Tytuł:
King
Autor:
T.M. Frazier
Cykl:
The King (tom 1)
Wydawnictwo:
Kobiece
Rok
wydania: 2017
Liczba
stron: 336
Ocena:
3/10
Opis:
King
to facet, którego nie chciałabyś wkurzyć. Nikt by nie chciał. Jedyną walutą,
jaką przyjmuje w odwecie jest krew, pot albo seks. Ewentualnie wszystko naraz.
Nie warto z nim zadzierać.
Doe,
bezdomna dziewczyna z ulicy, straciła pamięć. Nie ma pojęcia, kim jest, ale
zrobi wszystko, żeby przetrwać. Kiedy Nikki, jej koleżanka z ulicy, zabiera ją
na imprezę z okazji wypuszczenia Kinga z więzienia, Doe decyduje się zrobić
cokolwiek, byle tylko przeżyć kolejny dzień.
Przyszłość
Kinga właśnie się waży, a Doe najpierw musi odkryć tajemnice własnej
przeszłości. Kiedy bohaterowie się spotkają, nauczą się, że czasem rozsądek,
pożądanie i serce w ogóle nie chcą współpracować.
Recenzja:
O "Kingu" słyszałam dużo dobrych opinii. Ba, część moich
znajomych blogerek była tą pozycją tak zafascynowana, że bez wahania mi ją
polecała. No to sięgnęłam - i jestem z tego powodu bardzo zasmucona. Ta
historia chyba bardziej nie mogła mnie zawieść. Chociaż muszę przyznać, że były
lepsze i gorsze momenty. Tych gorszych było jednak znacznie więcej... Przejdźmy
jednak do dalszej części recenzji, gdzie wymienię Wam wszystkie wady i zalety
tej powieści, abyście sami mogli zdecydować, czy warto po nią sięgnąć.
King to typowy zły chłopiec - zajmuje się robieniem tatuaży, a tak
naprawdę to większość swojego czasu spędza na czynnościach związanych z
narkotykami, bronią i gangiem motocyklowym. Poznajemy go w momencie, gdy
wychodzi z więzienia po kilku latach odsiadki - ale nie zmienił on swoich
nawyków ani siebie. Co więcej - jest raczej dumny z tego, co zrobił, zanim
wpakowali go za kratki. Jak dla mnie ten mężczyzna miał po prostu zbyt
przerośnięte ego i mało co obchodzili go inni, chyba, że należeli do najbliższych,
których trzeba było chronić. Nie mówiąc już o tym, że traktował dziewczyny jak
zabawki. W tym także naszą Bezimienną - z racji tego, że główną bohaterka miała
jakiś wypadek, ma amnezje i nie zna swojego imienia, wszyscy nazywają ją Doe
(wiecie, jak niezidentyfikowanego trupa w Ameryce). Niezłe przezwisko, tak
swoją drogą...
Doe to typowa grzeczna dziewczynka. Chociaż trafiła na ulicę, umiera z
głodu i żyje pod opieką prostytutki, to nie umie zachowywać się tak jak tamta.
Ma jakieś zasady moralne i chciałaby, żeby po odzyskaniu wspomnień, nie było
jej wstyd za siebie i swoje uczynki. A później poznaje Kinga i cały plan szlag
trafił - bo nie da się tego inaczej opisać. Chociaż Doe okrywa przy nim siebie
na nowo, to sam fakt, jak toksyczna jest ich relacja, jak pełno w niej bólu,
cierpienia i niebezpieczeństwa, nie jest raczej czymś dobrym dla osoby z
amnezją, która chce odzyskać swoje wspomnienia i dawne życie. Powiem tylko, że
prawda o Bezimiennej bardzo mnie zszokowala i wątki, które ujawnione były na koniec
prawie zachęciły mnie do sięgnięcia po kolejną część. Prawie, bo spodziewam
się, że ona mimo wszystko też będzie tak okropnie napisana, a tylko kilka
wydarzeń mnie zainteresuje.
Sama autorka chyba średnio lubi normalne związki, albo w duchu marzyła o
takiej historii, bo mimo wszystko "King" znacznie odbiega od
historii, które znam. Mimo wszystko pisarka, jeśli nie liczyć jej pomysłu na
stworzenie dosyć brutalnych elementów, to nie można jej odmówić tego, że
ciekawie wykreowała głównych bohaterów - a w szczególności przyjaciela głównego
bohatera, którego mimo wszystko polubiłam. W samych dialogach zdarzało się dużo
przekleństw, więc jeśli tego nie lubicie, trzymajcie się od tej książki z
daleka. To dobra porada i mam nadzieję, że będziecie się jej trzymać, zamiast
później marudzić, że ta pozycja Was zawiodła. W ogólnym rozrachunku książkę
przeczytałam jednak dosyć szybko, bo jest ona napisana w dosyć prosty sposób i
nie ma jakichś językowych komplikacji. Czytanie nie sprawiło mi jednak takiej
radości, jaką chciałam mieć.
Okładka jest raczej ciekawa. Przyciąga wzrok - może dlatego, że kojarzy
mi się ten facet na okładce z głównym bohaterem z serialu "Arrow"?
Notabene bardzo lubię ten serial i chciałabym, żeby ta okładka zrobiła jednak
książkę o lepszej treści. Nie jestem jednak pewna, czym w ogóle kierował się
grafik, kiedy tworzył oprawę graficzną do tej pozycji - chyba tytułem. Niemniej
jednak dalej to lepsze niż jakaś całująca się parka i milion cukru i słodyczy.
Podsumowując, nie mam nic więcej do dodania, co by przemówiło na korzyść
tej pozycji. Macie w recenzji zebrane wszystkie plusy i minuty tej książki.
Rozważcie je. Niemniej jednak, jestem w stanie polecić wiele powieści z
wydawnictwa Kobiecego - ale jednak nie "Kinga". Trochę żałuję, że dałam
się na niego namówić. Mam jednak nauczkę i po kolejny tom już nie sięgnę -
niech zrobią to ci, którym ta książka się podobała. Ja uważam ją jednak trochę
za zbyt stereotypową, brutalną i obrzydliwą. Wiecie: każdy ma swój gust.
Chociaż fajnie by było, jakby podobały nam się wszystkie książki, jakie zostały
wydane...
Książkę dostałam od
Wydawnictwa Kobiecego
Ten tu i "Arrow"? Dobrze, że Queen tego nie czyta, bo by się obraził😏. Co do książki... Ech, nic...
OdpowiedzUsuńNieświąteczny, trudny temat, więc mimo ciekawej recenzji, chyba odłożę tę lekturę na później.
OdpowiedzUsuńLubię niegrzecznych chłopców. Ale King nie nie nie... Więzienie, narkotyki, gang, brutalność nie znoszę tego w książkach. Wolę stereotypowe historie miłosne i normalne związki. Jedyne co mnie zaciekawiło to Doe. Kim jest, czy odzyska wspomnienia (jakie będą) i swoje życie. A jeszcze jedno, okładka dla mnie rewelacja. Kupiłabym książkę dla niej i opisu. Szkoda tylko, że środek już nie taki super.
OdpowiedzUsuńOpis i zderzenie osobowości przemawia na plus, okładka na minus, nie lubię roznegliżowanych, wolę jakiś kaptur, nutka tajemniczości itp... Chyba podziękuję i zaufam zarówno intuicji, jak i recenzji.
OdpowiedzUsuńA miałam ją w planach. Może dalej mam? sama nie wiem. Coś mnie ciągnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńTrudny chłopiec i grzeczna dziewczynka- takie typowe... Nie wiem, czy mam ochotę przeczytać tę książkę... Musiałabym się strasznie nudzić, by po nią sięgnąć...
OdpowiedzUsuńJak wspomniałaś o ARROW to okładka naprawdę przypomina ten serial. Co do książki zaczęłam i chyba nie skończę nie czuję chemii między nami. Przykro mi bo wiele po lekturze tej oczekiwałam.
OdpowiedzUsuńOkładka słaba i widzę, że powieść też nie zachwyca. Ale nie zgodzę się co do tego, że ten kolo przypomina głównego bohatera z Arrow. Jeśli naprawdę lubisz ten serial tak jak ja to w tym momencie mu uwłaczasz. Boleję nad tym, że projektanci okładek i wydawnictwa często idą na łatwiznę i tak jak tutaj wstawimy jakiegoś faceta o kobiety będą kupować tą książkę. A już nie wspominając o tzw. odgrzewaniu kotleta gdzie ta sama grafika po małych zmianach trafia do kilku innych powieści. Bo w tym przypadku mam właśnie takie wrażenie, że robiono na ilość, a nie na jakość.
OdpowiedzUsuń