Autor: L.A. Casey
Tytuł: "Alec" + "Keela"
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2018
Ilość stron: 568 + 176
Ocena: 7/10
Opis:
Uważana za czarną owcę Keela czuje się niedoceniona nawet przez własną matkę. Całe życie rywalizuje z kuzynką Micah, która niedługo bierze ślub i cała uwaga skupia się jak zwykle na niej. Kiedy Keela poznaje Aleca Slatera prosi go, aby poszedł na wesele i udawał jej chłopaka. To beztroski przystojniak, który kobiety traktuje jak przygody na jedną noc. Mimo że Alec zgadza się zostać partnerem rudowłosej ślicznotki, podkreśla, że nie robi nic za darmo. Przysługa, której oczekuje wykracza poza granice przyzwoitości. Jednak dziewczyna nie ma wyboru.
Alec zatrzymuje to, co posiada.
***
Przed Keelą jeden z najważniejszych dni w życiu – przeprowadzka. Pragnie zamieszkać z narzeczonym i chce, aby wszystko poszło jak z płatka. Jednak kiedy jesteś zaręczona z jednym z braci Slater, musisz być przygotowana na szaleństwo. Spontaniczny Alec jak zwykle nie myśli o konsekwencjach i wybiera niefortunny moment na niespodzianki. Rozpętuje się piekło. Nieproszeni goście. Alkohol. Kłótnie. Dzika namiętność. Wszystko, co kryje się pod jednym nazwiskiem – Slater. Keela musi podjąć bardzo ważną decyzję. Czy jest gotowa?
Keela troszczy się o to, co kocha
Recenzja:
Seria o braciach Slater zdecydowanie jest jedną z najbardziej sławnych serii, jakie ostatnio pojawiły się na polskim rynku wydawniczym i to nie tylko ze względu na treść, ale tak samo na to, jak wydawnictwo przykłada się do promocji tych pozycji. Nie mogłam sobie odmówić tego, żeby się nie zapoznać z treścią drugiego tomu i dodatku do drugiego tomu, a że ciężko byłoby zrecenzować dodatek w osobnej recenzji, postanowiłam, że zrobię to w jednym poście - tak samo, jak w przypadku poprzedniego tomu. Tym razem dałam ocenę 7/10 - co jak na romans z nutką erotyzmu i tak jest całkiem niezłym wynikiem - i nie ma to nic wspólnego ze sposobem napisania, który był cudowny, ale raczej ma to związek z fabułą, która momentami wydawała mi się zbyt niedopracowana. Zresztą, zapraszam do czytania dalszej części recenzji!
Keela to dziewczyna z bardzo prostym życiem - skupia się na pracy, która nie ma nic wspólnego z jej pasją, próbuje schudnąć, gdyż sama siebie nie akceptuje i wręcz uwielbia swojego psa. Życie bohaterki nie jest jednak łatwe - ma złamane serce przez chłopaka, który niebawem bierze ślub z jej kuzynką, a na dodatek jej matka wręcz zmusza ją do tego, żeby się na nim zjawiła, mówiąc, że inaczej jej serce tego nie wytrzyma. Właściwie to Keela czuje pozytywne uczucia tylko do swojego wujka, ojca owej kuzynki i do swojej przyjaciółki, gdyż własnego ojca nawet nie znała.
Dziewczyna, zmuszona do tego, żeby pojawić się na weselu swojej kuzynki Micah, wie, że nie może pojechać tam sama. Z racji kaprysu panny młodej, cała uroczystość ma się odbyć na jednej z wysp, gdzie ciągle jest ciepło, a goście mają zjawić się już kilka dni wcześniej, żeby się zaaklimatyzować i przystąpić do kilku powitalnych imprez. Keela, która poznaje Aleca przypadkiem, zaledwie kilkanaście godzin wcześniej, wie, że ten chłopak byłby w stanie odciągnąć jej myśli od pana młodego i całego tego wesela. A nawet więcej - wie, że Alec jest tak olśniewający, że Keela nie wyszłaby na desperatkę, która dalej rozpamiętuje to, jak została wykorzystana. Bohaterka zapomina więc o własnej dumie i postanawia poprosić mężczyznę o pomoc - nie jest to jednak takie łatwe, z racji tego, że ogniste temperamenty obu postaci bardzo szybko dają o sobie znać, a Alec przecież nie chce zrobić niczego za darmo, a właściwie - bez żadnych korzyści dla niego. Czy może jednak oczekiwać, że dziewczyna posłusznie zgodzi się na to, co jej proponuje?
Alec to typ faceta, który wie, czego chce i jest bardzo uparty, żeby osiągnąć cel. Jest też bardzo podobny z charakteru do swojego brata - Dominica. Oboje mają duże ego i pewność siebie, której niejeden by im pozazdrościł. Wydaje mi się, że pod tym względem wszyscy bracia są podobni i żaden z nich nie przyjmuje odmowy. Co więcej - czasem zachowują się jak władcy wszechświata, jakby wszystko im się należało. Z jednej strony to fajne, bo lubię czytać o bad boyach, z drugiej - trochę przesada, bo tych braci jest aż piątka i czytanie o każdym z nich może okazać się większym wyzwaniem niż sądziłam: głównie ze względu na to, że będą wydawać się do siebie bardzo podobni. Niemniej jednak mam nadzieję, że tylko mi się tak wydaje i dalsze części będą przeprowadzone w inny sposób, z lepszą kreacją postaci - przy czym chodzi mi bardziej o różnorodność.
Ta historia wydawała mi się zbyt banalna i zbyt szybka - tak naprawdę akcja drugiego tomu, który ma prawie sześćset stron, skupia się głównie na tygodniu spędzonym na wyjeździe. Naprawdę, to zajmuje masę z tej książki - a w ciągu tego wypadku okazuje się, że Alec i Keela bardzo się lubią i coś ich do siebie ciągnie, ale... naprawdę nie rozumiem idei wyznawania uczuć po wspólnie spędzonym z kimś tygodniu. To mało realistyczne, biorąc pod uwagę, jak działa współczesny świat. Raczej nikt nie zakochuje się od pierwszego wejrzenia, a tym bardziej nie stara tak szybko z kimś być, jeśli początkowo o tej osobie odniosło się raczej negatywne wrażenie. To jest główny minus tej książki i możecie mówić, że tak jest w masie romansów - jasne, ale też w wielu innych ten schemat miłości od pierwszego wejrzenia jest przełamywany, a uczucia i emocje są budowane powoli i od postaw, co sprawia, że czytelnik jeszcze bardziej czeka na końcówkę.
Muszę jednak przyznać, że zakończenie dodatku trochę mną wstrząsnęło i zdecydowanie chciałabym poznać ciąg dalszy - jestem pewna, że wydawnictwo niebawem wyda kontynuację, więc nie mogę się doczekać tego, jak rozwiąże się sytuacja, z którą zostawiła nas autorka! Nie mogę odmówić autorce tego, że książki są napisane w świetny sposób i czyta się je z taką lekkością i łatwością, że nie da się tego opisać. Zarówno "Aleca", jak i "Keelę" dosłownie pochłonęłam wzrokiem - w jeden wieczór zapoznałam się z oboma tomami, a razem liczą one jakieś siedemset stron, więc nie jest to takie łatwe wyzwanie dla większości z nas, czytelników!
L.A. Casey doskonale włada językiem i wie, jak napisać dobrą powieść. Żałuję tylko, że nie skupiła się bardziej na przemyśleniu fabuły tej powieści i na stworzeniu postaci Aleca, który byłby mniej podobny do swojego brata, Dominica. Pisarka przelewa bardzo dużo emocji na kartki i jak dziewczyna Dominica starała się je rozładować poprzez wybuchy złości, tak Keela... po prostu płacze, praktycznie cały czas, co jest trochę wkurzające, ale mam nadzieję, że to był wypadek przy pracy i w dalszych częściach nie będzie to schemat. Nie wyobrażam sobie, co miałyby robić kolejne bohaterki: śmiać się, słuchać muzyki klasycznej, szydełkować? Niemniej jednak warstwa emocjonalna w tych książkach ma się całkiem dobrze i czytelnik łatwo jest się w nią w stanie zatopić - mam tylko nadzieję, że większość reaguje lepiej niż główna bohaterka i nie płacze cały czas, praktycznie bez powodu nad tą opowieścią.
Okładki do całej tej serii są robione w bardzo podobny sposób - skupiają się na wyglądzie bohaterów, albo na ich największych atutach. Do tego mają tylko odmienną kolorystykę. Niemniej jednak oprawa graficzna do tego cyklu jest bardzo fajna i dobrze, że poszczególne części do siebie pasują. Fajnie będzie zobaczyć efekt końcowy na półce, kiedy zbiorę już wszystkie elementy - a raczej wszystkie pozycje.
Podsumowując, "Alec" i "Keela" to fajne romanse, ale to tylko romanse, więc nie wyobrażajcie sobie zbyt dużo i nie stawiajcie poprzeczki zbyt wysoko, bo się na tym przejedziecie. Polecam do czytania, jeśli jesteście już po poprzednich tomach "Dominicu" i "Bronagh", z racji tego, że w tamtych częściach lepiej byłą wytłumaczona historia chłopców i jak dla mnie powinno się czytać to wszystko po kolei - najgorsze, że wypadałoby też znać wszystkie dodatki, żeby być na bieżąco, co trochę obciąża portfel. Ale czego się nie robi dla czytelnictwa?
Pozycje te dostałam od Wydawnictwa Kobiecego
Naprawdę ktoś to czyta? Okładka ALEC jest żenująca...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście,ilość stron mnie przerażać,ale jeśli książka jest napisana lekkim i przyjemnym językiem to czytanie szybko zleci.Jak widać z recenzji fabuła się ciągnie i nie wiem czy to książka dla mnie.Hmm,jednak poczekam na coś innego .
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze historii żadnego z braci, co wypadałoby wreszcie nadrobić. Czytając powyższą recenzję miałam wrażenie, że fabuła i perypetie bohaterów idealnie nadają się na scenariusz typowej amerykańskiej komedii romantycznej, przy której można bardzo dobrze się bawić, odprężyć ale i wyciągnąć kilka wniosków, refleksji. Lubię czytać takie historie - czasami podnoszą ciśnienie, irytują, ale w ogólnym rozrachunku zawsze stwierdzam, że warto było je poznać. Recenzja rozbudziła moją ciekawość i apetyt na lekturę.
OdpowiedzUsuńCzytam romanse (dużo). Ale ta seria mnie nie przyciąga, możliwe, że mam przesyt gatunku. Natomiast okładki są wyjątkowo wpasowane w klimat.
OdpowiedzUsuńKsiążka lekko napisana, fajnie się czyta. Polecam :)
OdpowiedzUsuńJa dopiero będę zaczynać swoją przygodę z braćmi Slater :) Mam nadzieję, że się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i będę zaglądać :)
Zapraszam do siebie http://whothatgirl.blogspot.com
Ja już od jakiegoś czasu słyszę o tych tajemniczych braciach Slater, ale jeszcze nie miałam okazji by się z nimi bliżej zapoznać. Nie ukrywam, że recenzja tym bardziej mnie zachęciła do przeczytania poszczególnych tomów. Okładki mi się bardzo podobają i nie uważam, by były żenujące, jak ktoś tutaj przede mną stwierdził. Moim zdaniem przyciągają one wzrok czytelnika i w sumie mogą się naprawdę ciekawie prezentować w efekcie końcowym na półce. Bardzo lubię czytać romanse, więc wcześniej czy później i ta seria wpadnie w moje zachłanne łapki :)
OdpowiedzUsuńA ja wciąż przed pierwszym z braci. Brać się za nich czy nie? :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji przeczytac, ale może kiedyś się skuszę. 😋
OdpowiedzUsuńCzytałam tę serię już jakiś czas temu w oryginale i nie pamiętam absolutnie NIC... Bardzo rzadko zdarza mi się przeczytać książkę, którą później kompletnie wyrzuciłabym z głowy, a autentycznie z serią o braciach Slater tak się stało.
OdpowiedzUsuńDo tej serii podchodzę bardzo ostrożnie. Nie dość, że okładki po prostu odpychają. Zwłaszcza Alec - nie wiem co grafik myślał jak to projektował. No, ale nie ocenia się książki po okładce. Niestety czytałam tom pierwszy i mnie nie zachwycił. Nie polubiłam, żadnego bohatera. Jednak dam szansę tej części może coś mnie w niej zaskoczy. Mam nadzieje, że na plus.
OdpowiedzUsuń"Dominic" to była da mnie najgorsza książka (albo może jedna z najgorszych) jakie czytałam :D Coś mi jednak ciągle podpowiada by nie skreślać autorki i spróbować jeszcze z kolejnym tomem. Jednak też trochę się boje, że nie spodoba mi się jak tom pierwszy i tylko stracę czas :( Fabuła wydaje się interesująca (może bez tego wyznawania uczuć po tygodniu), dlatego jeszcze odczekam i wtedy zdecyduję czy czytać ten tom, czy jednak darować sobie książki autorki.
OdpowiedzUsuńMyślę, że po wymagających książkach do tych mogę zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńDokładnie.... Wydawnictwo Kobiece robi szum na rynku książkowym, promuje swoje perełki i całkiem dobrze to im wychodzi. Zaczynam coraz bardziej lubić tego typu literaturę. Serii o braciach Slater nie czytałam, ale właśnie ze względu na to, że tak wiele się mówi o niej, chyba warto byłby to nadrobić. Po recenzji mam trochę mieszane uczucia, ale nie ma to jak przekonać się samemu = trzeba przeczytać. I te okładki.... cieszą oko na czytelniczej półce...
OdpowiedzUsuńNie mogę się do tej serii przekonać. Może kiedyś dorosnę, jak do Greya, ale teraz mówię nie.
OdpowiedzUsuńJa bardzo chętnie przeczytam książki jak tylko wpadną w moje ręce
OdpowiedzUsuńCoś czuje że najlepszym rozwiązaniem będzie poczekać na wszystkie części i dodatki i dopiero wtedy zabrać się za czytanie. W zasadzie o całej serii jedyne co słyszałam że to źli chłopcy i tyle. Jestem pozytywnie zaskoczona że pojawia się tu uczucie nawet jeśli zbyt szybko odkrywane. Wbrew pozorom historia brzmi ciekawie a skoro fabuła jest lekka i szybko się ją chłonie to zapewne kiedyś po nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńDziś zaczęłam czytać, bo dopiero do mnie dotarły... trochę liczba stron mnie przeraża, ale zaskakująco szybko się czyta. Początkowo musiałam przyzwyczaić się do dialogów, ale teraz jest już ok. Może czasami nie potrzebnie opisywane są niektóre sytuacje tak szczegółowo i stąd objętość książki. Ciekawe co będzie działo się dalej.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą serię, ale pierwsze dwie podobały mi się bardziej. I to fakt trzeba czytać po kolei bo one są ze sobą powiązane.
OdpowiedzUsuń