Autor: Julia Quinn
Tytuł: Małżeństwo doskonałe
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2017
Ilość stron: ok. 330
Ocena: 8/10
Opis:
Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności!
Elizabeth Hotchkiss natrafi a w bibliotece na książkę pod obiecującym tytułem „Jak poślubić markiza”. Napisaną jakby specjalnie dla niej.
Bo Elizabeth musi wyjść bogato za mąż. Jako skromna dama do towarzystwa nie zdoła zapewnić przyszłości trójce rodzeństwa.
Drugim szczęśliwym trafem jest pojawienie się Jamesa Sidwella, zarządcy majątku chlebodawczyni Elizabeth. Ma on tajne zadanie: zdemaskować podły szantaż. Jego pierwszą podejrzaną staje się… Elizabeth.
A równocześnie James jest zaintrygowany piękną dziewczyną.
Szarmancko oferuje jej swą pomoc w znalezieniu męża. Proponuje, by praktykowała na nim zaczerpnięte z książki wskazówki. Lecz zbyt doskonała praktyka niesie zgoła nieoczekiwane niebezpieczeństwa.
Zwłaszcza że Elizabeth nie jest tym, kim się Jamesowi wydaje. A on nie jest tym, kim wydaje się jej...
Kocham romanse historyczne - a już szczególnie Julii Quinn. Chociaż jest to powieść z roku 2017 - to jednak uważam, że jest to jeden z najlepszych romansów historycznych, jakie nie tylko przeczytałam w tym roku, ale także od kilku lat. Może po prostu ta powieść wyjątkowo do mnie trafiła - natomiast naprawdę dawno nie czytałam tak klimatycznej i tak dobrze napisanej książki z tego gatunku. Plusem jest też to, że moje wydanie ma dużą czcionkę (tak, takie wydania także są dostępne na rynku) - więc na spokojnie wszystkie moje ciotki i babcie będą mogły się zachwycać "Małżeństwem doskonałym" razem ze mną!
Elizabeth Hotchkiss musi pilnie znaleźć męża, żeby utrzymać swoje młodsze rodzeństwo. Niestety, ich rodzice zmarli kilka lat temu, nie zostawiając im praktycznie żadnego spadku. Jedyne, co pozwala się utrzymać rodzeństwu, jest to, że Elizabeth pracuje u pobliskiej damy, jako osoba do towarzystwa (czyta starszej kobiecie, je z nią drugie śniadania, siedzi z nią w ogrodzie i takie tam - kiedyś to sformułowanie miało jednak ciut inne znaczenie). Do tego wszystkiego jej nastoletnia siostra uprawia w ogrodzie rzepę, a siedmioletni brat od czasu do czasu coś złowi, kiedy idzie z kolegą na ryby.
Sytuacja Elizabeth nie jest więc idealna. Musi szybko znaleźć męża, który mógłby zadbać o przyszłość jej i jej rodziny. Los natomiast chciał, aby pewnego dnia, kiedy wybierała ona książkę, którą mogłaby poczytać przed snem damie, u której pracuje, znajduje ona malutki poradnik, który jest zatytułowany: "Jak poślubić markiza". Nasza główna bohaterka z ciekawością wpycha tę zdobycz do własnej torebki, obiecując sobie, że niebawem zwróci ona tę pozycję w dokładnie to samo miejsce.
Natomiast w międzyczasie w domu damy, u której Elizabeth pracuje, pojawia się pewien James - który podobno ma być nowym zarządcą. Tak naprawdę jest on właśnie markizem - który przyjechał pomóc swojej ciotce, ale chce pozostać w konspiracji, aby się nie wydało, nad czym pracuje. A przecież sprawa jest bardzo poważna - chodzi w końcu o szantaż i listy z groźbami! Jak można się spodziewać, James praktycznie od razu poznaje Elizabeth... Tyle, że dowiaduje się także o tym, że ma ona plan podbicia serca jakiegokolwiek dżentelmena z posagiem. James udaje więc dalej zarządcę i pomaga dziewczynie poznać wszystkie sztuczki, które powinna znać. Nie wie jednak, że tak naprawdę te sztuczki działają wyjątkowo na niego, a nie na żadnego innego dżentelmena w pobliżu...
Jest to romans historyczny - nie znam żadnego, który by nie miał szczęśliwego zakończenia. Ten także ma, jak można się spodziewać. Natomiast historia jest bardzo fajna, nie ma w niej zgrzytów. Pod względem fabularnym naprawdę dużo się dzieje: bo nie liczy się tylko chemia między głównymi bohaterami, ale także relacje rodzinne, sprawa szantażu i inne takie. Pod tym względem podziwiam to, z jaką dokładnością to wszystko sobie autorka obmyśliła. "Małżeństwo doskonałe" to naprawdę doskonała powieść, którą można sobie czytać pod kocykiem w zimny, leniwy wieczór - bo jedno jest pewne: na pewno nas ta historia rozgrzeje do czerwoności!
Romanse tego typu mają to do siebie, że liczy się w nich atmosfera, a nie sceny miłosne. "Małżeństwo doskonałe" było pod względem klimatu... No cóż, po prostu nie do podrobienia. I tyle. Czytając, dosłownie czułam się, jakbym się zanurzyła w historię z XIX wieku. Julia Quinn to zdecydowana mistrzyni!
Muszę napisać koniecznie osobny akapit o tym, jak świetne są postacie. Elizabeth jest osobą, która wie czego chce i ciężko ją czymś oszukać i mamić - jest to postać, która potrafi walczyć o swoje i często nie szczędzi przy tym zabawnych lub kąśliwych uwag. Wydaje mi się, że sporo nauczyła się ona od damy, którą się opiekuje - bo ona pomagała kształtować jej charakter i sprawiła, żeby dziewczyna pod tym względem była bardziej wojowniczką niż księżniczką. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze James, który zwykle stronił od kobiet, bo polowały one tylko na jego tytuł i majątek. Natomiast przy bliższym poznaniu, kiedy zachowuje się on tak, jakby był tylko zwykłym zarządcą, bez grosza przy duszy, także jego postać wychodzi na duży plus. Ot, udane zestawienie postaci!
Podsumowując: "Małżeństwo doskonałe" jest godne polecenia. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Natomiast, jeśli wkurzają Was już książki z małą czcionką i minimalnymi marginesami, to może faktycznie poszukacie wydania z dużym drukiem? Jedno jest pewne - w jakiejkolwiek formie, musicie dopaść "Małżeństwo doskonałe". Wymówek nie przyjmuję i od razu, z góry, życzę miłego czytania!
Julia Quinn to jedna z moich ulubionych pisarek romansów historycznych. Lubię rezolutne bohaterki jej książek i jej poczucie humoru. Małżeństwo doskonałe już przeczytałam. Teraz czekam niecierpliwie na święta. Na serial o rodzinie Bridgertonów. Bardzo jestem ciekawa, czy ekranizacja dorówna książkom.
OdpowiedzUsuńNa pewno spodoba się miłośnikom tego gatunku.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTajemnicą nie jest że lubię romanse historyczne a w szczególności książki Julia Quinn. "Małżeństwo doskonałe" idealnie pozycja na jesienną chandrę świetne dialogi pełne humoru, do tego barwni bohaterowie oraz klimat jaki pisarka otacza tą historię. Tylko brać się za czytanie.
OdpowiedzUsuńFajnie że wydawnictwo pomyślało o czcionce (mam wadę wzroku to dla mnie idealnie rozwiązanie).
Nieee... Wciąż nie jestem przekonana do romansów historycznych. Owszem, jeśli szukamy typów podobnych, to książki Jane Austen uznaję za genialne (jak chyba wszyscy, to przecież klasyk), ale te współczesne wersje wciąż mnie nie przekonują. Ja tam jak już, to wolę, by wątki romansowe były w fabule marginalne, dodatkowe, a nie przejmowały rolę głównego tematu, narzucając się czytelnikowi. Dla mnie liczy się bardziej akcja lub filozofia książki, poprzez którą autor stara się nam przekazać, dyskutować, przekonać nas do niej, a romansowe wątki traktuję jako odskocznię, by lektura nie była zbyt ciężka. Tak, dzisiaj jest ten dzień, w którym doszłam do wniosku, dlaczego wciąż mnie romanse nie zachęcają... Po prostu są w życiu różne problemy i cele, nie uważam, by naszym życiem kierowało wyłącznie poszukiwanie tej wielkiej miłości (jak drugiej połówki z "Uczty" Sokratesa). Poza tym ja np. większość czasu tracę na nauce lub poszukiwaniu normalnej pracy :P to dlatego trudno mi zrozumieć
OdpowiedzUsuńUwielbiam te okładki 😍 Są prześliczne. Chociaż nie czytam za często romansów, to taki bym chętnie przygarnęła i moja mama z wielką przyjemnością by go przeczytała także 😍
OdpowiedzUsuńLubię romanse historyczne ze względu na klimat. A ta, jak czytam w recenzji, "klimatycznie" jest idealna. Do tego dołożę streszczenie fabuły i już się uśmiecham, bo czytam w recenzji, że bohaterowie, to interesujące osoby z wyraźnie określonymi celami. A mnie ciekawi, jak miłość poplątała ich intencje i zmieniła losy. A wysoka ocena wystawiona tą recenzją upewnia mnie, że przy tej książce będę bawić się wyśmienicie.
OdpowiedzUsuńLubię zaglądać do książek, które wyszły spod pióra Julii Quinn. Ta autorka, niczym niezapomniane Jane Austen czy Margaret Mitchell, czuje, czym powinien się charakteryzować porządny romans, by był romansem prawdziwym, nie utworem poszywającym się pod jego skórę, by jego czytanie stało się prawdziwie romantyczną przygodą.
OdpowiedzUsuńW klasycznych romansach historia zawsze grała ważna rolę. Była obecna w porywach serc, cudownych strojach, knowaniach i konszachtach, u stołu i w alkowie. I to jest właśnie to, co uwielbiam okrutnie.
Tak, jak podkreśliłaś, w romansach liczy się atmosfera. Julia Quinn potrafi ją stworzyć, nie gorzej niż wspomniane przeze mnie powyżej i inne mistrzynie gatunku. To wyjątkowe ciepło, w którym intrygi i miłosne komplikacje lśnią wyjątkowo intensywnym blaskiem. I chociaż tego typu książki nie należą do literatury ambitnej, w jakiej od niepamiętnych lat się lubuję,to dzięki tej atmosferze uwielbiam do nich zaglądać.
A dodatkowym atutem, wyróżniającym niewątpliwie książki tej autorki od innych pozycji gatunkowych, są wspaniałe dialogi, pozbawione zbędnego patosu, żywe, cięte, ciepłe.No i jej bohaterki. Konkretne kobiety, które wiedza, czego w życiu chcą i mimo historycznych konwenansów bezwzględnie dążą do celu, tylko bez trupów po drodze.
Aleksandra Miczek