Tytuł:
Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta
Autor:
W. Bruce Cameron
Wydawnictwo:
Kobiece
Rok
wydania: 2017
Liczba
stron: 296
Opis:
Najnowsza
powieść autora bestsellerowej książki „Był sobie pies”
Josh
Michaels z oburzeniem odkrywa, że sąsiad podrzucił mu pod drzwi ciężarną suczkę
Lucy. Nie może jednak oprzeć się uroczemu spojrzeniu brązowych ślepi i chociaż
nigdy nie miał zwierzęcia domowego, postanawia przygarnąć psiaka.
Kiedy
na świat przychodzi pięć niesfornych szczeniaczków, Josh zgłasza się po pomoc
do lokalnego schroniska. Tam poznaje uroczą i kochającą zwierzęta Kerri, która
z zapałem uczy go, jak dbać o psią rodzinkę. Wspólnie przygotowują szczeniaki
do adopcji w ramach świątecznego programu szukania nowych domów psiakom ze
schroniska.
Wraz
z upływem czasu Josh zaczyna darzyć dziewczynę coraz cieplejszym uczuciem. Im
bardziej zakochuje się w Kerri, tym bardziej przywiązuje się do futrzaków,
które wniosły w jego życie mnóstwo miłości.
Kiedy
zbliżają się święta i nieuchronny termin oddania szczeniaków, Josh zastanawia
się, czy będzie w stanie bez nich żyć.
Recenzja:
Święta zbliżają się wielkimi krokami. W hipermarketach już od jakiegoś
miesiąca wiszą świąteczne dekoracje, ale trudno w pełni poczuć bożonarodzeniową
atmosferę, kiedy nie ma śniegu. Jest za to nowa książka Bruce’a Camerona, która
idealnie wprowadza w świąteczny klimat.
Jakiś czas temu wielką popularnością cieszyła się zarówno książka
autorstwa Cameron Był sobie pies, jak
i film na jej podstawie. Przyznam, że widziałam tylko film, więc nie do końca
wiedziałam, czego spodziewać się po prozie autora, kiedy sięgałam po Psiego najlepszego. Na pewno nie
spodziewałam się, że książka okaże się tak… banalna.
Josh Michaels jest młodym mężczyzną, który całe dnie spędza w domu.
Pracuje zdalnie, więc może sobie na to pozwolić. Josh nie ma zbyt wielu
znajomych, żeby nie powiedzieć, że nie ma ich wcale, z rodziną kontaktuje się
sporadycznie i ciągle przeżywa rozstanie z dziewczyną. Pewnego dnia sąsiad
wymusza na nim, by zaopiekował się jego psem. A właściwie suczką. W
zaawansowanej ciąży. Josh, który nigdy nie miał żadnego zwierzęcia i nawet
samym sobą nie bardzo potrafi się zaopiekować, nagle staje przed prawdziwym
wyzwaniem – musi zająć się ciężarną suczką, a potem jeszcze pięcioma
szczeniakami. Na szczęście z pomocą przychodzi mu dziewczyna ze schroniska, Kerri,
która pomaga mu dbać o psią rodzinkę. Wyjaśnia też Joshowi, który bardzo
przywiązuje się do piesków, że nie może zatrzymać wszystkich i pomaga mu
znaleźć dla nich domy.
Uwielbiam historie o zwierzętach, choć trochę się ich też boję, bo nic
tak nie wyciska łez z człowieka, jak umierające zwierzaki. W Psiego najlepszego nie ma tego typu
dramatów, na szczęście, bo świąteczna opowieść nie powinna doprowadzać
człowieka do płaczu. Autor poprzez historię Johna pokazuje, że pies to nie
zabawka i że opieka nad nim to duża odpowiedzialność. Porusza też temat adopcji
piesków, ale tak jak napisałam na początku, wszystko to robi w sposób banalny.
Dawno nie czytałam o równie naiwnym bohaterze, jak John. Chociaż jest już
dorosłym człowiekiem, często zachowuje się jak dziecko, nie wie czego chce i
pozwala, by rządziły nim kaprysy. Co prawda Kerri trochę go temperuje i
wyjaśnia, że nie może trzymać w domu sześciu psów tylko dlatego, że chce, ale
jednocześnie jej też zdarza się popisać niedojrzałym zachowaniem.
Psiego najlepszego to w gruncie
rzeczy urocza historia, ale moim zdaniem nadaje się bardziej dla dzieci niż
dorosłych. Co prawda z tego co widzę na blogach i Instagramie, wynika, że
podbija serca również dorosłych osób, ale lojalnie ostrzegam: bardziej
wymagających czytelników może lekko rozczarować. Jeśli jednak szukacie czegoś
nieskomplikowanego, a przy tym rozkosznie uroczego, śmiało sięgnijcie po tę
książkę i dajcie się porwać świątecznemu klimatowi.
Patrząc na okładkę myślałam, że ktoś skrzywdził pewnie dobrą książkę bardzo infantylnym obrazkiem. Bo przecież po Był sobie pies spodziewałam się literatury na dość wysokim poziomem. Jak widać jednak grafik wiedział, co robi.
OdpowiedzUsuńChoć z drugiej strony opowieści świąteczne mają swoje prawa, mogą być ciut naiwne, bo mają nieść uśmiech, radość i polać trochę miodu na serca.
Okładka chyba tak samo sympatyczna jak właściciel książkowych piesków. Czyli psiego wesołego na święta, czemu nie?
OdpowiedzUsuńNie szkodzi,że historia banalna. Troszeczkę "uczy", że zwierzę to nie zabawka. Wiem, gdyż sama mam psa i dwa koty. Okładka prosta, bo treść prozaiczna, ale urocza. Wprowadza w świąteczny nastrój. I wystarczy, bo to czas dobrych uczynków, wybaczania, radości i miłości.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na swojej liście. Czuję, że mi się spodoba, bo lubię takie historie. ;)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna znajduje się na mojej liście "pożądanych" lektur a recenzja jeszcze wzmacnia mój apetyt :)
OdpowiedzUsuńOpowieść świąteczna, miłość i psiaki- cudowne połączenie;) Nikt tak nie zjednuje ludzi jak zwierzaki;) Może i historia banalna, oklepana, przelukrowana, ale czasem i takie są potrzebne;) Niosą radość i spokój, a czytelnikowi przyklejają uśmiech na twarzy;)
OdpowiedzUsuńNo ciekawe.. widziałam wiele zachwytów nad tą książką i myślałam że jest naprawdę świetna. Ale całe szczęście że nie jestem wymagającym czytelnikiem więc zapewne też będę się nią zachwycać. Myślę że wiele osób chętnie przeczyta chociażby dla tych niesfornych szczeniaków, ale też dlatego że jest to radosna książka. Ja na samą myśl o niej się uśmiecham :)
OdpowiedzUsuńTaka niezobowiązująca lektura na czas przedświąteczny - a przynajmniej na to liczę i na to się zapowiada. :)
OdpowiedzUsuńW okresie świątecznym książka która nie wywołuje smutki tylko uśmiech to skarb.
OdpowiedzUsuńNo własnie przeczytałam wczoraj i mam podobne zdanie - takie Pięciopsiaczki dla nieco starszych ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa książka na leniwe popołudnie )
OdpowiedzUsuńLucyna W-l
Jak byłam mała to mogłam czytać takie książki o zwierzątkach,przygodach itd. teraz po prostu mnie nudzą. I sądzę że w tym przypadku byłoby to samo.
OdpowiedzUsuńTo będzie idealna lektura na święta!
OdpowiedzUsuń