Autor: Gabriel Garcia Marquez
Tytuł: Miłość w czasach zarazy
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 6 luty 2014 (to wydanie)
Liczba stron: 496
Ocena: 9/10
Opis:
„Miłość w czasach zarazy”, napisana przez Gabriela Garcię Marqueza z ogromną czułością, humorem i wyrozumiałością, to niezwykła powieść o miłości, która okazuje się silniejsza od samotności, od fatum i od śmierci. Jest to historia uczucia niewydarzonego bękarta i poety Florentino Arizy oraz trzeźwej, rozsądnej Ferminy Dazy, spełniającego się po półwieczu oczekiwania. Oboje przechodzą przez wszystkie kręgi miłości – młodzieńcze zadurzenie, małżeństwo z rozsądku, szalone namiętności, miłości idealizowane i ulotne pragnienia cielesne. Ta niespotykana w dotychczasowej twórczości Garcii Marqueza tematyka i tonacja przysporzyła pisarzowi miliony nowych czytelników na całym świecie.
Recenzja:
Jakoś mnie ostatnio ciągnie do kultowych książek. W tym przypadku nie tylko tytuł zalicza się do tego grona ale i sam autor. Kiedy ta pozycja do mnie przyszła, nie zabrałam się za nią od razu, ponieważ chyba potrzebowałam odpowiedniego momentu, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że czeka mnie nie łatwa przeprawa przez prawie 500 stron. To już za mną i cieszę się bardzo, że trochę Wam o niej opowiem.
Florentio Ariza, Fermina Daza i pół wieku oczekiwania na spełnienie miłości. Na tą parę nieustannie czekają trudności losu, które stoją im na drodze do wspólnego szczęścia. Przez wiele lat niespełniona miłość, która zaczyna się od jednego spojrzenia, a przeradza się w prawie obsesję, przechodzi przez wiele faz, aby w końcu... no właśnie musicie przeczytać tę książkę, aby wiedzieć jak się ona kończy, ale chyba tego można się domyślić. Ważniejsze jest chyba to w jaki sposób autor doprowadza do takiego zakończenia, niż ono same.
Dosyć trudno jest pisać o historii, o której powiedziano już chyba wszystko. Ja jednak postaram się dzisiaj dorzucić kilka słów od siebie, może nie będę oryginalna, ale przynajmniej będę mogła się z Wami podzielić moimi odczuciami, na temat chyba najlepszej książki, jaką miałam okazję przeczytać w ostatnim okresie.
Ciężko było mi się wbić w historię. Chyba największa wadą jaka znalazłam w tej książce jest to, że autor bardzo wszystko rozwleka. Fabuła się toczy bardzo pomału, przez co niektórzy mogą się zniechęcić już na początku, ja dałam szansę tej pozycji no i przepadłam. Ten mankament z perspektywy całej książki ma swój pewien urok, ale dostrzegłam go dopiero po przeczytaniu całości .
Miałam problem na początku z umiejscowieniem historii w czasie i przestrzeni. Ostatecznie doczytałam, już poza książką, że jest to około XIX i XX w. Ogólnie nie sprawiło mi to problemu w odbiorze całości, ale moja ciekawość nie dała mi spokoju, a w całej pozycji nie było to chyba powiedziane wprost, jedynie styl życia bohaterów mógł na to wskazywać.
Fermina jest postacią, którą można nie polubić, też miałam z tym mały problem. Nieustępliwa, trochę wodząca za nos, odrobinę denerwująca postać, która przez swoje zachowanie doprowadziła do całej sytuacji, a raczej kilku. Do samego końca miałam taki problem, że nie wiedziała czy tak denerwuje mnie jej zachowanie, czy gdyby nie ono, to tak na prawdę nie byłoby całej tej historii. Teraz chyba skłaniam się ku temu drugiemu, ale niech każdy wyrobi sobie własne zdanie.
Florentio, niepoprawny optymista, który chyba już w młodości potrzebował kubła zimnej wody. Jednak do niego poczułam ogromną sympatię już od momentu kiedy pojawia się w książce. Nie wiem co to mogło u mnie spowodować, ale bardzo mu kibicowałam przez całą historię, nie zależnie od jego zachowania.
Tę pozycję trzeba czytać bardzo uważnie. Autor posługuje się bardzo specyficznym słownictwem, które nie zawsze było dla mnie zrozumiałe i czasem musiałam się wrócić do początku strony aby przeczytać to jeszcze raz, ale uważniej. Zdarzyło mi się chyba dwa razy, że musiałam zerknąć do słownika, aby zrozumieć sens jakiegoś słowa.
To nie jest kolejna sztampowa historia miłosna. Marquez stworzył wielopoziomową, głęboką fabułę, która wykracza poza granice wszelakich schematów dla książek o miłości. Wydaje mi się, że w jego książce miłość jest drogą, nie zawsze prostą, nie zawsze łatwą, ale jeśli człowiek będzie podążał nią niestrudzenie, to prędzej czy później dojdzie do celu. Najważniejsze jest żeby się nie poddać, bo może już za kolejnym zakrętem, upragniony vel stanie się jeszcze bliższy.
Przez wcześniej wspomnianą - wielopoziomową fabułę - każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. niezależnie od tego czy na codzień czyta historie o miłości, czy zupełnie nie interesuje go ta tematyka, każdy ma szasnę wyciągnąć z tej książki jakieś przesłanie dla siebie. Ja też z całości wyłuskałam coś dla siebie, ale może na razie się tym z Wami nie podzielę, bo nie chciałabym, żeby ktoś się sugerował i zrozumiał tę historię na własny sposób.
Mimo, że cała historia dzieje się dosyć dawno, to mam wrażenie, że można się w niej doszukiwać uniwersalizmu i spokojnie wiele z tego, co chce przekazać czytelnikowi autor, można by odnaleźć w dzisiejszym świecie. Nie miałam jeszcze okazji obejrzeć filmu ale chyba teraz, w tym świątecznym okresie postaram się to nadrobić bo jestem ciekawa jak ta historia została przeniesiona na ekran.
Wszystkie wyżej wymienione elementy składają się na niepowtarzalność tej książki. Może kilka aspektów negatywnych się znalazło, ale po przeczytaniu całości, dla mnie były one mało istotne. Choć nigdy nie wracam po raz drugi do książek, to do tej chyba wrócę. Tym razem z pudłem karteczek indeksujących, tak aby móc zaznaczyć moje ulubione fragmenty i później do nich wracać.
Miłość w czasach zarazy to jedna z tych książek, którą warto przeczytać niezależnie od tego jaki gatunek jest Waszym ulubionym. Ja wiem, że chcę przeczytać więcej książek Marqueza,a najlepiej wszystkie. Z resztą już czeka na mnie na półce kolejna więc może niedługo tez coś o niej napiszę.
Z gorącymi i świątecznymi pozdrowieniami,
Klaudia.
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza
Mam ją już taaak dłuuugo w swoim książkozbiorze gdzie czeka w kolejce. Chyba jednak przeskoczy na bliższe miejsce ;)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt :)
Kultowa, nic dodać, nic ująć... 10/10
OdpowiedzUsuńLubię sięgać po takie kultowe książki. Tej jeszcze nie czytałam, ale mam ją w planach. ;)
OdpowiedzUsuńPierwsze co mnie urzekło to tytuł książki. I wiele słyszałam dobrego o Miłość w czasach zarazy Marqueza. Przyznaję zaczęłam czytać i nie dałam rady. Początek mnie zniechęcił, wręcz zanudził. Ale jakiś czas temu przypadkiem trafiłam na film. I wiecie co... przepadłam, tak mnie wciągnął, że mimo późnej emisji obejrzałam calutki. Polubiłam Florentino, chociaż wydaje się taki "nieżyciowy", wieczny marzyciel. Wtedy pomyślałam, wrócę do niej i... zapomniałam. Po recenzji wiem, że jeśli przebrnę przez początek, dalej będzie coraz lepiej, ciekawiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam świątecznie.
Pozycja "kultowa" prosa kwesta trzeba przeczytać.
OdpowiedzUsuńNa pewno jest to pozycja, którą warto przeczytać. Jednak wymaga ona skupienia i czasu, chociażby ze względu na zwyczajny szacunek do autora. Jeśli miałabym przeczytać ją po macoszemu, wolałabym w ogóle po nią nie sięgać. Historia inna niż wszystkie, niepowtarzalna. Nie miałam okazji jeszcze przeczytać i żałuję. Mam nadzieję, że Nowy Rok pozwoli mi nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńMam w domu to wydanie i czeka na wolną chwilę. Oglądałam ekranizacje i naprawdę polecam. Oczywiście historia jest specyficzna i zawiera w sobie wszystko, ale z przyjemnością oglądałam i będę ją czytała. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś próbowałam, ale nie przemogłam tych przydługich fragmentów... Może kiedyś dorosnę do niej.
OdpowiedzUsuńMnie raczej Autor nie ujął swoją prozą...
OdpowiedzUsuń