Autor: Nanna
Foss
Tytuł: Spektrum.
Leonidy
Wydawnictwo: Driada
Data wydania: 29.11.2017
Ilość
stron: 544
Ocena: 8/10
Opis:
Piętnastoletnia Emi rysuje chłopaka o turkusowych oczach, który nosi na szyi tajemniczy pryzmat. Nazajutrz doznaje szoku, widząc go wchodzącego do klasy. Nim się orientuje, na dłoniach ma trójkątne rany, a jej koleżanki i koledzy potrafią robić dziwne, niewytłumaczalne rzeczy.
A może to wszystko tylko sobie wmawia? Granice między snem a rzeczywistością zacierają się, a Emi desperacko próbuje myśleć racjonalnie w tym wszystko ogarniającym chaosie.
Wkrótce jednak musi spojrzeć prawdzie w oczy. To tylko kwestia czasu…
Recenzja:
Gdy zobaczyłam tytuł powieści i jej śliczną okładkę, szczerze
mówiąc nie wiedziałam, czego się spodziewać. Z jednej strony odrzucał mnie
opis, bo było w nim napisane, że książka będzie opowiadać o kolejnej wyjątkowej
piętnastolatce, z drugiej jednak coś przyciągało mnie do tego tytułu. I teraz
wiem, że decyzja o przeczytaniu „Leonidów” nie była zła, co więcej, byłabym na
siebie strasznie zła, jeślibym wypuściła z rąk taką książkę.
Zacznijmy od początku. Historia zaczyna się jak zawsze – opowiada
o zwykłej dziewczynie, która mimo kilku kłopotów w szkole, nie wyróżnia się za
bardzo na tle rówieśników. Emilia, bo tak się nazywa, ma sen, w którym widzi
chłopaka, a następnego dnia dokładnie ten chłopak pojawia się w jej szkole i w
jej klasie. Ale to nie koniec dziwnych zdarzeń, w których uczestniczy bohaterka
dzieje się o wiele więcej… Brzmi szablonowo i nudnie? Tak. Ale wbrew pozorom
wcale tak nie jest! Bo chociaż krótkie streszczenie początku, które właśnie
przeczytaliście, wydaje się sztampowe, jest ciekawe, intrygujące i wciągające.
Faktycznie – sam pomysł na powieść, a głównie na jej początek, był
zwykły, schematyczny i nieszczególnie odkrywczy. Natomiast jego wykonanie… To
zupełnie inna sprawa. Może i czytałam książki, poruszające podobną tematykę, ale
mimo wszystko ta różni się od nich znacznie. „Leonidy” zdecydowanie mają w
sobie coś więcej i gdy akcja zaczyna się rozwijać, dosłownie można zapomnieć o
tym, co dzieje się dokoła. Książka ma ponad pięćset stron, a mimo to
przeczytałam ją błyskawicznie. Działo się tak głównie za sprawą bardzo dobrej
fabuły, która ani przez chwilę nie była nudna, oryginalnych bohaterów, no i mojej
zwyczajnej ciekawości, którą mogło zaspokoić jedynie zakończenie książki. I
chociaż ono samo w sobie nie jest szczególnie wybuchowe, jeszcze bardziej
wzmogło mój apetyt na więcej. Poza tym książka już od samego początku urzekła
mnie swoją bezpośredniością i humorem, a także licznymi nawiązaniami do znanych
mi seriali czy książek. Dodatkowo za plus uważam mnóstwo wtrąceń z języka
angielskiego, używanych przez bohaterów. Chcemy czy nie, właśnie ten język jest
teraz bardzo modny wśród nastolatków i nie tylko, dlatego to nadawało książce
realizmu (choć zdaję sobie sprawę, że
kogoś innego mogły te zabiegi denerwować).
Poza tym ogromny plus należy się także za wykreowanie tak świetnych
i różniących się postaci. Oprócz Emi poznajemy jej najlepszych przyjaciół –
Albana i Linusa, a także Pi i Noa, którzy przeprowadzają się dopiero do jej
miasta, pojawia się również Adriana, choć jest tutaj najmniej pokazaną
postacią. I muszę przyznać, że choć właściwie bohaterowie różnią się od siebie
tak bardzo, w jakiś sposób świetnie do siebie pasują. Może nie polubiłam ich
wszystkich od razu i bezgranicznie (no, oprócz Albana), to zdecydowanie nie
irytowali mnie swoim zachowaniem, bo jak na piętnastolatków zachowywali się w
miarę dojrzale i rozsądnie.
Jak podsumowałabym tę książkę? Elektryzująca, zaskakująca i
pozostawiająca jeszcze więcej zagadek, niż można się spodziewać, lektura.
Zapowiadająca się nudnie i szablonowo, ale jednak inna, ciekawa i wciągająca.
Przedstawiająca z jednej strony zwyczajne, codzienne sprawy, ale w intrygujący i nowy sposób, a do tego poruszająca się w sferze snu, magii i czasu. Nanna Foss zdecydowanie wie, jak budować napięcie i jak sprawić, by czytelnik
czekał na więcej. Ja czekam, chcę dowiedzieć się więcej o bohaterach, o tym co
ich spotkało i o tym, co przydarzy im się w przyszłości. Was również zachęcam
do sięgnięcia po „Leonidy”, a po przeczytaniu, dołączenia do mnie w oczekiwaniu
na kolejny tom. Warto!
~Aga
Książkę dostałam od Wydawnictwa Driada
Mnie od razu zastanowił tytuł, na co recenzentka nie zwróciła uwagi. Leonidy to rój meteorów aktywny akurat w połowie listopada, jednocześnie najszybszy ze znanych, natomiast spektrum ma kilka znaczeń, najczęściej chodzi o rozszczepienie światła. Obydwa te słowa bardzo dobrze oddają to, o czym jest książka, tak mi się przynajmniej wydaje po przeczytaniu recenzji.
OdpowiedzUsuńO książce nie słyszałam, ale po przeczytaniu recenzji chętnie ją poznam. Fabuła wydaje się być ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńJak ja to kocham zacząć czytać jakąś serię i czekać lata na kolejne części. Tak czy inaczej warta uwagi. Zastanawiają mnie słowa, że bohaterzy są dojrzali jak na swój wiek. Może jednak powinni być starsi w kontekście tego co się dzieje w powieści albo autorka planuje dużo kolejnych tomów i zaczęła od takiego wieku, żeby w ostatniej książce nie byli za starzy :)
OdpowiedzUsuńOkładka piękna, chociaż po opisie książka podobna do wielu innych po tej recenzji jeśli mi wpadnie w ręce chętnie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńOkładka jest zachwycająca! Tak samo jak tytuł. Te dwa elementy już powodują, że mam ochotę przeczytać tę książkę. Jeśli do tego dochodzi element zaskoczenia mamy naprawdę fajną pozycję, by móc spędzić z nią wieczór. Gdyby nie recenzja chyba nie usłyszałabym o tej książce.
OdpowiedzUsuńMnie z kolei opis zachęcił, bo wzbudził ciekawość, co się dzieje naprawdę i dlaczego. Przy czym spodziewałam się kolejnej dość schematycznej i może ciut naiwnej książeczki o zbawianiu świata przez garstkę wybranych. A recenzja przekonała mnie, że nie należy oceniać książki po okładce ;)
OdpowiedzUsuńAż do końca recenzji byłam przekonana ze nie chce przeczytać książki. Jestem tym typem człowieka którego "wtrącenia" z języka angielskiego by bardzo denerwowały. Do tego raczej by mnie też irytowało ze bohaterka ma tak mało lat ale, "sfera snu i magii" trochę zmniejszyła moją pewność i teraz zastanawiam się nad jej przeczytaniem.
OdpowiedzUsuńO nie słyszałam o tej książce, ale po przeczytaniu recenzji opis taki oklepany ale zapowiada się ciekawie i ta piękna fioletowa okładka <3
OdpowiedzUsuńPo okładce nigdy nie spodziewałabym się takiego środka:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że twórcy specjalnie zaczynają od takiego schematycznego wstępu. Wszystko po to by uśpić czujność czytelnika, a następnie złapać niczego nie spodziewającego się fana książek w zupełnie inny i zaskakujący świat. Zdecydowanie lubie takie pozytywne zaskoczenia
OdpowiedzUsuń