Autor:
Magdalena Knedler
Tytuł:
Historia Adeli
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2017
Ilość
stron: 408
Ocena: 9/10
Opis:
Kiedy
nie wiesz, jak pomóc sobie, zrób jedną dobrą rzecz – dla innych.
W
poszukiwaniu życiowego azylu większość z nas wyjechałaby na Południe. Adela
Henert obiera przeciwny kierunek – sprzedaje położony na skale domek, z którego
przez lata podziwiała morze o barwie limonek, oddaje prowadzoną przez dekadę
ukochaną kawiarnio-księgarnię i opuszcza malowniczą włoską Sperlongę.
Przybywa
do mroźnego, zasypanego śniegiem Wrocławia, w sam środek ponurej polskiej zimy.
Przywozi ze sobą dwie walizki, długi warkocz i plan – zrobić jedną dobrą rzecz.
Recenzja:
Do tej pory nie miałam okazji, by przeczytać
jakąkolwiek książkę Magdaleny Knedler. Jednak po przeczytaniu opisu „Historii
Adeli” coś mnie tknęło – nie wiem czy to umiejscowienie akcji we Wrocławiu,
szukanie tej jednej dobrej rzeczy do zrobienia, czy jeszcze coś innego – po
prostu chciałam dostać tę książkę w swoje ręce. Czy było warto?
Adelę Henert, trzydziestoczteroletnią kobietę,
poznajemy już po jej przyjeździe do Wrocławia. Główna bohaterka postanowiła
opuścić włoską Sperlongę i wrócić do Polski, by zacząć życie od nowa. I choć wydaje
się to początkiem jednej z tych banalnych historii o złamanym sercu i próbie
udowodnienia czegoś wszystkim dokoła, uwierzcie mi, że „Historia Adeli” jest
zupełnie inna i nie wpisuje się w taki schemat.
Pierwszym co rzuca się w oczy po sięgnięciu po
książkę jest mnogość nawiązań do wielu innych powieści, filmów, seriali, a
także wszechobecna muzyka. Ta ostatnia przede wszystkim nadaje niepowtarzalnego
nastroju książce, sprawia że czyta się ją jeszcze lepiej. Poza tym „Historia
Adeli” jest inna, dopracowana w szczegółach. Podobały mi się zarówno
wspomnienia z okresu, gdy główna bohaterka mieszkała we Włoszech, jak i te
teraźniejsze zdarzenia, bo razem, choć wydają się czymś na pozór zwykłym i
prostym, tworzą wciągającą i posiadającą własny urok mieszankę. Dlatego od
książki nie da się oderwać. Dodatkowo bohaterowie w powieści są prawdziwi,
zarysowani wyraźnie, miewają swoje lepsze i gorsze momenty i właśnie to
sprawia, że są czytelnikowi tacy bliscy.
Książka zawiera wiele wątków, są one jednak połączone
ze sobą w idealną całość. Nie ma się wrażenia podczas czytania, że coś zostało
za mało wyjaśnione albo że wszystkiego jest za dużo i za chwilę się zgubimy w
fabule. Jak już wspomniałam, książka jest dopracowana w szczegółach i dlatego
wszystko, co się w niej dzieje, dzieje się stopniowo. Poza tym to właśnie
dzięki licznym wątkom pobocznym powieść zyskuje jeszcze bardziej w moich
oczach, bo oprócz tego, że wszystkie te historie intrygują i wciągają, wywołują
też masę najprzeróżniejszych emocji.
„Historia
Adeli” wciągnęła mnie i poruszyła. Były momenty, przy których szeroko się
uśmiechałam, były też takie, gdzie zawzięcie mrugałam oczami, żeby opędzić łzy.
Książka wzrusza, bawi, intryguje, wciąga, zaskakuje i sprawia, że sami mamy
ochotę „zrobić tę jedną dobrą rzecz”, o której mówi Adela. Wywołuje
najprzeróżniejsze emocje i przecież właśnie o to chodzi – o to, by historia nas
w jakiś sposób poruszyła. Ze mną tak było i chociaż nie wiem, dlaczego do tej
pory nie słyszałam o pani Knedler, wiem coś innego: że to nie ostatni raz, gdy
sięgam po jej powieść. Wam doradzam to samo!
Za książkę dziękuję wydawnictwu Novae Res
Przybywa z Włoch do Polski zrobić dobrą rzecz? Tam nie mogła? Ma dopiero 34 lata i bagaż doświadczeń? Dla mnie to jakaś fantastyka, ale nie ta naukowa.
OdpowiedzUsuńZ pozycji kobiety prawie 34 letniej stwierdzam, że można mieć bagaż doświadczeń w tym wieku, w każdym wieku. Większy, mniejszy, ale nie wolno go bagatelizować i trywializować, nigdy nie wiadomo, co siedzi w drugim człowieku.
Usuńoo super wysoka nota dopisuję do książek do przeczytania
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji przeczytać żadnej książki p. Knedler. Przyznaję, że to moja wina. Przeważnie sięgam po książki autorów zagranicznych. Dlaczego? Sama nie wiem. Dzięki Wam i innym blogów, przekonałam się do naszej rodzimej twórczości. "Historia Adeli" książka, która ma w sobie to wszystko co kocham. Śmiech i wzruszenie. I wiem ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jestem strasznie ciekawa powieści i tej "jednej dobrej rzeczy", a może nie tylko...
OdpowiedzUsuńSłyszałam już trochę pozytywnych opinii o tej książce i chcę ją przeczytać. Myślę, że przypadnie mi do gustu. ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam sposobności czytać żadnej książki pani Knedler, po takiej zachęci z miłą chęcią nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad tą książką. Okładka jest dość specyficzna, w zasadzie nie zdradza nic... Recenzja zachęca, więc zapewne po nią sięgnę. Uwielbiam nieszablonowe powieści, które potrafią wycisnąć łzy;)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie mimo twojej dobrej opinii, że jednak jest to książka jakich wiele i nie warto po nią sięgać. W sumie to nic mnie nie zainteresowało, ani opis, okładka czy recenzja.
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję! Dużo słyszałam o tej książce - i dobrych i złych rzeczy. Podoba mi się bardzo ta minimalistyczna okładka. Magdalena Knedler to chyba jedna z lepszych autorek piszących w Novae Res. Potrafi stworzyć dobrą, angażującą emocjonalnie historię.
OdpowiedzUsuń