Autor: Konrad T. Lewandowski
Tytuł: Ksin koczownik
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 336
Ocena: 6/10
Opis:
Wielki powrót kultowej "Sagi o kotołaku"!
W tym tomie Konrad T. Lewandowski łamie konwencję fantasy i przenosi swojego bohatera z Międzykontynentu w ponadczasową przestrzeń mitu. Po magicznym rozdwojeniu druga, wolna od klątwy osobowość Ksina kontynuuje wędrówkę w Świecie Błądzących Gwiazd. Starzy wrogowie nie pozwalają o sobie ani na chwilę zapomnieć, ale dla kotołaka jest to przede wszystkim czas wielkiego wtajemniczenia w role męża, ojca i władcy. Nie pokonanie przeciwników, lecz zrozumienie siebie i ukochanej Amarelis będzie prawdziwym celem tułaczki przez Bezkresny Step.
Konrad T. Lewandowski jest autorem poczytnych kryminałów historycznych, powieści historyczno-przygodowych, SF i fantasy.
Recenzja:
Saga o kotołaku to jedna z moich ulubionych polskich serii fantasy. Ksina koczownika, który jest już piątym tomem opowieści, wypatrywałam z tęsknotą (tak, wiem, że już kiedyś został wydany - niestety, dla mnie okazał się nie do zdobycia), ponieważ doskonale wiedziałam, że będzie poświęcony klonowi tytułowego bohatera, a byłam ogromnie ciekawa, co się z nim stało! Jestem pewna, że każdy czytelnik, który zna tę serię, głowił się nad tą kwestią. A więc co się stało z klonem Ksina?
Przede wszystkim - został zaatakowany przez modliszkołaczkę (tak, ta nazwa mnie również rozbawiła) oraz stał się księciem pewnego stepowego ludu koczowników. Oba te wydarzenia owiane są oczywiście tajemnicami, które skrawkami odkrywamy wraz z głównym bohaterem. W tle maluje się mityczne miejsce, do którego Ksin musi poprowadzić swoich poddanych i w którym - jak wskazuje legenda - zamieszkają i skończą z nomadzkim życiem. Kultura, wierzenia i obyczaje owych wędrowców zostały wyśmienicie przedstawione, są według mnie najciekawszym elementem Ksina koczownika, ale... książka ta ma jedną, ale to bardzo (przynajmniej według mnie) wielką wadę. Konkretnie - ocieka erotyką i seksem. Absolutnie nie jest przeciwniczką takich scen w literaturze fantastycznej, są one nieodłączną częścią życia dorosłych bohaterów, jednakże bardzo cenię sobie zasadę co za dużo, to niezdrowo. W Ksinie koczowniku zdecydowanie było BARDZO niezdrowo.
Na szczęście Konrad T. Lewandowski obronił swoją powieść zręcznym piórem, które uwielbiam równie mocno jak całą sagę oraz niesamowitymi sylwetkami bohaterów pobocznych. Modliszkołaczka zaintrygowała mnie już w momencie ataku - chciałam wiedzieć kim jest i - chyba przede wszystkim - skąd się wzięła, nie była bowiem postacią z tamtych rejonów. Moje zainteresowanie wzbudziły również postacie księżniczki Amarelis, żony Ksina - to niezwykle dumna i trzeźwo myśląca kobieta - oraz Arpi, jej siostry. Autor wspaniale nakreślił przemianę tej drugiej i tą bohaterką na nową wzbudził moją sympatię. Oczywiście, ciekawych postaci w społeczności koczowników jest znacznie więcej, jednakże to wyżej wspomniane kobiety najbardziej zapadły mi w pamięć.
Ksin koczownik to kolejny tom wyśmienitej serii fantastycznej, która - choć tym razem mocno potraktowana seksem - trzyma przyzwoity (na swój własny sposób) poziom. Z wiadomych przyczyn, jest to pozycja dla nieco starszych czytelników i właśnie im serdecznie polecam tę powieść. Wyobraźnia autora zaskakuje raz po raz - od oryginalnych stworów, po kreację niebywałego społeczeństwa. Już nie mogę doczekać się kolejnego tomu!
Recenzja została napisana dla portalu Papierowy Pies. :)
Dlaczego publikujecie tak głupie i niekompetentne recenzje?! Naprawdę nie ma już ludzi, który potrafiliby wyjść ponad swoje subiektywne "misie"?
OdpowiedzUsuńPrzewodas
Nie mogę zrobić nic innego, niż poprosić o podanie przykładu własnej (lub według własnego "misie") mądrej, kompetentnej i nie obarczonej własną oceną recenzji książki, filmu lub czegokolwiek innego. Chętnie się "dokształcę". Dotychczas sądziłam, że recenzje - co najmniej - powinny być subiektywne. :) A może powinnam wysławiać każdą książkę pod niebiosa, wynajdując w niej na siłę jakieś "smaczki" i lubić każdy jej element? Ot, iść w kierunku sztuki nowoczesnej!
UsuńTo proste - twój gust nie znaczenia i nikogo nie obchodzi co siedzi w twojej głowie, masz pisać o książce! Ludzie z twojej recenzji mają się dowiedzieć rzeczy, które sami będą mogli stwierdzić, np. czy są błędy utrudniające czytanie. Tymczasem piszesz o rzeczach, które są niesprawdzalne, czyli o tym co ci się wydaje.
UsuńŻeby pisać o swoim bogactwie wewnętrznym, cudza książka nie jest ci do niczego potrzebna. Tymczasem idea recenzji zobowiązuje cię do pisania o książce.
Przewodas
"Pełni funkcję informacyjną, wartościującą i postulatywną, nakłaniającą lub zniechęcającą" - takie cechy recenzji znalazłam w internecie. Suche fakty nikogo nie interesują - bo każdy czytelnik lubi czytać inny styl autorski, inne typy opisów i dialogów - WSZYSTKO JEST SUBIEKTYWNE. Więc jak tu pisać o rzeczach, które niby mają utrudniać czytanie?
UsuńNie wiesz - nie pisz recenzji. Rób rzeczy, na których się znasz.
UsuńPrzewodas
PS Nie wszystko jest subiektywne. Są również rzeczy INTERSUBIEKTYWNE i to na nich powinna się skupić fachowa recenzja. Krytyk ma prawo pisać o swoim guście tylko wtedy, kiedy jego gust reprezentuje gusta czytelników, a to wymaga zyskania ich zaufania.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy ważna walka opisana jest króciutko, a seks rozlegle - no cóż, coś jest tu nie halo. Nie jestem przeciwniczką tego typu elementów w fantastyce, ale liczyłam na bardziej wartką w przygody i boje historię. "Różanooką" i poprzednie tomy czytałam, tam sytuacja malowała się nieco inaczej. ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCóż za wybiórcza zdolność czytania! Aż jak widzę ten wywód, przychodzi mi na myśl inny cytat, nie z Lewandowskiego, ale równie obrazowy: "Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Nieważne, jak dobrze grasz, gołąb i tak przewróci wszystkie figury, nasra na szachownicę i będzie dumny z wygranej"... Jeśli ktoś ze zdania odnoszącego się do książki z gatunku fantasy, które brzmi: "Kiedy ważna walka opisana jest króciutko, a seks rozlegle - no cóż, coś jest tu nie halo" wysnuwa wniosek, że jego autor lubi przemoc i ma purytańskie podejście do seksu, a potem jeszcze czyni osobiste wycieczki w stronę męża, to niestety, ale dyskusja z kimś takim jest właśnie jak ta gra w szachy z gołębiem...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWarto zwracać uwagę na to, kto odpisuje na komentarz. :) W recenzji nie napisałam tylko o dużej ilości seksu. Poświęciłam temu "elementowi" CZTERY ZDANIA, w których zawarłam też informację, że nie mam nic przeciwko scenom erotycznym w powieściach. Ba! Nawet je lubię, gdy nie stają się "trzonem" całości. Jeśli z całej recenzji wyczytałaś tylko to - obawiam się, że powinnaś, droga Wieżo, poćwiczyć czytanie ze zrozumieniem. :)
UsuńI cieszę się, że podoba Ci się nasz blog. Zapraszam serdecznie, jeszcze nie raz pewnie zabierzemy Cię na "Księżyc". :)
Nie umiesz czytać ze zrozumieniem i jesteś grafomanką. - Z tych dwóch powodów nie powinnaś pisać recenzji z cudzych książek, choć wystarczyłby w zupełności tylko jeden z tych powodów...
OdpowiedzUsuń