Autor: Elizabeth Lim
Tytuł: Tkając świt
Wydawnictwo: We need YA!
Data wydania: 23 marca 2021
Liczba stron: 432
Ocena: 6,5/10
Opis:
„Project Runway” w połączeniu z „Mulan”? Porywająca opowieść o młodej dziewczynie, która udaje chłopca, by rywalizować o rolę cesarskiego krawca.
Maia Tamarin marzy o byciu najlepszą krawcową w kraju. Kiedy królewski posłaniec wzywa jej schorowanego ojca do wzięcia udziału w wielkim konkursie, Maia zajmuje jego miejsce, aby spełnić swoje marzenie i uratować rodzinę przed biedą. Wie, że może zginąć, jeśli ktoś odkryje jej sekret. Jest tylko jeden problem: Maia jest jedną z aż dwunastu krawców walczących o wysoką pozycję na dworze.
Konkurencja to jednak niejedyna trudność, której musi stawić czoła. Dziewczyna obawia się, że jej sekret zostanie odkryty przez nadwornego magika Edana, którego przenikliwe oczy zdają się patrzeć prosto przez jej przebranie. Mimo wszystko Maia wyrusza w podróż do najdalszych zakątków królestwa, by szukać słońca, księżyca i gwiazd. Znajdzie tam o wiele więcej, niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić.
Recenzja:
Jestem przekonana, że o Tkając świt już niemal każdy słyszał co-nieco, bo ilość tej książki w sieci jest przytłaczająca. Sama przed sięgnięciem po nią naczytałam się o niej ochów i achów, dlatego podekscytowana i szczęśliwa podeszłam do lektury. I… spodziewałam się po niej znacznie więcej, aczkolwiek nie zrozumcie mnie źle! Książka mi się podobała, ale nie spełniła w pełni moich oczekiwań. Morał z tego taki – nie nastawiać się na 10/10 jeszcze przed przeczytaniem danego tytułu...
Poproś, bym uprzędła najcieńszą nic, a nawet z zamkniętymi oczami zrobię to tak szybko, że nie dorówna mi żaden mężczyzna. Poproś, bym skłamała, a zająknę się i nic nie wymyślę.
Nigdy nie miałam talentu do snucia opowieści.
Książka napisana jest cudownie i wciąga od pierwszych stron, choć główna bohaterka-narratorka na wstępie twierdzi, że nie ma talentu do gawędzenia (jak widzicie w pierwszych zdaniach przytoczonych powyżej). Jej historię śledziłam z niegasnącym zainteresowaniem (choć kilka razy mnie sfrustrowała – choć o tym dalej). Czuć tutaj vibe Mulan, ale nawiązanie do tego tytułu jest raczej niewielkie – ot, azjatacki-klimat oraz dziewczyna przebierająca się za mężczyznę, aby uratować honor rodziny. Tylko, że… tutaj nie chodzi o wojowanie, a o zostanie nadwornym krawcem – a raczej wzięciu udziału w konkursie na nadwornego krawca (teraz wiecie, skąd też zabawne porównanie do Project Runway). ALE – mam nadzieję, że to nie będzie spoiler – wątek tej rywalizacji nie jest głównym wątkiem, bo w okolicy połowy zostaje skończony, a fabuła toczy się dalej…
Największą i definitywną wadą Tkając świt jest… wątek romantyczny (a na nim niestety buduje tutaj autorka sporą część powieści). Jest on wyjątkowo sztampowy i typowy dla młodzieżówek fantastycznych – czyli w stylu szybkie zakochanie, wielka miłość, pierdzenie serduszkami (dobra, trochę przesadziłam, ale wiecie, co mam na myśli). Na to mogłabym jeszcze przymknąć oko, ale – NIESTETY – główna bohaterka całkowicie traci tutaj rozsądek oraz całą swoją motywację, przez co dla mnie stała się postacią nieautentyczną, a i samo zakochanie ma jakieś mizerne podłoże. Pani Elizabeth Lim – TAK SIĘ NIE ROBI.
Jak jednak widzicie, ocena tej książki jest całkiem wysoka, a to wszystko za sprawą całej reszty. Mogłabym się jeszcze ewentualnie nieco przyczepić do konkursu na nadwornego krawca, którego ważność była w moim mniemaniu przesadzona, ale to jedynie moje drobne odczucie. Zaangażowałam się w ten tytuł przez wzgląd na interesujące tło – obyczajowość, funkcjonowanie dworu czy temat krwawiectwa (choć czasami autorka tutaj przesadzała). Sama magia też była nieoczywista, ubolewam tylko, że tak niewiele o niej zdradziła autorka w pierwszej części powieści, bo później te wątki fantastyczne były trochę tak… znikąd. BO TAK. Akurat to – o dziwo – jakoś nie za specjalnie mi przeszkadzało – może dlatego, że całą frustracje przelałam na kiczowaty wątek miłosny. Jednak i on ma zaletę – ukochany Mai jest bohaterem z ogromnym potencjałem, obdarzyłam go największą sympatią.
Tkając świt to z całą pewnością fantastyczna rozrywka dla młodzieży, można tę książkę pokochać za wiele rzeczy. Jest w jakimś stopniu inna, atrakcyjna, orientalna i – mimo zawodu „miłosnego” - na 100% sięgnę po jej kontynuację (bo nie mogłabym inaczej – zakończenie jest nęcące, acz paskudnie urwane). Zaniżę jednak poprzeczkę i lekturę rozpocznę bez przekonania o arcydziele fantastyki młodzieżowej. Bo książka jest świetna – ale nie przeprześwietna. Polecam. :)
Ciekawa recenzja, może się skuszę
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś po nią sięgnę :) Już trochę dobrego o niej słyszałam.
OdpowiedzUsuńTradycyjnie poczekam na kolejne tomy i zobaczę wtedy, czy warto przeczytać. Lubię baśnie i nawiązanie do Mulan pociąga, ale boję się trochę takich okrzyczanych książek i z reguły podchodzę do nich z nieufnością, też się niejednokrotnie rozczarowałam. Podoba mi się okładka z przewagą mojego ulubionego koloru.
OdpowiedzUsuńTrudno wymyślić oryginalny wątek miłosny, w końcu to motyw stary jak świat i oklepany 😁 Ale o krawiectwie jeszcze książki nie czytałam, chociaż w Podmiejskim na końcu świata taki wątek przewija się w tle, ale w fantastyce jeszcze nie czytałam o takim motywie. Okładka świetna trochę podobna do Wojny makowej, nie? 😉😁 Dzięki za recenzję ☺
OdpowiedzUsuńCoś co jest reklamowane jako połączenie Mulan i projektu Runway napewno mi się spodoba. Uwielbiam Mulan i jakoś jeszcze żadnej książki o takim wydaniu nie czytałam więc bardzo chętnie to poznam. Wogole uwielbiam fantastykę i to coś dla mnie. Może mi bardziej się spodoba
OdpowiedzUsuńElizabeth Lim stworzyła nietuzinkową historię, retelling Mulan w połączeniu z Project Runway to coś nowego (motyw krawiectwa nie pojawia się często w literaturze), wzbudza moje zainteresowanie. Pisarka zabiera w podróż która urzeka czytelnika egzotycznym klimatem. W taką przygodę to ja się piszę, pomimo wątku romantycznego (zbyt przewidywalny, cukierkowego).
OdpowiedzUsuńSporo ostatnio o tej książce w sieci. Mimo wszystko nie planuję jej czytać. A okładka taka pociągająca...
OdpowiedzUsuńOMG, czy w ogóle zdążyliście poświętować?? Tylko czytacie i piszecie, a jest jeszcze inny świat, tam, obok :P
OdpowiedzUsuń„Project Runway” w połączeniu z „Mulan” - już sama taka wstawka mnie zaMULA. Ta reklama idzie w dziwną stronę... Choć ja nie mam zielonego pojęcia, czym jest tajemniczy „Project Runway” (ale tak, Mulan znam :P). I prawdą jest, że i ja słyszałam o tej książce, gdy miała swoją premierę i... spodziewałam się lepszej oceny. Zapowiedzi głosiły tak hucznie bal i masakrę wrażeń, a tu... no cóż. Pewne rozczarowanie, przynajmniej według mnie. Nic, to tutaj przeczytałam, nie zachęciło mnie do tej lektury, a wręcz przeciwnie. Masa spraw w fabule jakoś tak dziwnie wymykała się spod jakiejkolwiek kontroli. Nie wiem, gdzie ukryta jest ta jej domniemana "świetność". Bo jeśli chodzi o fantastykę - to przecież na rynku jest dostępnej jej co nie miara, lepszej, z logiczną i ciekawą fabułą, po co się tak stresować tworami Elizabeth Lim. Czy to przez interesujacą okładkę?
I ten wątek romantyczny! Rozumiem złość podyktowaną "pierdzeniem serduszkami" (btw uśmiałam się!). Motyw w takiej budownie znam, niestety, i nienawidzę. O ile literaturę młodzieżową lubię, ponieważ pojawiają się w niej nietypowe rozwiązania, ciekawie zainicjowane tło, konkretne wątki, ale... ta miłość wybucha i obryzguje wnętrznościami wszystkie strony powieści, a to zostawia zły posmak czytelnikowi. Niestety.
Ja akurat mało o niej słyszałam,ale jakoś specjalnie,mi to nie przeszkadza,więc to książka nie jest dla mnie😊Nie będę się nią za bardzo interesować. Zupełnie to nie są moje czytelnicze klimaty,aby na chwilę się w niej zaczytać 🙂Bardzo dziękujemy za recenzję 😘B.B
OdpowiedzUsuń