Autor: Kinga Godurowska
Tytuł: Słodka rewolucja
Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki
Data wydania: 2022
Ilość stron: 304
Ocena: 2/10
Opis:
Zawsze jest dobry czas na małą przyjemność i... wielką rewolucję!
Alice Fletcher przeszła długą drogę – miała trudne dzieciństwo, a następnie musiała mierzyć się z ciągłymi kpinami rówieśników związanymi z jej wagą. Ostatecznie jednak to właśnie ona stałą się prawdziwą mistrzynią w osładzaniu życia innym. Realizuje bowiem swój ogromny talent w cukierni i właśnie została jej właścicielką. Brzmi świetnie? Nie do końca, biznes stoi bowiem na krawędzi upadku, a poprzedni właściciel, by go ratować, zaangażował Nathana Darcy’ego. Ten pewny siebie specjalista od wydobywania restauracji z kryzysu jest również prześladowcą Alice z lat szkolnych. Dziewczyna nie jest już jednak tak bezbronna i wystraszona jak kiedyś, co oznacza jedno – ostre starcie w krainie słodkości.
Nathan wydaje się wyjątkowo aroganckim typem. Alice ma jednak okazję przekonać się, że potrafi być także rycerski i czuły. Czy zwariowana cukierniczka i złośliwy playboy są gotowi na rewolucję?
Pełna humoru, słodko-pikantna opowieść o tym, że miłość przychodzi do każdego – niezależnie od proporcji ciała i grubości zbroi, za którą się chowa.
Recenzja:
Sama okładka i opis całkiem mi się spodobały, dlatego od razu postanowiłam sięgnąć po powieść "Słodka rewolucja", gdy tylko ukazała się ona na polskim rynku wydawniczym. Niestety, już od pierwszych stron czułam, że nie będzie to lektura, która sprawi, że szczęka opadnie mi na podłogę - tylko raczej jedna z tych książek, które z trudem będę starała się wymęczyć do końca, aby zobaczyć, czy oby na pewno w pewnym momencie poziom się nie podnosi...
W "Słodkiej rewolucji" nie było jednak tak fajnie - zaczynając od tego, że nie da się polubić głównych bohaterów (chociaż samą Alice lubiłam nieco bardziej niż Nathana...), a kończąc na tym, że od samego początku do Alice zwracają się "pączusiu" - co podobno nie ma nic wspólnego z jej wagą, a z nadrukiem na koszulce sprzed dwudziestu lat w czasach szkolnych. Serio? Wcale się to nie wydaje krzywdzące, szczególnie, że Alice mogłaby być raczej modelką plus size...
Zacznijmy jednak od początku - najpierw poznajemy Alice, zamkniętą w sobie dziewczynę, która jest wręcz wystraszona na każdym kroku, bo w szkole ją prześladują - a tuż później poznajemy Alice: kobietę, która umie walczyć o swoje, która to pozwala swojemu największemu wrogi z czasów szkolnych, na zrobienie generalnego remontu w jej cukierni - gdzie nawet o Nathana ma zależeć, jaki będzie kolor ścian i główny koncept.
No cóż, jeśli to Was nie zachęca, to może ja już nie będę pisać dalej, gdyż kolejne intrygi i inne takie, mogłyby zacząć mi bokiem wychodzić - a większość z nich jest jeszcze bardziej bezsensowna niż to, że Nathan w międzyczasie sypia ze swoją byłą, która jest już zaręczona i która go zdradziła w czasach szkolnym z jednym z nauczycieli...
Mówiąc w skrócie: to jest jak Moda na sukces, z czego odcinki starego tasiemca czasem miały więcej sensu, a już na sto procent wzbudzały większe emocje.
Nie byłam w stanie przekonać się do nagłej zmiany Nathana pod wpływem Alice - a już samo zakończenie sprawiło, że dosłownie miałam ochotę wyrzucić książkę za okno. Właściwie jedno, co mi się ostatecznie podobało: to okładka. Bo opis też nie był do końca trafiony - daleko tej pozycji było do komedii romantycznej, która miałaby sporą dawkę humoru...
Bez wątpienia jest to jedna z najgorszych książek, jakie czytałam w tym roku - i bardzo żałuję, że recenzją tej powieści muszę Was uraczyć akurat w ostatni dzień lipca: bo z tego co wiem, już pewnie sporo osób kilka dni wcześniej, z okazji premiery, zdążyło tę pozycję dodać do swojego koszyka - a część z nich sfinalizowała już swoje zamówienie.
Dla mnie "Słodka rewolucja" zbyt dużego sensu nie miała, chociaż sam główny pomysł nie był w sumie taki zły: tylko wykonanie i rozbudowanie akcji, jakoś nie było w stanie przypaść mi do gustu. Nie wspomnę już o tym, że według autorki dwa lata trwają czterdzieści osiem miesięcy - czego, o dziwo, nie wyłapano także w redakcji.
Podsumowując: nie jestem w stanie tej powieści polecić: bo będąc w zgodzie z samą sobą, po prostu nie jestem w stanie polecać czegoś, co momentami bywa tak krzywdzące dla czytelnika. Jeśli macie jednak ochotę poznać bliżej losy Alice i Nathana, wiecie co robić: mam jednak nadzieję, że moja recenzja ostrzegła Was przynajmniej przed tym, co możecie napotkać...
Okladka faktycznie słodka i opis ciekawy, ale teraz boję się po to sięgnąć
OdpowiedzUsuńDziękuję za szczerą opinie.
OdpowiedzUsuńCzasem tak bywa, że okładka cudna i urzekająca, a streszczenia wielce obiecujące, a tu bach, czytasz książkę i totalna porażka. Zdarza się. Nieszczęścia chodzą po ludziach, to i po książkach też się czasami przechadzają. Cieszę się, że miałaś odwagę szczerze wyrazić swoją opinię, nie drążysz, nie doszukujesz się na siłę pozytywnych stron książki.
OdpowiedzUsuńAleksandra Miczek
Kurcze, opis ciekawy, okładka mi się spodobała, ale teraz mam stracha, że coś będzie nie tak...
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu opisu na stronie księgarni miałam ochotę przeczytać tę książkę. Teraz jednak chyba ją sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńDobrze, że przeczytałam recenzję. Nie będę tracić czasu na tę książkę
OdpowiedzUsuńNiestety czasem i tak bywa, że śliczna okładka skrywa gniota. Będę omijać z daleka :)
OdpowiedzUsuńOpis jak i okładka zapowiadały fajna lekturę. A tu klops, szkoda.
OdpowiedzUsuńNie miałam w planach tej książki. Wydaje się niedopracowana i chaotyczna.
OdpowiedzUsuńWow... czyli najgorsza książka w tym roku? Sam pomysł mi się zresztą wydaje niezbyt dobry. Łączyc kobietę, która bardzo cierpi z powodu wytykania nadwagi i playboy, który nie bawi się w delikatność, tylko jednorazowe przygody. Gdzie tu cechy wspólne, na których mogliby się oboje spotkać? Może gdyby to dobrze przeprowadzić... Ale autor wtedy musiałby mieć naprawdę dobre wyczucie, ja takiej mieszanki osobiście nie widzę.
OdpowiedzUsuń