Autor: Maja Lunde
Tytuł: Historia pszczół
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 520
Ocena: 10/10
Opis;
Epicka w swoim wymiarze, rozgrywana na trzech płaszczyznach czasowych, opowieść, której spoiwem są… pszczoły.
Anglia, rok 1857. William marzył o karierze naukowca przyrodnika. Los jednak chciał inaczej. Żona, gromadka dzieci i sklep z nasionami. Poczucie życiowej porażki sprawiło, że William pogrąża się w depresji. Ponowne natchnienie przychodzi wraz z dawnym naukowym wywodem na temat życia pszczół. William postanawia zbudować ul. Ul, który przyniesie jemu i jego potomkom zaszczyty i sławę…
Stany Zjednoczone, rok 2007. George jest hodowcą pszczół i właścicielem kilkuset uli. Chce rozwijać swoją farmę, by przekazać ją w spadku jedynemu synowi. Cóż z tego, skoro jego marzenia są tak dalekie od marzeń żony i syna. W dodatku wśród pszczelarzy coraz częściej pojawiają się pogłoski o niewyjaśnionej śmierci setek tysięcy owadów.
Chiny, rok 2098. Jedyne miejsce na ziemi, które poradziło sobie z katastrofą. Młoda kobieta Tao całymi dniami ręcznie zapyla drzewa owocowe, które są podstawą gospodarki Chin. Rozpaczliwe chce dać synkowi szansę lepszego życia - życia nadzorcy…
Recenzja:
Rynek zasypują książki, gry, seriale i filmy o zagładzie ludzkości. Są różne jej wersje: bronie biologiczne (tu króluje motyw zombie), bomby atomowe, zemsta natury... Nie spotkałam się jednak jeszcze z motywem wyginięcia pszczół, a ten zdaje się najbardziej rzeczywisty ze wszystkich. Już teraz słyszy się o niepokojącym wzroście śmierci tych owadów i kto wie, może wizja Mai Lunde się sprawdzi?
Historia pszczół to opowieść, której akcja toczy się w różnych płaszczyznach czasowych. Można z powodzeniem nazwać je przeszłością (1857 - eskalacja pszczół), teraźniejszością (2007 - stopniowe wymieranie pszczół) oraz przyszłością (2098 - całkowity brak pszczół). Przywołuje mi to na myśl motyw Opowieści wigilijnej, jednak nie spotkamy tutaj Scrooge'a. Zamiast niego mamy trzy postaci: Williama, który poszukuje swej pasji, George'a, który pragnie powierzyć pszczele gospodarstwo synowi oraz Tao, w której świecie nie ma już pszczół i ludzie ręcznie muszą zapylać rośliny. Tych pozornie zupełnie różnych ludzi łączy jedno: pszczoły.
Z początku nieco obawiałam się tej książki, bo trudno było mi uwierzyć, że opowieść oscylująca wokół pszczół może być specjalnie interesująca. Moje obawy rozproszyły się już po pierwszych stronach - Maja Linde wciągnęła mnie w swe światy przepięknym stylem, przez który całkowicie zatraciłam się w powieści! Pszczoły okazały się jedynie ważnym elementem całości, motywem przewodnim, aczkolwiek najważniejszą rolę w tej książce spełnili ludzie. Z zapartym tchem śledziłam ich losy i relacje z bliskimi, mocno trzymałam kciuki za ich marzenia. To było coś niesamowitego, zupełnie jakbym stała się z Historią pszczół i jej bohaterami jednością. Nie oderwałam się od niej ani na chwilę, po prostu nie potrafiłam.
(...) Wylatuje z ula sama, jest wolna, pozwala, by skrzydła niosły ją od jednej rośliny do drugiej, zbiera z kwiatów słodki nektar, pyłek i wodę. Pokonuje kilometr za kilometrem. Tutaj też jest sama, a mimo to stanowi część wspólnoty. Jedna pszczoła bowiem jest niczym, cząstką tak małą, że całkiem pozbawioną znaczenia, natomiast razem z innymi jest wszystkim. Bo razem stanowią pszczelą rodzinę.
Nie potrafiłam porzucić rozpaczliwie poszukującej syna Tao. Nie potrafiłam przestać śledzić zmartwychwstania Williama i jego pszczelej pasji. Nie potrafiłam zostawić cierpiącego George'a, który zdawał się stopniowo tracić wszystko. Nie potrafiłam żadnej z tych rzeczy z jednego powodu - autorka wspaniale ukazała psychologiczną stronę tych postaci i ich rodzin. Poczucie winy, depresja, nawet wściekłość i złość - to wszystko zostało odmalowane niezwykle realnie. W żadnej innej książce nie spotkałam równie wspaniale odzwierciedlonych emocji oraz tak prawdziwych bohaterów.
Historia pszczół to absolutnie wyjątkowa i perfekcyjnie napisana powieść. Leniwie rozgrywająca się akcja wciąga czytelnika w światy autorki, a przeplatające się między sobą historie sprawiają, że niemożliwym jest się nią znudzić. Książka Mai Lunde dostarcza czytelnikowi nie tylko ciekawostek na temat społeczności pszczół, ale ukazuje również meandry ludzkiej psychiki oraz intrygującą wizję zagłady. Dla mnie - prawdziwy majstersztyk. Polecam z całego serducha, zakochacie się w tej powieści na zabój.
Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu Literackiemu. :)
Nie zdecydowałam się na recenzowanie tej książki, bo miałam takie same obawy jak Twoje, jednak widzę, że popełniłam błąd. Całe szczęście, że mogę go jeszcze naprawić i po prostu sięgnąć po "Historię pszczół". :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu Zastanawiam się nad tą książką i chyba się jednak zdecyduję ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja.
Pozdrawiam.