Autor: Ilona
Andrews
Tytuł: Magia krwawi
Wydawnictwo: Fabryka
Słów
Rok
wydania: wznowienie – 2018
Ilość
stron: 436
Ocena: 10/10
PATRONAT
KSIĄŻKOWIRU
Opis:
To nieprawda, że rodziny się
nie wybiera.
Atlantę nawiedza śmiertelnie groźna zaraza. To demonstracja siły i
władzy urządzana przez starożytną boginię chorób. Nawiasem mówiąc, ciotkę Kate
Daniels.
Siedem plag spada i gromi miasto. Jad, Potop, Huragan, Wstrząs, Bestia,
Pożoga i najgroźniejszy z nich, Mrok. Bogini ulegają kolejno rządzące Atlantą:
Gildia Najemników, Świątynia, Zakon i Gromada. Najwyższy czas, by ktoś wziął
sprawy w swoje ręce. Kate, Curran i pies z piekła rodem rzucają się w wir
wydarzeń. Będzie naprawdę ostro!
Recenzja:
Zastanawiałam się ostatnio nad tym, czy jakaś książka, którą
uwielbiam, kiedykolwiek mi się znudzi. Mogłoby się wydawać, że skoro czytam
mnóstwo powieści i kolejne trafiają na półkę „Ulubione”, powoli powinny
wypierać te, które znalazły się tam już dawno temu. Ale nie mam wątpliwości, że
z serią Ilony Andrews tak nie będzie, bo nieprzerwanie od kilku dobrych lat
jest ona moim numerem jeden, a Kate Daniels pozostaje najlepszą książkową
bohaterką, z jaką kiedykolwiek się zetknęłam. I wiecie co? Nigdy nie będę jej
mieć dość, dlatego gdy tylko mogę napisać kilka dobrych słów o tej serii,
jestem naprawdę szczęśliwa. Bo szerzenie wieści o świetnych powieściach jest
jedną z moich ulubionych czynności!
Ale do rzeczy. To już czwarty tom przygód Kate, mieszkającej w
Atlancie po Zmianie. I choć w poprzednich razach zagrożenie nadeszło z
niespodziewanej strony, teraz jest to nawet coś więcej – bo pojawia się tutaj
wątek bardziej osobisty. Miasto atakuje potężna bogini chorób i po kolei stara
się wyniszczać najpotężniejszych mieszkańców Atlanty. Na jej drodze może stanąć
Kate Daniels, ale kto z tego starcia wyjdzie zwycięsko, skoro Erra posiada
magię taką, jak Kate, ale rozwiniętą lepiej przez jakieś tysiące lat?
Jak już wspomniałam, Kate jest moim zdaniem najlepiej
skonstruowaną bohaterką, z jaką miałam do czynienia. Przede wszystkim od
pierwszego tomu możemy zaobserwować, jak bardzo ta postać się rozwija, jak się
zmienia. W Magia kąsa mieliśmy do
czynienia z najemniczką, która stroniła od pracy zespołowej, na myśl o posiadaniu
szefa aż ją skręcało, a przyjaciele byli jedynie luksusem, na jaki nie powinna
sobie pozwalać. W Magia krwawi Kate
nie traci ze swojego charakteru, nadal ma cięty język, jej riposty potrafią
czasami zwalić z nóg, ale widać też, że kobieta przez ostatnie wydarzenia,
jakie były jej udziałem, zmieniła się i wcale nie była to zła zmiana. Kate bardzo
dobrze wie, co to odpowiedzialność i jest w stanie ją udźwignąć. Poza tym może
i chce udawać silną, niezależną i obojętną, ale tak naprawdę zależy jej na tym
mieście, na jego mieszkańcach, a na kilkorgu już zwłaszcza. Bo przecież Władca
Bestii, Julie, Derek, Jim, Andrea czy Raphael nie są już dla niej tylko
znajomymi, chociaż tego ona sama nie chce przyznać.
Jak zwykle u małżeństwa Gordonów mamy książkę naszpikowaną akcją i
emocjami. Chociaż zdaje się, że Kate nie może nas już niczym zaskoczyć, oni po
raz kolejny mrugają do nas okiem i mówią: „ha, tego się nie spodziewałeś, co?”.
I właśnie tak jest. Poza tym wątki mitologiczne, których używają do swoich
książek, zawsze są dopracowane w stu procentach. Gdy zagłębiam się w Atlantę po
Zmianie, nie myślę sobie: „nieźle, ale to przerażająca wizja przyszłości”. Myślę:
„wow, i jak oni sobie z tym poradzili, że to miasto jeszcze stoi?”. Rzeczywistość,
którą budują na naszych oczach autorzy jest tak prawdziwa i namacalna, że
największy sceptyk magii zastanowiłby się dwa razy, czy ta na pewno nie
istnieje. A postać Erry jest jedną z najlepszych villainów, z jakimi musiała się mierzyć nasza bohaterka.
Magia
krwawi to jedna z moich ulubionych książek (cóż za zaskoczenie, prawda?).
Z całej serii o Kate Daniels zajmuje u mnie drugie miejsce, na tę część, która
jest numerem jeden ze świata Daniels trzeba jeszcze trochę poczekać (aż do
lata, bo właśnie wtedy ukaże się szósty tom), ale zdecydowanie warto. Nie wiem,
czy wystarczy mi słów pochwały do zrecenzowania kolejnej części o Kate, bo
chociaż mam dość pokaźny zasób, państwo Gordonowie stopniowo go wyczerpują. Ale
to nic, zajrzę do słownika, douczę się kilku nowych, byle ich seria z Kate
pozostawała nadal tak świetna, realistyczna, wciągająca i poruszająca, jak do
tej pory.
A teraz przyznajcie się, sięgnęliście już po pierwszy tom i trzy
kolejne? Bo jeśli nie, lepiej uważajcie. Kate i Jego Futrzasta Wysokość mogą
nie przyjąć tego za dobrze!
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu
Fabryka Słów
Uwaga,
uwaga! Jeśli tomu czwartego nie macie jeszcze na swojej półce, właśnie pojawia
się okazja, by to straszne niedopatrzenie zmienić, bo mamy dla was…
KONKURS!
W związku z tym, że objęłyśmy powieść
patronatem, mamy dla was trzy egzemplarze „Magia krwawi” do wygrania!
Sponsorem
jest wydawnictwo Fabryka Słów.
Koszt
wysyłki ponosi sponsor.
Termin: 18–25.03.2018r. do godziny 18:00
Co trzeba zrobić, żeby jedna z tych świetnych książek trafiła właśnie w twoje ręce?
ZADANIE: Wyobraź
sobie, że żyjesz w Atlancie po Zmianie. To niezbyt bezpieczna okolica, więc
potrzebujesz broni. Jaka to broń i jak ją nazwiesz? A przede wszystkim:
z którymi stworami radzi sobie najlepiej?
Wygrywają 3 najbardziej kreatywne i
najciekawsze odpowiedzi!
Powodzenia! :D
Moja broń nosiłaby nazwę kwiatobój, jak sama nazwa wskazuje nabojami byłyby kwiaty. Radzi sobie z "typami spod ciemnej gwiazdy". Na każdego stwora inny rodzaj amunicji, czyli kwiatów. Tego typu naboji posiadam bez liku, ponieważ w Atlancie po Zmianie zajmuje się odnową biologiczną ziemi. Sadzę rośliny i och nowe odmiany- jestem ratownikiem natury!
OdpowiedzUsuńMoją ulubioną formą broni byłyby noże do rzucania. Miałabym specjalny zestaw 3 takich noży i nazwałabym je Bójka, Bajka i Brawurka ;)
OdpowiedzUsuńBójka - byłaby z żelaza - dobra na wszystkie istoty magiczne - fae, wróżki
Bajka - byłaby ze srebra - do walki ze zmiennokształtnymi
Brawurka - byłaby nasączona wodą święconą - do walki z wampirami
Powodzenia 😊
OdpowiedzUsuńTym razem, nie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńmyślę, że wystarczająco duży miotacz ognia byłby dobry na wszystko xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać a ostatnio zupełnie nie mam na to czasu
OdpowiedzUsuńChoć to raczej nie mój gatunek
Gdybym żyła w niebezpiecznej krainie Atlancie to zdecydowanie potrzebowałabym super broni.Taką broń najchętniej kupiłabym od najlepszych w swoim fachu czyli od goblinów.Byli oni twórcami niezwykłych przedmiotów.Moja bronią byłby łuk ze złotymi strzałami,pięknie wykończony z ozdobnym pismem.Nazywałabym go ZŁOTOSTRZAŁY albo ŚWIATŁOOGNISTY.To nadzwyczajna broń bo zawsze trafia do celu,nie trzeba mięć dobrego wzroku,samymi myślami sprawia ,że nie pudłuje.Gdy starzała leci do celu,zapala się w locie,tworząc wrażenie,jakby się paliła.Ten rodzaj broni sprawdza się z każdym przeciwnikiem a najbardziej z orkami.Nikt nie ma szans kiedy mnie zaatakuje.
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkim powodzenia.Niestety nie mój gatunek,więc tym razem niech inni próbują swoich sił.Niech moc będzie z Wami.
OdpowiedzUsuńMoja broń to strach - działa najlepiej pomieszany z wściekłością, nie dzieli na gatunki, skuteczny i silny, jak śmierć, choć równie niepozorny. Napędza go adrenalina i świadomość, że albo ja, albo przeciwnik. W tej walce strach o własne życie pozwoli mi wygrać, czasem się schować, a czasem wyskoczyć z ukrycia w paszczę niebezpieczeństwa, by ochronić jedyną cenną rzecz, jaka mi została - życie.
OdpowiedzUsuń"Prawdziwa" broń (miecz, pistolet, itp.) na nic by mi się nie zdała, bo jeszcze potrzebna jest umiejętność posługiwania się nią, no i odrobina refleksu, a ja żadnej z tych rzeczy nie mam. Jako tajemnej broni używałabym więc mojego ciętego języka, za pomocą którego odebrałabym ochotę do walki wszystkim typom spod ciemnej gwiazdy. Nazwałabym ten oręż "Niewyparzona Paszcza".
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Natalia
Na takie książki czekam zawsze z wielką niecierpliwością. A co do konkursu to mojemu synowi zawsze marzył się 5-ciożywiołowy miotacz ( tak, tak dobrze wpisałam 5 nie cztery). Miotacz miotałby ogniem ( na stworzy wodne, lodowe i łatwopalne), wodą ( na stwory ogniowe, elektryczne i rozpuszczające się pod wpływem wilgoci), ziemią ( na stwory, które wymagałby unieruchomienia), powietrzem ( na stwory z materiałów sypkich) oraz emocjami ( strach, radość, panika- na te stwory, które wcześniejsze żywioły nie dawałyby rady). Oczywiście różne opcję można byłoby ze sobą mieszać. Jednak opcja emocji pochłaniałaby najwięcej energii i jako jedyna ładowana byłaby magią. Pozostałe opcje ładowane zetknięciem z danym żywiołem. Taką broń obsługiwać by mógł tylko i wyłącznie człowiek. Taka broń byłaby cudem techniki.
OdpowiedzUsuńAby spłacić swe winy część byłych więźniów została wcielona do armii broniącej Atlantę. Jedym z nich jestem ja. Zostaliśmy wyposażeni w nowatorskie i niebezpieczne wyrzutnie. Konstruktor do ostaniej chwili nie był pewien, czu sprzęt zadziała. Nasza wyjątkowa broń wyrzuca we wroga ożywione, zapomnianeprzecinki, pominięte kropki nad i czy j, wszystkie popełnione błędy ortograficzne. Plaga huraganu czy potopu to nic w porównaniu z piekłem, jakie urządza ortografia i interpunkcja każdemu człowiekowi na codzień, a co dopiero personifikowana. Samo używanie tej broni sprawia, że ciarki przechodzą mi po plecach, gdy patrzę na reakcję wrogów. Przecinki gryzące po rękach, kropki wbijające się w podeszwy niczym pinezki to tylko część z działań tej wyrzutni. Nie boję się wyjść z nią na ulicę bo wiem, że nie jeszcze brutalniejszej broni nie wymyślono
OdpowiedzUsuńMoją bronią byłby młot bojowy o nazwie Ékrixi (z greckiego „wybuch”).
OdpowiedzUsuńTrzon posiadałby solidny rdzeń o średnicy centymetra wykonany z miedzi, otoczony szczelnie dopasowanym i ściśniętym kawałkiem poświęconego dębu, który sprawiałby, że broń byłaby wygodniejsza w trzymaniu. W sumie sam trzon miałby średnicę trzech centymetrów i długość sześćdziesięciu pięciu. Obuch z kolei podobny byłby konstrukcją do broni zwanej... obuchem właśnie. Z jednej strony miałby okrągłą głowicę młota, z drugiej zawinięty w dół dziób (odrobinę naostrzony wewnątrz zawinięcia, czego nie dałoby się użyć gdybym nie była w dostatecznej desperacji, by wbić w kogoś/coś zakrzywiony koniec). Cały obuch wykonany byłby z hartowanej stali, z warstwą srebra dobrej próby na obu końcach i zaostrzonej części.
Są przeciwnicy, których nie można rozciąć, jednak nie ma takich, których nie uszkodziłoby odpowiednie przyłożenie siły, szczególnie wzmocnionej falą magii, którą Ékrixi doskonale by przewodził z uwagi na swoją budowę. Dlatego prawdopodobnie służyłby mi dość uniwersalnie do skutecznego rozbijania głów i innych kończyn wszystkim wrogim stworom. Jednak w szczególności miałby za zadanie chronić mnie przed loupami, bo to dla nich dokonałabym tych specjalnych modyfikacji z, jakby nie było drogim, srebrem.