Autor: Bethany Clift
Tłumaczenie: Agnieszka Jacewicz
Tytuł: Ostatnia na imprezie
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 26 kwietnia 2022
Liczba stron: 448
Ocena: 8,5/10
Opis:
Jest grudzień 2023 roku i nasz świat właśnie przestaje istnieć.
Ludzkość wymiera za sprawą wirusa o nazwie 6DM – „sześć dni maksimum” – najwyżej tyle przeżywa zakażony nim człowiek.
W Londynie udaje się jakimś cudem przetrwać jednej kobiecie. Całe życie spychała własne pragnienia na dalszy plan, ukrywała uczucia i rozpaczliwie próbowała dopasować się do innych. Jest zupełnie nieprzygotowana na to, by samotnie stawić czoło przyszłości.
Mając za towarzysza jedynie psa, wyrusza w podróż, by upewnić się, że poza nią nikt nie przeżył. Mija apokaliptyczny krajobraz, opustoszałe płonące miasta, stosy trupów, i przechodzi przyspieszony kurs przetrwania. A przy tym szczerze przygląda się sobie i swojemu życiu.
Kim się stanie teraz, gdy nie ma już dla kogo żyć i jest sama jak palec?
Recenzja:
Ostatnia na imprezie to powieść z zatrważającym konceptem i miejscami dość obrzydliwymi scenami, a mimo to jest lekturą nadzwyczaj… przyjemną. Może brzmi to niedorzecznie w przypadku książki o jawnej apokalipsie, niemniej ja czułam się zaskakująco zrelaksowana w trakcie tej lektury i pochłonęłam ją jednym tchem. Całe założenie tej książki jest wspaniałe, bo poza upiornym tłem, kryje w sobie interesują drogę do samopoznania – i niebanalną bohaterkę! A to w połączeniu z tajemniczym wirusem czyni całość niezwykle angażującą…
(…) prowadzę te zapiski, bo uważam, ze są rzeczy, które powinny zostać w jakiś sposób utrwalone, a skoro jestem – a raczej byłam – pisarką i dziennikarką, uważam to poniekąd za swój obowiązek.
Poza tym jestem jedyną osobą, która jest w stanie to zrobić.
Bo tylko ja zostałam.
W tym kraju.
Może nawet na całym świecie.
Powieść Bethany Clift to swoisty dziennik bezimiennej kobiety, która nie ginie od wirusa, który zwykle zabija w maksymalnie sześć dni. Co więcej, zabija on w sposób doprawdy mrożący krew w żyłach – u chorego narządy zwyczajnie się stopniowo… rozpadają. Jak się domyślacie, to śmierć często okrutna, niekiedy wręcz przyprawiająca o mdłości – jednak sceny umierania nie wiodą tutaj głównego prymu, choć czytelnik doświadczenia ich nie uniknie. Autorka maluje tu przed nami intrygujący obraz rozprzestrzeniania się wirusa, działań rządu, bezmyślności ludzi – i wszystko to wypada w tej historii bardzo autentycznie. Ba! Nawet odnosi się weń do znanych nam sytuacji, jak choćby Covid – tu historia jest zgoła inna, ale niektóre elementy się zgadzają…
To, co szczególnie ujmujące jest w tej książce, to oryginalne podejście do postapokaliptycznej wizji ocalałego oraz prowadzonej przez niego historii. Pod wieloma względami opowieść kobiety można nazwać jednym wielkim bałaganem, ale ja doskonale się w tym chaosie odnajdywałam. Lubię wyjątkowe strumienie świadomości na kartach powieści, a tutaj – choć przyznam, że czasami działała mi ta postać na nerwy – daleko im do banalności. Co więcej, i wspomnienia, i myśli bohaterki świetnie przeplatały się tutaj ze scenami bardziej szokującymi, widokami makabrycznymi oraz osobliwym survivalem.
Ostatnia na imprezie to cudacznie inna postapokaliptyczna książka, w którą można wsiąknąć całym sobą. Wyrazisty styl autorki oraz sposób prowadzenia tej opowieści to kapitalna sprawa, a jej wizja naprawdę mocno oddziałuje na wyobraźnię czytelnika – bywa przerażająco i aż za bardzo realnie. Niemniej, to także historia inspirująca, o ogromnej woli przetrwania, wywołująca wiele różnych emocji, która z całą pewnością spodoba się szerokiej gamie odbiorców. Polecam z całego serca!
Przypomina mi to "Samotność anioła zagłady" polskiego autora. Obecność trupów, codzienny survival i bezwzględna samotność. Owszem, wszystko fajnie, lubię postapokaliptyczne klimaty (coraz nam w końcu do nich bliżej), ale nie odnajduję się w takich samotnych nurtach, bardzo dołująca pozycja.
OdpowiedzUsuńCzytałam różne postapokaliptyczne książki, ale tutaj fabuła wydaje się być zadziwiająca. No i tytuł...
OdpowiedzUsuńNie przepadam za wizjami apokaliptycznymi, ale Twoja recenzja mnie przekonała, że jednak warto poświęcić tej historii trochę czasu. To nie tylko opowieść o końcu ludzkości, ale historia o "człowieku"- istocie, która obdarzona rozsądkiem i "mądrością' doprowadziła do samozagłady.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać książki w stylu post-apo, końc świata. "Ostatnia na imprezie" skojarzyła mi się z filmem 'Jestem legendą'. Książka ciekawa, oryginalna wizja przyszłości która nie wydaje się się odległa i to trochę przeraża. Tytuł trafia na listę.
OdpowiedzUsuńksiązki Postapo z nimi to różnie u mnie. Początek opisu tego, od razu skojarzył mi sie z filmem Jestem legendą. ale tylko początek. nie czuję by była to, mimo wszystko lektura dla mnie.
OdpowiedzUsuńPostapokaliptyczna powieść inna niż jakie dotychczas udało mi się przeczytać. Ciekawa fabuła i przede wszystkim intrygujaca główna bohaterka. Bardzo poważnie rozważę lekturę tej książki.
OdpowiedzUsuńO nie, tylko nie wirusy. Ten tytuł sobie daruję.
OdpowiedzUsuńMimo,że to świetna recenzja i polecenie,to ja nie skuszę się na to polecenie. Zdecydowanie wolę się ostatnio zaczytać w zupełnie innych klimatach, takich którym bardzo daleko od wszystkiego co wiąże się z wirusem . Bardzo dziękujemy za świetną recenzję 😘B.B
OdpowiedzUsuń