Autorzy: Marta
Gajewska, Anna Bartłomiejczyk
Tytuł: Ostatnia
godzina
Wydawnictwo: WasPos
Rok
wydania: 2020
Ilość
stron: 660
Ocena: 7/10
Opis:
Wezuwiusz powoli budzi się ze snu i zaczyna kasłać gorącym pyłem, zapowiadając potężną erupcję. W Australii dochodzi do zdumiewających i niebezpiecznych zmian klimatycznych. Nad Amsterdamem zbierają się czarne chmury – straszliwa burza zdaje się zwiastować nieuchronny koniec świata.
Wezuwiusz powoli budzi się ze snu i zaczyna kasłać gorącym pyłem, zapowiadając potężną erupcję. W Australii dochodzi do zdumiewających i niebezpiecznych zmian klimatycznych. Nad Amsterdamem zbierają się czarne chmury – straszliwa burza zdaje się zwiastować nieuchronny koniec świata.
W jej
trakcie spotykają się dwie nietypowe osobowości. Mercy to poukładana lekarka i
wrażliwa idealistka, Alex jest niepokornym pragmatykiem, za którym ciągnie się
brzydki cień skomplikowanej przeszłości. Oboje woleliby wierzyć, że wpadli na
siebie przez czysty przypadek, niestety dość szybko orientują się, że ich losy
splotła ze sobą potężna siła, której natury i całkowitej skali nie znają i nie
rozumieją. Wiedzą jednak, że stali się ścisłymi częściami niezwykłego i
fatalnego procesu, w którym żywioły szaleją, a kula ziemska zmienia się nie do
poznania i nie wiadomo, czy przetrwa, czy przepadnie na zawsze… Historia świata
pisze się dosłownie na oczach Alexa i Mercy – tu i teraz, w bieżącej chwili.
Nadciąga
moment ostatecznej próby – wszystko wskazuje na to, że wybór pomiędzy
potępieniem a zbawieniem leży właśnie w rękach Mercy i Alexa, a stawką w tej
groźnej rozgrywce są ich własne dusze. Ryzyko jest olbrzymie, a zwycięstwo
obłąkańczo niepewne. Wrogowie nie śpią, zdrowy racjonalizm nie wystarczy, czas
ucieka i każda godzina może być tą ostatnią…
Recenzja:
W obliczu panującej obecnie pandemii każda książka zawierająca
wątki apokaliptyczne może wydawać się albo zbyt ciężka jak na te czasy, albo
wręcz idealna. Ja uznałam Ostatnią godzinę za idealną na ten czas, bo to
powieść, którą chciałam przeczytać, odkąd usłyszałam o jej premierze. Zaciekawił
mnie opis, okładka, no i oczywiście chciałam też sprawdzić, jak autorki
podeszły do tematu, co z nim zrobiły i jak im to wszystko wyszło. No właśnie,
jak to wyszło?
Chyba opis jest wystarczająco wyczerpujący, a jednocześnie nie
zdradza zbyt wiele, bym nie musiała Wam streszczać fabuły. Nie chciałabym
zaspojlerować w żadnym momencie, dlatego od razu przejdę do swojej opinii o tej
książce. I na sam początek powiem, że takie debiuty chce się czytać! Powieść jest trochę przegadana, pojawia się kilka schematów, ale w ogólnym rozrachunku wcale to nie razi po oczach i nie zabija przyjemności lektury. Czytałam już trochę recenzji na temat Ostatniej godziny i oczywiście ilu czytelników, tyle opinii, ale ja zdecydowanie należę do tej grupy, której ta historia bardzo przypadła do gustu mimo kilku typowych dla debiutów potknięć. Te można przecież wybaczyć, najważniejsza jest sama fabuła, bohaterowie i przyjemność czytania, prawda?
Mnie na przykład książka wciągnęła właściwie od pierwszej strony, a że
ostatnio mam naprawdę trudniejszy czas, jeśli chodzi o zebranie się do lektury,
zwłaszcza tak potężnej stronicowo, to naprawdę ogromny plus. Poza tym nie da
się nie zauważyć, jak solidnie autorki musiały przygotować się do jej
napisania. Wszystkie podawane przez nie informacje – od każdej wizji kolejnych
kataklizmów spadających na świat po coś nieco prostszego, jak chociażby
dokładniejsze wyjaśnienia, czym zajmuje się Mercy albo wplecenie w to wszystko
wątków biblijnych – były naprawdę dopracowane, za co naprawdę autorki podziwiam.
Ponadto większość stworzonych przez nie postaci było nakreślonych
z odpowiednią starannością, nieprzerysowanych, po prostu realistycznych. Alexa polubiłam od pierwszej wzmianki, chociaż to taki typowy facet ze złą przeszłością, kryło się za nim coś, co jednak nie dało go wcisnąć w ramy. Albo może ja mam słabość do takich typów, to też możliwe. Miałam nieco więcej
problemów z Mercy, choć ostatecznie ją także polubiłam. Jej zwykle racjonalne
zachowanie i ludzkie reakcje równoważyły wiele sytuacji. Lekki zarzut mam wobec
postaci bardziej pobocznych, bo chociaż Gilles czy Knox dostali nieco swojego
miejsca, miałam trochę wrażenie, że było to wplecione nieco na siłę. Wolałabym stopniowe
dawkowanie informacji o tej dwójce, niż napakowane kilkanaście stron, które
pojawiły się nagle i spowolniły resztę wydarzeń.
A tych spowolnień pojawiło się nieco więcej. Były fragmenty
bardziej nużące, pojawiło się też kilka sztywnych w moim odczuciu dialogów. O ile
pierwszą połowę książki przeczytałam błyskawicznie, o tyle już w drugiej
pojawiło się kilka schodków. Wspięłam się na nie jednak, bo nie mogłam się
doczekać zakończenia tej historii. Sam wątek apokalipsy, tego, jak postępowała,
jaką rolę odgrywać mieli bohaterowie, był moim zdaniem poprowadzony świetnie, a
relacje między postaciami nadawały historii jeszcze więcej realizmu.
Za wątek romantyczny to byłabym wręcz w stanie autorki uściskać i
udusić jednocześnie. Gdy przeczytacie, pewnie zrozumiecie, o co mi chodzi. Był to
niesztampowy scenariusz, dobrze poprowadzony i ostatecznie zaskakujący. No i
końcówka mnie usatysfakcjonowała. Nawet bardzo. Chociaż samemu rozwiązaniu,
miałam wrażenie, czegoś zabrakło, niektóre zdarzenia rozegrały się zbyt wolno,
inne trochę za szybko, to tak naprawdę chyba po głębszym przemyśleniu nie
chciałabym tam niczego zmieniać. A na pewno nie ostatnich stron.
Gorzej ta książka wypadła
pod względem redakcyjnym. Nie lubię się tego czepiać, każdy jest w końcu tylko
człowiekiem, ale skoro powieść miała redaktora i aż trzech korektorów, jakim
cudem zostawiono tam takie błędy? To bolało, serio. Gdy czytasz dobrą książkę,
a tam nagle ktoś chce kogoś dokądś „zawieść” albo obcina go „wzorkiem” to nie
można utrzymać powagi. Można się niby pośmiać, ale jednak zwyczajnie robi się
smutno, bo tyle błędów (było ich więcej, ale zapisałam tylko główne dwa, przy
których wysiadłam na chwilę) nie powinno się zdarzyć. To nie jest wina autorek,
więc nie ma wpływu na ocenę, ale musiałam po prostu podzielić się swoim bólem.
Jednak, jak wspomniałam na początku: takie debiuty chce się
czytać! Nie czuć tutaj zgrzytów, które mogłyby powstać przez to, że książkę
pisały dwie osoby. Wszystko się ładnie zgrywa, bohaterowie dają się lubić,
fabuła jest niebanalna, jest ciekawie, wciągająco, tajemniczo. Mimo kilku problemów,
naprawdę polubiłam tę historię i uważam, że naprawdę zasługuje na uwagę.
Polecam, koniecznie sięgnijcie i przekonajcie się, która godzina, będzie tą
ostatnią!
Lubię debiutu, fajnie odkryć nowe pióro. Recenzja napisana bardzo zachęcająco, więc wpisuje tytuł na listę, jak się uda zdobyć książkę przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie jest to takie moje wybitne must read - może kiedyś, w wolnej chwili, przy okazji.
OdpowiedzUsuńJuż za samą okładkę mogłabym przyznać 10/10 punktów, gdyż zachwyciła mnie od pierwszego momentu. Nie poradzę nic na to, że uwielbiam okładki w takim stylu, gdzie możemy zauważyć elementy magii, dobrze dobraną kolorystykę, czcionkę. Po prostu nic dodać nic ująć. I tutaj możemy odnosić, że zawartość również będzie poruszała zagadnienia magiczne, ale czy na pewno?
OdpowiedzUsuńSam opis już nam komunikuje, że może będzie tutaj nieco magii, jednak nie mamy do czynienia z fantastyką, a próbą ratowania świata, gdy Wezuwiusz budzi się ze snu, a dwoje głównych bohaterów — Alex i Mercy muszą połączyć siły, by móc zapobiec złemu. Zauważmy, że imię Mercy w tłumaczeniu z języka angielskiego oznacza — Łaskę. Czy to przypadek? A może celowe nawiązanie do fabuły?
Nie trudno zgodzić się, iż w obecnej sytuacji książki poruszające tematy apokaliptyczne, tematy wydarzeń mogących zniszczyć świat i ludzi może czytać się ciężko. Jednak podejdźmy racjonalnie do tematu, spójrzmy na to, że książka akurat może stanowić dobre oderwanie się, chwile relaksu. I chociaż porusza tę tematykę, to sądzę, że w tym przypadku może okazać się całkiem zgrabnym rozwiązaniem w obecnych czasach.
Z chwilą, gdy mój wzrok dotarł do słów wspominających kataklizmy, wątki biblijny automatycznie naszły mnie skojarzenia z inną książką (Księga Imion od Jill Gregory), która można by rzec, że nawet okładkę miała w podobnym klimacie, a treść mogła nosić w sobie pewne łączące wątki (nie było to jednak kopiowanie, chodziło mi bardziej o sytuacje gdzie w dwóch powieściach mamy podobne rzeczy, ale nie skopiowane od siebie).
A zbliżając się do końca mej opinii, zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę, bo zapowiada całkiem ciekawą lekturę, która może przypaść do gustu, chociaż to oczywiście kwestia względna. Ja jednak wiem, że mi przypadła i czekam jedynie na potwierdzenie swych słów poprzez lekturę.
Fajnie, że mamy takich zdolnych nowych twórców, ale szkoda, że mimo ładnej okładki to wydawnictwo po raz kolejny nie popisało się w kwestii redakcji i korekty...
OdpowiedzUsuńZetknęłam się z okładką na Fb. Szkoda, że książka wypadła nie najlepiej pod względem redakcyjnym. Czy przeczytam? Może kiedyś, jak na nią natrafię.
OdpowiedzUsuńChwilowo nie jestem zwolenniczką książek o końcu świata, ale zaciekawił mnie niesztampowy scenariusz z zaskakującym zakończeniem. Chętnie poznam też nowe autorki. Poszukam książki i przeczytam po zakończeniu tego szaleństwa.
OdpowiedzUsuńO "Ostatniej Godzinie" słyszałam i czytałam już sporo. Nie natrafiłam jeszcze na recenzję, po której mogłabym odnieść wrażenie, że powieść ta jest zwyczajnie nudna. Zachwyciła mnie okładka, a z racji tego, że jestem okładkową sroką to szybko zamówiłam tę książkę w przedsprzedaży (bowiem przeczytałam, że im wcześniej tym lepiej, bo egzemplarzy jest mało) i powieść ta czeka już na swoją kolej na półce. Szczerze, to trochę mnie przeraża ilość stron, zawsze wtedy obawiam się, że historia nie zaciekawi mnie aż tak bardzo i ostatecznie lektura będzie mnie męczyć. Przekonamy się, czy "Ostatnia Godzina" mi podpasuje, mam nadzieję, że już w niedługim czasie :)
OdpowiedzUsuńHistorie z końcem świata lubię. "Ostatnia godzina" wydaje się ciekawą propozycją, tylko jak na tak pokaźną książkę zdaje mi się, że za dużo jest gadania a za mało akcji. Może pisarki miały fajny pomysł na fabułę, iście filmowy. Szkoda, że książka zawiera błędy redakcyjne potrafią one zdenerwować. Może się skuszę i się najlepiej sama przekonam jak to jest z debiutem Gajewskiej i Bartłomiejczyk.
OdpowiedzUsuńKsiążka przeczytałam w dwa tygodnie. Wrażenia zostawiła po sobie pozytywne, najbardziej podobał mi się początek.
OdpowiedzUsuńGłośno ostatnimy czasy o tej książce i na fb o na ig, więc kojarzę, dziewczyny znam z ich bloga na YT 😉☺ świetne babki, więc bardzo chętnie przeczytam ich debiut, bestselerowy 😁 Okładka prześliczna, w moich klimatach 😍
OdpowiedzUsuńTo wizja apokaliptyczna która jest moją ulubioną. Obejrzałam już chyba wszystkie filmy katastroficzne z anomaliami pogodowymi w tle.
OdpowiedzUsuńNa poczatku przeczytałam samą recenzje, robię tak chcąc uniknąć spojlerów w opisie, jednak dobrze, że była tam informacja, że ich nie ma. Opis zachęcił mnie bardziej niż sama recenzja, faktycznie jest on wyczerpujący, ale też nie jest to cienka książka, więc mało się w niej nie dzieje, i jest on na tyle rozbudowany, że wzbudził moją ciekawość. Cieszę się, że znalazło się tam miejsce na wątek romantyczny, myślę, że książkę będzie się czytać jeszcze przyjemniej.
Autorki debiutowały tą powieścią, więc nie ma co sie dziwić, że nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, ale i tak musiały mocno się na pracować, i za to je podziwiam. Wymyśliły ciekawą fabułę, i dobrze ją poprowadziły. Ja jestem już kupiona. Z wielką chęcią bym przeczytała.
Dużo o niej słyszałam, chciałabym sama się przekonać o co tyle szumu ale też mam obawy, ostatnio często tego typu książki oceniam jako średniaki, zawsze coś mi zgrzyta w historii 🤷♀️
OdpowiedzUsuń