Zawsze chciałam znać angielski na tyle dobrze, żeby móc czytać w
oryginale. Wiecie jak to jest, wydawnictwa zaczynają serie, nie kończą ich, a człowiek
tak desperacko chce poznać losy ulubionych bohaterów… Zdarzyło mi się kilka
razy czytać książki po angielsku, ale niestety u mnie zdaje to egzamin tylko w
przypadku powieści z prostszym słownictwem – przy bardziej skomplikowanych
zaczynają się schody… i od razu pojawia się zniechęcenie. No bo sprawdzać tak
co któreś słowo w słowniku? Komu by się chciało?
Wydawnictwo [ze słownikiem] pojawiło się na rynku wydawniczym w
tym roku, wychodząc naprzeciw wszystkim osobom, które chciałyby czytać w
oryginale, ale szybko się niecierpliwią. Tak naprawdę nawet jeśli ktoś ma
samozaparcie i byłby gotów siedzieć ze słownikiem i sprawdzać wszystkie
nieznane słowa, zaporowe mogą być też dla niego ceny książek w języku angielskim.
Zwykle wahają się w okolicach kilkudziesięciu złotych, a nawet zbliżają się do
setki. Oczywiście mówię o wydaniach papierowych, bo wiadomo, zawsze można być
piratem i ściągnąć ebooka z chomikuj, ale tego nie polecamy.
Wydawnictwo [ze słownikiem] stawia na angielską klasykę, nieprzypadkowo
taką, która weszła już do domeny publicznej. Ma to zarówno swoje plusy –
książki są w rozsądnej cenie, jak i minusy (chciałoby się poczytać w takiej
formie nowości). Sugerowane ceny powieści, które ukazały się do tej pory,
wahają się między 29–59 zł. Tę najwyższą kwotę zapłacimy za Przygody Sherlocka Holmesa, z tym że
jest to najgrubsza z wydanych powieści. Zawsze można polować na jakieś
promocje, ale i bez nich te ceny, które zasugerowało wydawnictwo, są całkiem
przystępne.
Sporo osób narzeka na minimalistyczne okładki, ale ja tam sobie
minimalizm cenię i uważam, że są w porządku. Wiadomo, że bardziej skomplikowany
projekt od razu podwyższyłby cenę, także coś za coś. Jak został zaprojektowany „środek”?
Na początku każdej książki znajduje się lista najprostszych i najczęściej używanych
w tekście słówek. Wydawca deklaruje, że ich oponowanie pozwala na zrozumienie
około 80% treści – czy faktycznie, tego wam nie powiem, bo przyznaję bez bicia,
że nie chciało mi się tracić czasu nawet na czytanie tej listy – rzuciłam się
od razu na głęboką wodę i zaczęłam czytać tekst. Potem zdarzało mi się szukać
czegoś w tym spisie, jeśli jakiegoś słówka nie było w podręcznym słowniku, co
prowadzi nas do kolejnego zastosowanego przez wydawnictwo rozwiązania. Na
marginesie każdej strony znajdują się tłumaczenia słówek pogrubionych w
tekście, które nie znalazły się ani na początkowej liście, ani na końcowej – na
końcu bowiem wydawca zmieścił jeszcze słownik wszystkich słówek użytych w
tekście. Wszystko to w kolejności alfabetycznej. Mnie takie uporządkowanie nie
przeszkadza i uważam, że jednak jest najrozsądniejsze. Wbrew temu, co sugerują
niektórzy, nie sądzę, żeby sporządzanie listy według kolejności użycia słów w
tekście zdało egzamin na dłuższą metę – wprowadziłoby tylko chaos.
Zdecydowanie ze wszystkich trzech słowników najbardziej użyteczny okazał
się dla mnie ten zamieszczony na marginesach stron, choć mam do niego małe
zastrzeżenie. Wydawca podaje kilka znaczeń danego słowa, co czasem jest aż
śmieszne, kiedy na przykład turkey
użyte jest w tekście w znaczeniu indyk,
a my czytamy tłumaczenie „indyk, Turcja”. Czasem jednak nie jest oczywiste, o które
znaczenie chodzi, więc sądzę, że dobrym rozwiązaniem byłoby podawanie najpierw tego
znaczenia, o które chodzi, a dopiero potem wypisywanie innych. Zdecydowanie
ułatwiłoby to lekturę.
Brakuje mi też jakiegoś oznaczenia poziomów zaawansowania tekstu. Póki co
wydawnictwo informuje nas tylko o kategorii – ale nie dajcie się nabrać,
książka dla dzieci wcale nie musi być prostsza niż kryminał. Dostałam od Wydawnictwa
[ze słownikiem] Alicję w krainie czarów
i Przygody Sherlocka Holmesa i
przyznam, że wcale nie czytało mi się Alicji
łatwiej. To bardzo specyficzny tekst, autor często opisuje absurdalne sytuacje
i bawi się słowami, przez co nawet ze słownikiem nie jest łatwo go zrozumieć.
Ostatnio czytałam też adaptację Trzech
panów w łódce w wydaniu dwujęzycznym – na jednej stronie znajdował się
tekst po angielsku, na stronie obok polskie tłumaczenie. Takie rozwiązanie też
ma swoje plusy i minusy – łatwiej zrozumieć tekst, ale przeczytanie czyjegoś
tłumaczenia danego zdania, akapitu czy w końcu książki to nie to samo, co
poznanie znaczenia wszystkich słów, które się na nie składają. Taka lektura to
trochę jak pójście na łatwiznę, ale z drugiej strony w przypadku czytania [ze
słownikiem], nawet jeśli poznamy słownikowe znaczenie wszystkich słów, nie
znaczy to, że zrozumiemy w stu procentach tekst. Ale jak to mówią, nie od razu
Kraków zbudowano, więc nie trzeba się niepotrzebnie zniechęcać.
Propozycja Wydawnictwa [ze słownikiem] jest naprawdę ciekawa. Niektóre
rzeczy można by jeszcze dopracować, ale już w tym momencie to świetne
rozwiązanie dla wszystkich, którzy chcieliby szlifować angielski. Tak jak
pisałam, ceny książek są rozsądne, więc bez wahania można sobie jakąś wybrać i
samemu sprawdzić ofertę wydawnictwa. Polecam!
Słyszałam już o tych książkach, ale jakoś nie miałam póki co okazji się z nimi zapoznać - może w niedalekiej przyszłości?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://faaantasyworld.blogspot.com/
Jak dla mnie pomysł jest genialny. Przyjemne i pożyteczne w jednym. :D
OdpowiedzUsuńGdybym w szkole uczyła się i znała chociaż podstawy, pewnie takie rozwiązanie byloby super. Niestety angielskiego nie uczyłam się. Znam tyle co pojedyncze słówka z filmów czy piosenek. Z książkami pewnie miałabym ogromny problem.
OdpowiedzUsuńA mnie akurat odpowiada, że wydawnictwo postawiło na klasykę. Wiele z tych książek już dawno chciałam przeczytać, a teraz nie dość, że mam okazję, to jeszcze w oryginale. A jeśli już obcować z językiem angielskim, to najlepiej w jego najczystszej, najdoskonalszej formie - takiej, jaką posługiwali się wybitni pisarze. Nie wiem, czy po nowości sięgnęłabym równie chętnie :).
OdpowiedzUsuń