Autor: Sam Sykes
Tytuł: Siedem czarnych mieczy
Cykl: Śmierć imperiów, tom 1
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 1 września 2020
Liczba stron: 656
Ocena: 6/10
Opis:
Okradziono ją z magii.
Pozostawiono na śmierć.
Zdradzonej przez tych, którym ufała najmocniej, i odartej z magii Sal Kakofonii nie pozostało nic prócz imienia, sławy i legendarnej broni. Ma jednak wolę silniejszą od czarów i świetnie wie, dokąd pójść.
Blizna to kraina rozdarta przez potężne imperia, do której zbuntowani magowie się udają, żeby zniknąć, zhańbieni żołnierze umrzeć, Sal zaś idzie tam z mieczem, bronią i listą siedmiu nazwisk. Zemsta sama w sobie jest nagrodą.
Recenzja:
Czasami sięgamy po książkę i – choć pięknie się z opisem zapoznaliśmy – otrzymujemy coś zaskakująco innego, aczkolwiek to „inne” nie zawsze znaczy złe – wszak niespodzianki bywają też miłe. Siedem czarnych mieczy okazało się dla mnie zadziwiającą lekturą, gdyż… łączy w sobie fantasy, western i steampunk, a nierozważnie sądziłam, że to – po prostu - pełnokrwiste fantasy. Muszę przyznać, że akurat ten element okazał się dla mnie przyjemną siurpryzą…
Historię poznajemy z perspektywy Sal Kakofonii, która jest… postacią równie nietypową, jak sama powieść. To chyba najbardziej wulgarna i upierdliwa kobieca postać, z jaką w literaturze się dotychczas spotkałam. Można ją jednak polubić (bo nawet zwraca się do nas w treści), choć jej roztrząsanie niektórych tematów i milion porównań, tudzież myśli, potrafią czytelnika przyprawić o zawrót głowy. Autor zdecydowanie nie potrafił znaleźć tutaj kompromisu pomiędzy akcją, a uzewnętrznianiem się Sal, przez co książkę niełatwo się czyta, a sama (anty)bohaterka – choć humorystyczna, fantastycznie cięta i bezwzględna – z czasem staje się męcząca i irytująca . A szkoda, bo zarówno ona, jak i fabuła miały przeogromny potencjał, bo autor ciekawie kreśli i tło powieści, i cały świat, i… wszystko jest piękne, tylko… za bardzo jest przegadane. Siedem czarnych mieczy z powodzeniem mogłoby być o jedną czwartą krótsze, a nic by na tym nie straciło (a wręcz by zyskało – grono mniej umęczonych czytelników).
Co ciekawe, choć całość nastawiona jest na rozrywkę, a cynizm i humor tutaj królują, tak… nie brakuje tutaj i wielu zadziwiająco przemyślanych i raczej niespotykanych elementów w fantastyce. Ogromnie przypadło mi tutaj do gustu przedstawienie magii (coś za coś), kreatywne nazwy broni oraz potworzyska, a także przedstawienie historii uniwersum, dzięki czemu czytelnik doskonale wie co, jak i gdzie (choć uważam, że i te tematy są nieco nad wyrost opisane). Szkoda tylko, że w tym ostatnim wypadku, autor niemal co rozdział skacze do innego wątku i choć świat w oczach czytacza rozbudowuje to… nie daje za wiele akcji. Znacznie lepiej mu tutaj idzie przedstawianie bohaterów i relacji, w tym wypadku nie mam mu nic do zarzucenia, może poza – pewnie wiecie, co chcę powiedzieć – zbytnim rozpisywaniem się w niektórych kwestiach. Jakim cudem nikt nie przystopował tego przebogatego do mdłości opisywańska?
Króciutko podsumowując, Siedem czarnych mieczy jest fantastyką zdecydowanie wartą uwagi, jednakże obawiam się, że wielu się do tej książki zniechęci. To pierwszy tom cyklu i żywię nadzieję, że autor przyłożył tak wielką wagę do tworzenia wszystkiego, aby w kolejnych tomach dać czadu i zachwycić nas wartką akcją oraz kolejną dawką niewybrednego humoru, by jego książka ponownie okazała się dla mnie niespodzianką – acz tym razem z innych względów. Polecam dla wytrwałych miłośników niebanalnej fantastyki, magii i… rewolwerowców.
P.S. Teraz często wciska się w książki i seriale wątki LGBT+, warto dlatego napisać, że Sal jest biseksualna. Wspominam o tym, ponieważ ten motyw wprowadzony jest tutaj swobodnie i nie gryzie w oczy! Ba! Jej relacja z pewną bohaterką jest doprawdy ciekawa, dlatego nawet jeśli ktoś jest mniej tolerancyjny – niech się nie zraża. :)
Dzięki za recenzję. Przynajmniej wiem, czego mogę spodziewać się po tej książce.
OdpowiedzUsuńNie znam tej serii
OdpowiedzUsuńKsiążki z motywamu łączącymi w sobie fantasy, western i steampunk jakoś sobie nie wyobrażam... Mocna mieszanka. Ale nie niemożliwa, jak widać powyżej.
OdpowiedzUsuńPostać Sal Kakofonii zabiła mnie już dzięki nazwisku (rodem z "Asterixa i Obelixa", podobna do niejakiego Kakofonixa, który śpiewa podobnie jak moja sąsiadka, którą pozdrawiam :P), co przysparza rzeszę dziwnych skojarzeń, a opis zawierający ponadto takie przymiotniki jak "wulgarna", "upierdliwa", "męcząca" i "irytująca" podkręca to wrażenie, wcale nie dodając jej uroku. Wprost przeciwnie. No chyba że dodano by większą dozę sarkazmu, wtedy może by z tego coś wyszło. Ale na chwilę obecną zdaje się, że ja bym jej nie polubiła. Ponadto nienawidzę, jak bohaterka ma ciągłą potrzebę uzewnętrzniania się ze wszystkiego, to mnie strasznie wkurza. Nie przeszłabym do ostatniej strony powieści, albo przeskakiwała po parę stron (co jednak nie uważam za prawdziwą lekturę, wiadomo). Zdziwiłam się mocno, że na taki pomysł wpadł autor (na pewno, wygooglowałam go sobie :P), a nie autorka - zwykle to przy kobiecej prozie się zdarza, nie obrażając kobiecej literatury (helloł, przecież ja ją też czytam i nie uważam za niską... no chyba że niektóre z nich :P). Może ta główna postać ma w sobie pewne męskie postawy? Ciekawa jestem... Myślałam nawet, że to debiut, ale nie, ten pisarz jest dość płodny. Chciałabym się dowiedzieć, jak to z tym jego opisywaństwem wychodzi w innych pozycjach. No cóż, cała wiedza przed nami, już w nowym roku! :D
No tak... Zawsze coś za coś, nie będzie idealnie. Ogólnie książka nawet fajnie się zapowiada (choć moim zdaniem okładkę powinni zmienić, mnie na pewno nie zachęca do lektury, ale to kwestia gustu, w Rebisie się takie a la komputerowe często robi), ale ja przez te złoża wspomnianego "opisywańska" bym nie przeszła. Nie ma co udawać, nie przejdę przez tę książkę, po "Czerwonej królowej" powiedziałam sobie, że więcej po podobne lamenty nie sięgnę. Autor musi mnie skusić czymś innym, niestety ;)
PS Siurpryza mnie zabiła :P
Nie lubię westernów 😂😂 ale kto wie może ta książka by to zmieniła 😉 Ale poczekam aż wyjdą wszystkie tomy i wtedy być może sięgnę 😁
OdpowiedzUsuńPołączenie westernu z fantasy oraz z steampunk wydaje się interesujące tylko jak dla mnie w "Siedmiu czarnych mieczy" coś poszło nie tak. Książka wydaje się przegadaną, (anty)bohaterka 'najbardziej wulgarna i upierdliwa kobieca postać, z jaką w literaturze się dotychczas spotkałam' jakoś nie pałam chęcią żeby ją poznać, pisarz wydaje mi się, że za bardzo ją przerysował. Potencjał w książce Sama Sykes jest ciekawa fabułą (zemsta zawsze w cenie jest), tylko chaos wątków można się pogubić w tej opowieści. Na razie sobie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńPoczekam na dalsze tomy z nadzieją, że tylko ten, jako pierwszy i wprowadzający był tak przegadany. Jeżeli w kolejnych rozkręci się akcja a zmniejszy wywnętrzanie to może być ciekawa seria. Upierdliwe bohaterki mogę przeżyć, nawet wulgarne, jeżeli są doprawione humorem, ale wywnętrzające się bez przerwy, już nie. Czekam na kolejne recenzje.
OdpowiedzUsuńNie. Zdecydowanie „Siedem czarnych mieczy” od Sam Sykes to książka nie dla mnie. Nie potrafiłabym się do niej przekonać, nie jest to gatunek, za którym przepadem a wyznaje zasadę, że jak coś mi się nie podoba, to nie ma co się do tego na siłę przekonywać.
OdpowiedzUsuń"Fantasy, western i steampunk", do tego LGTB+. Czyż nie za dużo tego w jednej pozycji? To profanacja gatunku. Współczesna literatura przestaje dbać o gatunkową czystość, łączy, moim zdaniem niepotrzebnie, cechy różnych gatunków literackich, które to razem nie stworzą harmonijnej całości, zbyt wiele je różni, zbyt mało je łączy. Kiedy autor ucieka się do takich zabiegów, mam wrażenie, że kieruje nim czysto komercyjna chęć wybicia się na rynku wydawniczym, nie zaś chęć stworzenia literackiego cudeńka.
OdpowiedzUsuńAleksandra Miczek