Autor: Maja Iwaszkiewicz
Tytuł: Świnia na sądzie ostatecznym. Jak postrzegano zwierzęta w średniowieczu
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 10 marca 2021
Liczba stron: 240
Ocena: 9/10
Opis:
O takim średniowieczu nikt jeszcze nie pisał.
Co wówczas człowiek myślał o zwierzętach? Jak wyglądała praca dawnego zoologa i jego magiczne eksperymenty? Jak powstały wyobrażenia o ludzko-zwierzęcych hybrydach? Czy w średniowieczu istniały ogrody zoologiczne? Czy wierzono, że zwierzęta pójdą do nieba i należy je sądzić jak ludzi? Barwne opowieści o średniowiecznej faunie wzbogacone zostały o oryginalne ilustracje, które mogą wzbudzać zarówno śmiech, jak i przerażenie. Znaczną część autorka poświeciła opisom stworów fantastycznych: smoków, gargulców i jednorożców. Nie zapomniała też o ówczesnych wegetarianach. Wszystko to prowadzi do zastanawiającego wniosku: świat zwierząt oddziaływał na ludzi w średniowieczu silniej niż obecnie.
Maja Iwaszkiewicz jest historyczką sztuki i mediewistką zakochaną w kulturze średniowiecznej i odszyfrowywaniu jej tajemniczego języka symboli. Próbuje zarazić tą miłością innych.
Recenzja:
Średniowiecze wywołuje w nas raczej nieprzyjemne skojarzenia, ale Maja Iwaszkiewicz w książce Świnia na sądzie ostatecznym udowadnia, że i tę epokę w dziejach ludzkość można polubić. Przedstawia wiele fantastycznych oraz prawdziwych zwierząt, których niegdysiejsze postrzeganie bywa… co najmniej zaskakujące. Krótko mówiąc – tytuł ten jest pełen niespodzianek!
Ostatnio miałam długą przerwę od jakichkolwiek historycznych książek, nawet z ciekawostkami, bo… trafiałam na niemiłosiernie nudne lektury, których treść zapowiadała się fascynująco. Z obawą więc podeszłam do tego tytułu i… zrobiłam to niepotrzebnie, bo Świnię... czyta się po prostu GENIALNIE. Autorka od razu nawiązuje kontakt z czytelnikiem, dzięki czemu mimo licznych ciekawostek czy odniesień do historii, książkę pochłania się szybko i przyjemnie. Powiem więcej – czułam się jak na wykładzie zwariowanej i zabawnej profesorki, i choć to nie powieść, to autentycznie wzruszałam się przy niektórych wzmiankach, ale… głównie pożerałam książkę z ciekawością i śmiechem. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że dużą część książki pochłonął Kościół – wszak w średniowieczu był on wyznacznikiem niemal wszystkiego – nie opiera się to jednak na ciemnogrodzie, a po prostu przekazaniu historycznych smaczków. Choćby odnośnie kotów, gdzie były one uznawane za złe, ale te prążkowane, ze szlaczkiem niczym M były już kochane – gdyż te zwierzęta były już kojarzone z Maryją… ale więcej o tej jawnej niesprawiedliwości przeczytacie w Świni na sądzie ostatecznym.
Wspominałam, że koty i kobiety jechały w średniowiecznej symbolice na jednym wózku… Postaci kobiet również umieszczano na kościołach, czasami też w roli gargulców, bo – jak się okazuje – kobieta jest tak zła, że nawet diabeł się boi do niej zbliżyć!
Maja Iwaszkiewicz znakomicie też wyjaśnia, dlaczego średniowieczne zwierzęta wyglądały jak wyglądały – część wynikała z braku kontaktu z rozmaitymi istotami i poleganiu na opowieściach, a niekiedy to błędna obserwacja prowadziła do stworzenia nowego gatunku. Co więcej, w tych czasach poświęcano uwagę bardziej symbolice niż estetyce. Autorka opowiada też o średniowiecznych zoologach (przede wszystkim skupia się tu na Albercie Wielkim). Najbardziej jednak czekałam na fragmenty o fantastycznych stworzeniach i – muszę przyznać – że autorka nie kłamała we wstępie, że fani filmu Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć znajdą te istoty w średniowieczu. No i – oczywiście – jako miłośniczka jednorożców jestem ukontentowana tym, że tutaj ich nie zabrakło.
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że znajdziecie tu kolejny dowód na to, że warto pokochać średniowiecze – w tamtych czasach żaden dorosły, poważny, wykształcony człowiek nie powiedziałby Wam, że jednorożce nie istnieją!
To wciąż nie wszystko, co znajdziecie w tej książce – bo jest tutaj także nieco moralne rozprawy na temat zwierząt w średniowieczu, choćby etycznego podejścia do nich – a nawet wegetarianizmu i… procesów sądowych przeciwko zwierzętom! No cóż, jak widać, w wiekach ciemnych można znaleźć wiele fascynujących i pięknych rzeczy, ale i… szokujących i przyprawiających o zawrót głowy…
Nie mogę zapomnieć wspomnieć o tym, że Świnia na sądzie ostatecznym jest cudownie wydana. Na jej stronach możemy znaleźć dawne ilustracje, które dodatkowo pobudzają wyobraźnię czytelnika i wyjaśniają wiele kwestii (choć często też rodzą pytanie – co tu się… dzieje?), a autorka na ostatnich stronach podzieliła się z nami leksykonem zwierzęcych symboli średniowiecznych, który – jak już dowiedzieliśmy się z treści – jest pełen sprzeczności.
Świnia na sądzie ostatecznym to nie tylko książka o średniowiecznym postrzeganiu zwierząt, ale i wspaniała książka historyczna, którą można nazwać też… poprawiaczem humoru. Co więcej, ta lektura może zachęcić do zgłębienia wiedzy na temat tego okresu nawet młodzież (chyba, bo nie wiem, czy niektóre tematy - choćby o samokastracji bobrów - będą odpowiednie dla młodych ludzi), gdyż napisana jest fenomenalnie! Podsumowując – przygoda z Mają Iwaszkiewicz to nauka i wyśmienita zabawa w jednym. Polecam z całego serca!
Całkiem ciekawy poprawiacz humoru. Jestem zachęcona po tak optymistycznej recenzji.
OdpowiedzUsuńA mnie czuje, by była to lektura dla mnie.choc tytuł jest ciekawy. Nie przepadam za książkami historycznymi
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka. Dla miłośnika historycznych smaczków to obowiązkowa lektura. Rzadko zdarza się książka o średniowieczu, którą czyta się z przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Na pewno jej poszukam i przeczytam. Warto też zapamiętać nazwisko autorki.
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam za średniowieczem. Książka Maii Iwaszkiewicz zwraca uwagę dziwnym tytułem, oryginalną okładką, jak i nietypową tematyką. "Świnia na sądzie ostatecznym" oferuje różne ciekawostki na temat relacji łączącej człowieka ze zwierzęciem w średniowieczu oraz ich postrzeganiu. Książka uczy i bawi. Może kiedyś przeczytam i polubię się z tą epoką.
OdpowiedzUsuńO takim tytule nikt jeszcze nie słyszał! Ja akurat nie bardzo lubuję się w tematyce średniowiecznej, ale poznałam ją z racji studiów. Kto wie, książka może mnie jeszcze zaskoczyć o nowe wątki - w końcu niewiele wiemy o tym czasie w porównaniu z innymi epokami. Mam wrażenie nawet, że już starożytność jest lepiej opisana niż średniowiecze. Ale z perspektywy poskiej? Mocno mało źródeł. Ale fakt, od tej strony średniowiecza nie znałam. Ciekawe, na ile tych opisanych symbolów zachowała się do dzisiaj... jako przesądy.
OdpowiedzUsuńNie rozglądałam się z tego typu książkami,ale po tej recenzji jestem,bardzo chęcona,by za tą konkretną,rozejrzeć się ☺ Dodaje,ją do swoje listy "must read"!😉 Bardzo dziękuję za tak przekonującą recenzję😘 B.B
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa propozycja. Ja historyczne książki lubię i czemu nie, tę też chętnie bym poczytała 😉
OdpowiedzUsuńWitam, Pani Maju. Tą książką wpisuje się Pani w 21 wiek. W swym zarozumialstwie i ignorancji wydaje się obecnym, że produkując hybrydy międzygatunkowe tworzą coś nowego, że LGBTQ to odkrycie, a Wyspa Dr Moreau czy dieta zbilansowana to czasy obecne, a my ubogacamy tylko nasze wspaniałe ŚREDNIOWIECZE. Gratulacje za temat i wykonanie. Czytelnik Jaś
OdpowiedzUsuń