Tytuł:
Martwe ciało Mavericka
Autor:
Anna Kapes
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2017
Liczba
stron: 312
Ocena:
5/10
Opis:
Co
przeraża nas najbardziej na świecie?
Mafia?
Zombie? Przyjaciele w opałach? Nie, to tylko drobnostki dla Ricka Mavericka.
To, co naprawdę mrozi mu krew w lekko niesprawnych żyłach, to goniąca jego
martwy tyłek przeszłość. I sernik pani Hicky.
Rick
Maverick nie spodziewał się od życia zbyt wiele, lecz gdy mafia potraktowała go
jak najgorszego śmiecia, nie miał wyboru. Musiał wziąć sprawy we własne ręce –
konkretnie wstać z grobu i upomnieć się o swoje. Szkoda tylko, że cios łopatą w
głowę uszkodził mu pamięć…
Teraz
musi znaleźć sens nowego, martwego istnienia, uratować swych przyjaciół od
zguby, no i jeszcze… przeprowadzić rewolucję. Ale co to dla niego, no nie?
Wszystko wydaje się normalne w porównaniu z gadającym robakiem.
Recenzja:
Nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, skusiłam się na książkę z
powodu okładki. Tutaj doszło jeszcze jedno krótkie zdanie, opisujące tę powieść
jako przezabawną fantastykę. Więcej mi w sumie nie było trzeba. Sami
przyznajcie, że okładka zachęca. Grafik wykonał kawał dobrej roboty, wszystko
fajnie ze sobą współgra – rysunek, napisy, kolorystyka. I zapowiada zabawną
lekturę. Czy taka rzeczywiście jest?
Muszę przyznać, że ta książka wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Autorka
już na wstępie zdradza się z inspiracją Pratchettem. Osobiście nigdy nie byłam
fanką tego autora – po dwóch książkach, które nie przypadły mi do gustu,
porzuciłam przygodę ze Światem Dysku i już do niego nie wróciłam. Ciężko mi
więc ocenić, na ile udanie autorka go naśladuje, ale w jednej z opinii na
lubimy czytać przeczytałam, że nie do końca jej to wychodzi.
Długo męczyłam Martwe ciało
Mavericka i nie świadczy to o nim najlepiej. Jeśli książka mi się podoba,
jestem w stanie przeczytać ją za jednym posiedzeniem – do tej podchodziłam
wiele razy i czasem musiałam walczyć z sennością, innym razem ze zniechęceniem.
Bywało też oczywiście, że powieść mnie bawiła, ale od razu muszę powiedzieć, że
dzikich wybuchów śmiechu nie wywołała – jeśli już to skromne parsknięcia od
czasu do czasu. Co nie zagrało? Uwielbiam zabawne książki, ale tutaj autorka za
bardzo chciała, by jej powieść bawiła i to niestety widać. Natłok absurdalnych
sytuacji w pewnym momencie staje się męczący, a przez to, że wydarzenia przez
większość czasu nie wydają się dążyć do jakiegoś określonego celu, książka nie
potrafiła zbyt długo utrzymać mojej uwagi.
Zauważyliście, że nie napisałam jeszcze nawet zdania, o czym właściwie
ona jest? Ano dlatego, że w sumie ciężko to określić. O pewnym zombiaku. Jego
przygotowaniach do rewolucji. Bóstwach i wiedźmach usiłujących nie dopuścić do
kolejnego końca świata. Pewnym Nekromancie, który zwiał z grobu. Jego córce,
zamienionej w garnek.
Jeśli chodzi o kreacje bohaterów, były one dość pobieżne. Tytułowego
bohatera, który został opisany najlepiej, nie da się za bardzo polubić, bo cóż…
jest zombiakiem. Reszta albo nie robi najlepszego wrażenia (bo chla lub jest
nieudacznikami), albo po prostu jest zbyt powierzchownie opisana.
W oczy kuły mnie też imiesłowy współczesne notorycznie używane w niepoprawny sposób. Nad książką pracowała redaktorka i dwie korektorki – trochę to
słabe, że żadna z nich nie wie, że żeby można poprawnie użyć imiesłowu
współczesnego, czynności muszą być równoczesne.
Martwe ciało Mavericka nie jest
książką, która przypadnie do gustu każdemu. Pewnie znajdzie swoich wielbicieli,
ale mojego serca nie zdobyła. Czasem zdarzyło się jej mnie rozbawić, ale przez większość
czasu brnęłam przez nią bez większej przyjemności. A zatem sięgnijcie, jeśli
lubicie książki ze specyficznym poczuciem humoru w stylu Pratchetta. Nie jest
to powieść, która bawi w oczywisty sposób i wymaga większego skupienia niż
powinna, biorąc uwagę, że pretenduje do miana zabawnej historii, ale może
akurat wam przypadnie do gustu. Żeby się o tym przekonać, chyba musicie
sprawdzić sami.
Książkę
dostałam od Wydawnictwa Novae Res
Okładka świetna a recenzja jeszcze lepsza :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zombiaki, wiedźmy i bóstwa. A jeśli jeszcze w to włączyć koniec świata, to już wiem że ta książka jest na pewno dla mnie :)
Mimo że książka Twojego serca nie zdobyła, to ja jednak chciałabym do niej chociaż spróbować podejść, bo każdemu może podobać się coś innego 😉
Kolejne rozczarowanie treścią i zachwyt grafiką. Ktoś jednak zainwestował, wierząc w potencjał tej książki. A może to tylko sprytny zabieg by złapać czytelnika na okładkę? W końcu stare porzekadło kryje w sobie pewną mądrość. Sama nie wiem, czy po takiej recenzji podeszlabym do tej książki bez uprzedzeń, mimo że lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie. Zombie to nie moja bajka. Potrafię przeczytać książkę za jednym posiedzeniem, ale jeśli nudzi mnie na początku to odkładam i nie wracam do niej.
OdpowiedzUsuńFilmów o zombie raczej nie lubię, może za wyjątkiem "Duma i uprzedzenie i zombie", bo to taki uroczo romantyczny film :D ale tę książkę mogłabym przeczytać z samej ciekawości. Pratchett też mi nie wchodził, ale skończyło się na kawałku jednego tomu więc porównania nie będę miała :)
OdpowiedzUsuńSuper ksiazka
OdpowiedzUsuńOkładka jest świetna. Nigdy nie czytałam książki o takiej tematyce, więc może się jednak skuszę. :) Pozdrawiam Natalia Wójcik
OdpowiedzUsuńOkładka fakt interesująca, ale nie jestem pewna czy książka trafi na mój stosik "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńNie lubię takich książek;) Zombiaki mnie średnio interesują, a jak jeszcze podane są w historii, do której jest tyle negatywnych odniesień i zastrzeżeń w recenzji to nawet nie chce się samemu przekonywać;)
OdpowiedzUsuńKsiążki Pratchetta uwielbiam; ta książka niestety jest tylko marną podróbą Pratchetta, w której jest wiele nudnych scen i powieść zamiast zachwycić czytelnika, to po prostu go męczy. U Pratchetta wielką zaletą są poboczni bohaterowie, bardzo charyzmatyczni, intrygujący... tutaj takich charyzmatycznych osobistości mi zabrakło.
OdpowiedzUsuńHa, a ja w prost przeciwnie, uwielbiam Pratchetta i jego zwariowany Świat Dysku, stąd mimo iż recenzja bardziej zniechęca niż zachęca, to jednak zamierzam sięgnąć po tą pozycję:)
OdpowiedzUsuńCzęsto sięgam po książki według okładek niekiedy to trafny wybór innym razem nie koniecznie. Opis zapowiada, że książka fajna lecz twoja recenzja jest sceptyczny, chyba sama będę musiała się przekonać kiedy książka trafi w moje ręce.
OdpowiedzUsuńNie lubię zombiaków i nie lubię jak ktoś jedzie na sławie innych, Pratchett to dla mnie świętość, także dziękuję za solidną recenzję:)
OdpowiedzUsuńNo... ;) zobaczymy...
OdpowiedzUsuńKsiążka jest u mnie w kolejce do przeczytania, ciekawa jestem jak mi się spodoba. Okładka podoba mi się ogromnie, opis brzmi ciekawie, więc zobaczymy ;) Pozdrawiam Książkowa Dusza
OdpowiedzUsuńza fantastyką nie przepadam, ale czasami daję się namówić na jakąś ksiażkę z tego gatunku i czasami wychodzi mi to na dobre. Do Martwego ciała... nie jestem jednak przekonana więc odpuszczę sobie tę ksiażkę
OdpowiedzUsuńTa to jest jak ktoś próbuje czerpać za dużo stylu innego autora lub też jest do kogoś porównywany, także bez akceptacji ze swojej strony. Często na okładkach powieści można zaleźć takie opisy jak współczesna Jane Austen, czy polski Stephen King. Niby ma dać do zrozumienia czytelnikowi w jaki sposób może być napisana książka, ale jednak często ten zabieg ma po prostu przyciągać. I wtedy przychodzi rozczarowanie lub radość w zależności czy była to prawda czy nie :)
OdpowiedzUsuńKinga Wasiak
Okładka faktycznie przyciąga wzrok :) ja rzadko sięgam po fantastykę lecz na tą książkę raczej się nie skuszę, jakoś nie jestem do niej przekonana :)
OdpowiedzUsuńKsiazka ma bardzo ladna okladke a i sama tresc ksiazki wydaje sie ciekawa:)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że od dawna kusiła mnie i wabiła ta książka - okładka boska, fantastyka, intrygujący tytuł... Po tej recenzji jednak mój entuzjazm nieco osłabł - ja też nie lubię męczyć się z lekturą!
OdpowiedzUsuńNaprawde ciezko jest napisac dobra książkę fantasy i byc przy tym originalnym. Tutaj mamy tego przyklad, a zapowiadalo sie tak pieknie :)
OdpowiedzUsuńPatrząc na okładkę pomyślałam, że to horror. :D Szkoda, że nie za bardzo śmieszyła.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie. Jak widzę tematykę zombie to uciekam gdzie pieprz rośnie. Zombie są dla mnie obrzydliwe i się po prostu ich boje. Okładka ciekawa, ale i tak po książkę nie sięgnę
OdpowiedzUsuńLubie takie mroczne klimaty ale po tej recenzji zaczynam się wahać czy po nią sięgnąć, chociaż może akurat mi by się spodobała? Tylko że jak czytam twoje recenzje co do książek z którymi już miałam styczność to zawsze się zgadzam i widzę że mamy podobny gust więc dlatego teraz mam chwilę zawahania co do tej pozycji. Ale chętnie bym ją jednak przeczytała by się przekonać czy na prawdę tak jest :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie też przyciągnęła i pewnie bym też po nią sięgnęła, ale waham się skoro mówisz, że autorka chce rozśmieszyć "za bardzo". :/ nie lubię czegoś takiego, dlatego muszę się głęboko zastanowić nad decyzją ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka już wylądowała na mojej liście książek do przeczytania. :)
OdpowiedzUsuń