu.
Tully od zawsze kochała tylko jednego faceta - była z nim od piętnastego roku życia i myślała, że ułoży sobie z nim życie. Nie jest to jednak takie łatwe, bo dziewczyna coraz częściej ma wrażenie, że się dusi i że chciałaby zmienić swoje życie, w tym podróżować. Ustala więc ze swoim partnerem, że rozstaną się na dwanaście miesięcy: które spędzą na samorozwoju, poznawaniu innych ludzi, by utwierdzić się w tym, że chcą wziąć ze sobą ślub.
Bohaterka od ośmiu miesięcy pracuje, w sumie nic za bardzo w jej codzienności się nie zmieniło, ale wie, że niebawem wróci do chłopaka, którego dalej kocha. Tyle, że w pewnym momencie poznaje na siłowni faceta i gdy już zostają tylko sami, bo jest tak późna pora, że nie ma już nawet pracowników, dochodzi między nimi do jednoznacznej sytuacji, która związana jest z tym, że Tully (dostająca dodatkowo pseudonim Pocket) ma orgazm.
Co więcej, Tully postanawia umówić się z tym kolesiem raz jeszcze - w innym terminie, chociaż nie do końca wie, do czego będzie to ostatecznie prowadziło. Wie jedynie, że to typowy samiec alfa, który nie kontroluje złości, zazdrości... i zrobi wszystko, aby ją mieć.
Mówiąc delikatnie: to wyżej brzmiało chyba całkiem nieźle, jak przepis na naprawdę udany romans, który spowoduje zarumienienie ze strony mnóstwa czytelniczek. Ale ostatecznie dostajemy powieść, w której seks był często określany mianem: "tarło", a seks analny wiązał się z "jednym, szybkim pchnięciem" w kierunku nieprzygotowanej na to dziewczyny, z którą się nawet tego nie uzgadniało.
Brock - główny bohater, ten samiec alfa, ma swoje plusy: wspaniałą firmę detektywistyczną, super przyjaciół, całkiem sympatyczną rodzinę... ale chwilę później traktuje Tully jak kieszeń (stąd pocket - angielskie słowo, które w jej kierunku używa), gdzie dodaje, że do kieszeni może włożyć co chce i ile zechce...
Ale to nie jest najgorsze. Mamy tutaj przedstawioną dziewczynę ze spektrum (w domyśle: autyzmu), która może nie do końca umie w zachowania społeczne, ale która tutaj jest przedstawiona wręcz ordynarnie, jak jakaś wariatka - a jej monolog związany z tym, że nie pije piwa, bo szkodzi to jej okolicom intymnym, co jest w stanie potwierdzić jej matka: cóż, to dopiero wierzchołek góry lodowej.
A może opisywanie waginy Tully jako "Księżniczka Kuciapka Kajzerka" było tym momentem, w którym już miałam psychicznie dosyć?
"Gym Junkie" ma oczywiście swoje plusy, ale zdecydowanie widzę tu po prostu najsłabszą książkę, którą czytałam spod ręki T. L. Swan. I z tym niestety polemizować nawet sama ze sobą nie umiem. Szukałam tu jej wspaniałego humoru, romantyzmu, cudownych opisów... Trudno było mi to wyłuskać.
Największym plusem tej pozycji jest według mnie to, że sporo się dzieje - i akcja jest dynamiczna, więc czyta się szybko i całkiem dobrze, ale największy minus: to zachowanie w stylu "ja jestem panem i władcą, dawaj mi swoje ciało", boli.
Dodam też od razu, że jest tu tak dużo scen erotycznych, że nie wszystkim ta książka podejdzie chociażby z tego właśnie powodu.
Podsumowując: mam mieszane uczucia. Żałuję tylko, że tak wspaniały pomysł na historię został potraktowany tak po macoszemu, bo potencjał był ogromny.
Jeśli jednak macie ochotę poczytać: sięgnijcie!
Niestety nie zanm twórczośći pisarki a po przeczytaniu recenzji "Gym Junkie" ta książka nie będzie pierwszą z repertuaru autorki jaką poznam. Pomysł na fabułę był naprawdę interesujący, jednak jego wykonanie już nie tak do końca. Są może ciekawe momenty ale niestety nie było ich aż tyle, żebym mogła zlekceważyć te słabsze. Za tą ksiązkę podzękuję.
OdpowiedzUsuńjak do tej pory czytałam jedną książkę autorki i niestety to był niewypał. Kiedyś dam jej jeszcze szanse, ale na razie szkoda mi na to czasu
OdpowiedzUsuńLubię Autorkę, ale po takiej opini nie mam ochoty czytać tej książki. Dziękuję za szczerą opinię.
OdpowiedzUsuńTa książka zawiera też treści nieodpowiednie dla mnie 😆 podziękuję, nie lubię takich historii, ponadto cenię sobie bardziej treść, stan przeprowadzonych researchów i zmysł obserwatorami w stosunkach międzyludzkich niż puste relacje gmatwane na szybko, by było co robić w sypialni (czy gdzie tam autor chcę).
OdpowiedzUsuń