Tytuł:
Bestia
Autor:
Kamila Turska
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Rok
wydania: 2011
Liczba
stron: 312
Ocena:
5/10
Opis:
Strzeż
się cieni przemykających w mroku
Planeta
Sargo. Zamierzchła przeszłość.
Saaby.
Podobno nie wychodzą z czeluści Ogaary. Albo raczej - czasem wychodzą, ale nie
zostawiają nikogo, kto mógłby opowiedzieć o spotkaniu z nimi. Tylko
zmasakrowane ciała.
Ten,
na kogo zapoluje saab, może uważać się za martwego jeszcze zanim polowanie się
rozpocznie. Każda rana zadana saabowi, od razu się goi. Nawet śmiertelna.
Wyglądają
jak zwierzęta. Zwłaszcza wtedy, gdy polują. Ale mogą też wyglądać, mówić i
zachowywać się jak ludzie.
Planeta
Sargo. Dwa tysiące lat później.
Mia
Keller przybywa na Sargo w poszukiwaniu męża, handlowca zaginionego w
tajemniczych okolicznościach. Jedyny ślad po nim to dziwny wisiorek. Mia
poznaje kogoś... Przypadkowo...
Recenzja:
Zazwyczaj
nie mam wielkich problemów z ocenieniem książki, ale Bestia Kamili Turskiej przysporzyła mi trochę kłopotów. Z jednej
strony świetny pomysł – z drugiej, zmarnowanie potencjału. Bo jak ocenić
książkę, która do połowy jest całkiem fascynująca (magiczne stworzenia, jakich
jeszcze w literaturze nie było, nowa planeta), a potem… w zasadzie ciężko mi
znaleźć słowo, by opisać to, co dzieje się potem. Całkowite pomieszanie z
poplątaniem, które niczego nie wyjaśnia i rozczarowujące zakończenie na deser. Ale
od początku.
Kamila
Turska wymyśliła nową rasę – saaby, istoty, które potrafią zmieniać się w
zwierzę, mogą też wyglądać jak człowiek, polują na ludzi, żywią się ich krwią,
są w zasadzie nieśmiertelne. Stworzyła planetę Sargo, opisała jej historię –
przeszłą i teraźniejszą. Choć poszła trochę na łatwiznę, bo akcja działa się
prawie cały czas w Tenos – mieście opanowanym przez turystów-Ziemian, i tak mi
się podobało. Całość ma w sobie o wiele więcej z fantastyki niż science fiction,
za co kolejny plus.
Mia,
główna bohaterka, ma trzydzieści sześć lat. Pragnie rozwieść się ze swoim mężem
– gdy okazuje się, że zaginął, przylatuje na planetę Sargo i poznaje tam
Gerina. Przypadek? Sami sobie odpowiedzcie. Poszukiwania męża schodzą na drugi
plan, Mia prawie cały wolny czas spędza z Gerinem. Kiedy jego prawdziwa
tożsamość wyszła na jaw, nie byłam specjalnie zdziwiona. Zanosiło się na to od
samego początku.
Autorka
przeplatała fragmenty ze współczesnej planety Sargo z fragmentami z czasów
zamierzchłych. Podobały mi się te wstawki chyba nawet bardziej niż główny
tekst. Swoją drogą rzeczywistość, którą opisywała, przypominała mi trochę tą z
Ery Pięciorga Trudi Canavan.
Moment,
w którym tożsamość Gerina wychodzi na jaw, można uznać za załamanie. Potem jest
już tylko gorzej, historia się zapętla, miesza ze sobą, staje się zbyt
poplątana i niespójna, czytelnik przestaje za nią nadążać (bohaterowie też nie
nadążają). I tak jest już niestety do samego końca. Minusy, minusy, dużo
minusów, błędy logiczne (ponoć saaby są nieśmiertelne, więc czemu ludzka broń
może je zabić?). Zakończenie – niedopowiedziane,
rozczarowujące.
Bestia była debiutem i jak do tej pory jest
jedyną książką Kamili Turskiej, która – jak można przeczytać na okładce – na co
dzień jest lekarzem internistą. Może to i dobrze, że nie napisała nic więcej,
bo najwyraźniej pisanie nie jest jej powołaniem.
A skoro jest to jej pierwsza książka to może po prostu musi się wprawić? :) Miałam okazję ja kupić, wybrałam inną lekturę i chyba dobrze, że tak zrobiłam.
OdpowiedzUsuńM.
Hah, skoro pisanie nie jest jej powołaniem, to ja sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńPodziękuję, mam inne książki na oku, ze zdecydowanie lepszymi opiniami na koncie ;)
OdpowiedzUsuńGdyby nie ta recenzja to sięgnęłabym po nią nawet jeżeli jedynym powodem byłaby okładka
OdpowiedzUsuń