Tytuł:
Sztylet rodowy
Autor:
Aleksandra Ruda
Cykl:
Sztylet Rodowy (tom 1)
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Rok
wydania: 2016
Liczba
stron: 368
Ocena:
8/10
Opis:
Co
zrobić jeśli wraz z końcem wojny skończyły się też marzenia o wspaniałej
karierze i chwale, twoje cokolwiek ograniczone zdolności magiczne nie są nikomu
potrzebne, a w kieszeniach świecą pustki?
Oczywiście
zostać królewskim posłańcem, do obowiązków którego należy odwiedzenie regionów
kraju i sprawdzanie dokumentów podatkowych. To nic, że do towarzystwa
dostaniesz zakochanego trolla, tchórzliwego krasnoluda, bezczelną wojowniczkę i
elfa, który utracił wiarę w piękno. I jeszcze kapitan królewskiej armii patrzy
z góry i nie daje chwili wytchnienia!
Pracuj,
Milo, chwilowo jesteś tu uziemiona. Czeka cię wiele nauki, by pokonać trudności
czyhające na każdym kroku, bo zwykłe zadanie może okazać się znacznie
trudniejsze niż wydawało się na pierwszy rzut oka...
Recenzja:
Ach,
fantastyka zza wschodniej granicy… Jak ja ją lubię. Ale nie taką w stylu Metra, czy Pikniku na skraju drogi, taką babską, humorystyczną, jaką piszą
Olga Gromyko, Karina Pjankowa, Oksana Pankiejewa czy w końcu Aleksandra Ruda.
Jeśli nic wam nie świta, gdy słyszycie te nazwiska, to bardzo niedobrze.
Znaczy, że ominęliście kawałek naprawdę fajnej fantastyki. W takim wypadku
koniecznie to nadróbcie, zaczynając choćby od Sztyletu rodowego, jeśli zaś wiecie już, o co chodzi, chyba nie
muszę was namawiać na tę pozycję.
Aleksandra
Ruda zadebiutowała na polskim rynku wydawniczym serią o Oli i Ottonie, którą zaczęła wydawać Fabryka Słów – i
haniebnie nie dokończyła. Sztylet rodowy
to nazwa pierwszego tomu nowej serii (i zarazem nazwa serii), która toczy się w
zupełnie nowym uniwersum (choć niepozbawionym podobieństw do tego z Oli i
Ottona) i w której występują nowi bohaterowie.
Poznajcie
Milę – dziewuszkę, która nie wyróżniałaby się niczym szczególnym, gdyby nie
fakt, że zapragnęła iść na wojnę. W tym celu zrobiła przyspieszony kurs
magiczny, ale na krótko przed tym, jak go ukończyła, wojna się skończyła,
pozostawiając Milę głęboko rozczarowaną. Szybko jednak znalazła dla siebie
zajęcie – zaciągnęła się do „królewskich głosów” i razem z międzyrasową drużyną
wyruszyła na inspekcję przydzielonego obszaru królestwa. Mila ze swoją wątłą
posturą, jako takimi umiejętnościami magicznymi i bojowymi jest chyba najmniej
barwną postacią owej drużyny, którą stanowi istna zbieranina osobliwości.
Pochodzący z arystokracji kapitan Jaromir Wilk, który potrafi zmrozić
spojrzeniem; książę trolli Dranisz, który po spotkaniu organizacyjnym uznał, że
spodobał się Mili, a co za tym idzie, musi się z nią ożenić; tchórzliwy
krasnolud Percival, którego troskliwa mamusia potrafi gonić przez pół
królestwa, by zaopatrzyć synka w ciepłe kalesonki; Tisa – wojowniczka o
nieciekawych charakterze i na koniec mój ulubieniec – Daezael, elf z depresją i
najbardziej niehumanitarny uzdrowiciel w królestwie. Jeśli sądzicie, że w
takiej grupie musi być wesoło, to macie rację.
Napisałam,
że Mila, główna bohaterka, z perspektywy której poznajemy tę historię, nie
wyróżnia się niczym szczególnym, ale to nie do końca prawda. Autorka
zasygnalizowała, że ma ona swoją historię i jakieś tajemnice. Jak podejrzewam,
poznamy je w kolejnych tomach.
Moim
ulubionym bohaterem (zaraz po elfie oczywiście) został Dranisz, który okazał
się najsympatyczniejszy z całej gromadki, a przy tym niesamowicie konsekwentny,
jeśli chodzi o lokowanie swoich uczuć. Mila odnosi się do jego zalotów raczej
powściągliwie i jak to w książkach zza wschodniej granicy bywa, wątek miłosny
jest przedstawiany zupełnie inaczej niż w powieściach zza oceanu – nienachalnie
i humorystycznie, bez patosu i wielkich słów, co mnie osobiście odpowiada. I
mam nadzieję, że kiedy zakończą misję, Dranisz faktycznie zostanie wodzem
nowego plemienia trollów, a Mila jego małżonką.
Jeśli chodzi o akcję, nie dzieje się zbyt wiele i to może być najsłabszą
stroną tej książki. Poznajemy wszystkich bohaterów – a autorka nakreśliła ich
postacie niezwykle barwnie i oczywiście w humorystyczny sposób, ale mam
wrażenie, że ta część jest jakby wstępem do następnych. Dopiero na ostatnich
stronach zawiązuje się właściwa akcja – i to kolejna słaba strona, bo kto wie,
ile przyjedzie nam poczekać na następne części? Chciałabym je poznać
natychmiast, ale niestety nie ma tak dobrze. Na okładce znajduje się
informacja, że kolejny tom jest planowany na wiosnę przyszłego roku i mam
nadzieję, że Wydawnictwu nic się nie poprzesuwa i że rzeczywiście dostaniemy na
wiosnę drugi tom przygód tej wesołej drużyny. W przeciwnym razie będzie płacz.
Książka jest ładnie wydana, okładka idealnie pasuje do treści i przyciąga
wzrok. Niestety o ile pod względem graficznym jest świetnie, o tyle pod
względem edytorsko-redaktorskim już niekoniecznie. Zdecydowanie przydałaby się
uważniejsza korekta. Na uwagę zasługuje za to tłumaczenie – powieść przełożyła
Ewa Białołęcka, więc możecie spodziewać się wszystkiego, co najlepsze.
Polecam wam serdecznie tę książkę. Mnie pozostaje tylko uzbroić się w
cierpliwość i czekać na kolejny tom, za to wy możecie jeszcze mieć ją przed
sobą i tego wam zazdroszczę. Przeczytajcie koniecznie, jeśli lubicie humor w
książkach, jesteście fanami fantastyki lub jeśli spodobała wam się twórczość
którejś z wymienionych na początku autorek. Polecam!
Ja to na pewno przeczytam, mam nadzieję, że już w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuń