środa, 17 listopada 2021

Edward Wierkin - "Wyspa Sachalin"

Autor: Edward Wierkin
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Tytuł: Wyspa Sachalin
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 29 września 2021
Liczba stron: 498
Ocena: 6/10

Opis:

Trudno przewidzieć przyszłość, gdy świat już się skończył.

Gdy światowe mocarstwa pogrążyły się w najbardziej wyniszczającym konflikcie wszech czasów, cywilizacja praktycznie przestała istnieć. Z dawnych stolic pozostały wypalone bombami pustkowia. Tam, gdzie promieniowanie nie zabija na miejscu, panoszy się zaraza, której nie sposób powstrzymać.
W oszczędzonej w trakcie wojny Japonii trwa walka o przetrwanie. To właśnie stamtąd pochodzi Lilak – młoda futurolożka, która decyduje się na ryzykowną wyprawę badawczą. Jeśli jej się powiedzie, być może uda jej się dowiedzieć, co czeka ludzi w przyszłości.
Celem Lilak jest Sachalin – wyspa będąca strefą przejściową między Japonią a piekłem rozciągającym się na kontynencie. To tutaj przybywają ostatni uchodźcy dramatycznie walczący o przeżycie. To tutaj trafiają ci, którzy nie zasługują na życie w społeczeństwie. Lilak bardzo szybko przekona się, że Sachalin to coś więcej niż kolonia karna. To odpowiedź na to, dlaczego ludzkość znalazła się na krawędzi zagłady.
Kanibalizm, przemoc i wszechogarniające szaleństwo. Tylko co się wydarzy, gdy podczas wyprawy coś pójdzie nie tak?

Recenzja:

Nie znam zbyt wielu postapokaliptycznych powieści, w których pierwsze skrzypce gra kobieta, dlatego też ogromnie nie mogłam doczekać się zapoznania się z Wyspą Sachalin. Zachętą do sięgnięcia do tego tytułu był również fakt, że jej autor, Edward Wierkin, jest Rosjaninem, a ci krajanie zdecydowanie wybijają się na tle innych pisarzy tego gatunku (wystarczy spojrzeć na twórczość Glulhovsky’ego czy Łukjanienko). I… odrobinę jestem zawiedziona, aczkolwiek im więcej czasu od lektury mija, tym bardziej mi się ta powieść podoba.

- Jestem właściwie tylko obserwatorką. Moim zadaniem nie jest cokolwiek zmieniać, w mojej mocy jest tylko pokazanie społeczeństwu… pozbawionego uprzedzeń obrazu.

Wyspę Sachalin czyta się… strasznie. Bardzo trudno było mi się w niej odnaleźć, bo autor przytłacza czytelnika długimi opisami na tematy często skomplikowane, ostro przefilozofowane. Z jednej strony rozumiem tego cel, ale z drugiej odnoszę wrażenie, że było tego wszystkiego zwyczajnie za dużo. Ponura wizja Wierkina znacznie lepiej sprawdziłaby się w nieco okrojonej wersji, bez niektórych wątków, bo wbrew wszystkiemu była to książka niezwykle fascynująca i koniec końców zagnieździła mi się mocno w umyśle – a raczej jej część, bo obszerne charakterystyki miejsc czy rzeczy, nic nie wnoszące do treści, powoli z głowy wypieram…

- Sachalin to dobro dla świata i piekło dla jego mieszkańców, tak bym to nazwał. Nasza wyspa jest ostatnią linią obrony przed nacierającymi siłami chaosu. Jesteśmy tu jak jakaś straż południa...

Edward Wierkin nie ma lekkiego pióra i choć samo zgłębianie historii bywało męką, tak Wyspa Sachalin ma także mnóstwo zalet. Szalenie spodobała mi się główna bohaterka, młoda futurolożka, której oczami poznajemy świat po wojnie nuklearnej. Jak nie trudno się domyślić – struktura zarówno Ziemi, jak i samego człowieczeństwa uległa drastycznym zmianom. Na dodatek na świecie panuje niebezpieczny wirus, który – najprościej mówiąc – zamienia ludzi w zombie. Przemoc, kanibalizm i szaleństwo jest wszechobecne, jednak nie ono zdaje się być główną osią fabularną. Autor bardzo skupia się tutaj na duchowości człowieka, humanitaryzmie, podejmowanych decyzjach, wybieranych drogach. Jak wspomniałam wcześniej – niekiedy bardzo filozoficznie odpływa, co akurat w tej powieści… nie zawsze się sprawdzało. Że tak brzydko powiem – czasami dywagacje głównej bohaterki były z d… czterech liter. I – co więcej – brakuje na końcu jakiejś wyraźniejszej puenty, a czytelnikowi serwowane jest dość mroczne zakończenie.

Na pewno się spotkamy. Tam, u bram rajskiego ogrodu. Przyszłość. Nie wątpiłem: tam jest lepiej niż tu.

Wyspa Sachalin to interesująca książka, ale obawiam się, że niewielu osobom przypadnie do gustu. Kryje w sobie ciekawą wizję postapokaliptyczną, oryginalne wątki sci-fi przywodzące na myśl opowiadania Strugackich, sympatyczną główną bohaterkę i kilka doprawdy trafnych refleksji, jednak… napisana jest ona naprawdę ciężko (i to z całą pewnością nie jest wina tłumacza – na goodreads Rosjanie także narzekają na filozoficzne przegadanie z poplątaniem). Cóż mogę powiedzieć? Jest mroczna i na swój sposób frapująca, przyjemnie ponura, jeśli lubicie więc bardzo lubicie klimaty postapo – warto do niej zajrzeć. Polecam.

12 komentarzy:

  1. Renata Kozłowska17 listopada 2021 08:50

    Postapokaliptyczne powieści nie są w zasięgu mojego zainteresowania. Nie lubię ich czytać i tej też nie planuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rosjanie mają specyficzny dryg to literatury... Ja z rejonu fantastyki uwielbiam Diaczenko (to małżeństwo), są niepodobni do żadnego znanego mi autora i jego charakterystycznych cech. Aczkolwiek np. taka literatura skandynawska też jest odmienna. Czym dalej od nas, tym więcej cech różniących, kulturowo nas zaskakujących.
    Ja akurat lubię postapokaliptyczne powieści, a raczej scenariusze. Wydaje mi się, że "Wyspa" miała być w swojego rodzaju opowiastką filozoficzną o czarnej stronie ludzkiej natury. Skoro II wojna światowa miała obozy koncentracyjne, to III miałaby kolonie karne... Mnie akurat ten pogląd nie przekonywuje (to by było pewne cofnięcie się), ale cóż... gdyby opisać go właściwie, miałby szansę. Ale zsyłanie na wyspę? Ile to razy już było?
    Każda wizja ma swoje plusy i minusy, tutaj... wydaje mi się, że nie pojawiło się nic nowego, nic odkrywczego. Nawet wprowadzanie chmary nowych nazw (np. futurolożka) już pojawiało się wielokrotnie (takie nagromadzenie to akurat mi się kojarzy nierozerwalnie, także bardzo "ciężko", z Jackiem Dukajem i choćby jego "Katedrą") w różnych pozycjach literatury. Jakby tak... nie porywa ta książka. Powiem szczerze, że nawet mi okładka przypomina inne. Także pochodzenie autora (gatunek rosyjskiego postapo musi mieć coś w sobie!) jakoś specjalnie mnie nie namówiło. Niemniej... może są jakieś inne ciekawsze pozycje tego autora?

    OdpowiedzUsuń
  3. Opis brzmi megainteresujaco, ale wasza recenzja już mnie zniechęciła. Nie znoszę długich, męczących opisów. Tym razem podziękuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat ja lubię literaturę postapokaliptyczną. Lubię poznawać wyobraźnię autora i to jak wyobraża sobie świat po. Trochę przerażają mnie te opisy, ale mimo to jestem ciekawa tej książki

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo interesujący pomysł na fabułę (ciekawa wizja świata po wojnie), lubię książki postapokaliptyczne lecz chyba nie tym razem. "Wyspa Sachalin" wydaje się za bardzo toporna miałabym problem zagłębienia się w opowieść. Na razie podziękuję może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Klimaty postapo niestety nie dla mnie. Mroczna powieść, zamiana w zombie, zakończenie nijakie... Zdecydowanie nie pociąga mnie taka ponura książka. Może i frapująca, ale chyba skończyłabym czytanie po kilku stronach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja to w ogóle nie znam żadnej powieści postapokaliptystycznej (szczerze to nawet nie znalam tego słowa;D ). Takich książek tez nie czytam :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przepadam za s-f, chyba raczej się nie skuszę, szczególnie, że nie czytałam jeszcze nic z literatury rosyjskiej, prócz Zbrodni i kary Dostojewskiego w liceum. 😅

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie to taka tematyka trochę postapokaliptyczna. Dlatego ja jednak sobie ją odpuszczę, ona jest dla mnie za ciężka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie lubię literatury postapokalistycznej, choć sięgałam po książki z tego gatunku. Ta pozycja raczej nie jest dla mnie. Wolę bardziej optymistyczne powieści.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wielu nie przypadnie i ja jestem jedną z tych wielu,którym nie przypadnie,bo w ogóle ten gatunek literatury mnie nie przypadł i nie przypadnie,to już od niego wolę bardziej fantasy. Bardzo dziękujemy za ciekawą recenzję😘B.B

    OdpowiedzUsuń