Autor: Soyoung Park
Tytuł: Snowglobe. Tom 1
Wydawnictwo: StoryLight [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 400
Ocena: 3,5/10
Opis:
Nagrodzona koreańska dystopia YA* z klimatami „Squid Game”, „Czarnego lustra” i „Igrzysk śmierci”
Kiedy tam jesteś, świat patrzy na ciebie…
W zniszczonym przez katastrofę klimatyczną, zamarzniętym świecie, każdy dzień Chobahm to walka o przetrwanie. Jedyną ucieczką od przytłaczającej codzienności dla niej i dla pozostałych mieszkańców skutej lodem pustyni są reality show transmitowane bezpośrednio ze Snowglobe, klimatyzowanego miasta pod kopułą, jedynego ciepłego miejsca na planecie.
Snowglobe. Raj. Szczęśliwcy, którzy się tam znaleźli, mają wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Oprócz prywatności – ich życie jest publiczne. Śledzą je miliony widzów przed ekranami telewizorów, marząc, by pewnego dnia dołączyć do wybranych.
Chobahm też o tym marzy.
Jej życie zmienia się w jednej chwili, gdy odwiedzają ją dwaj wysłannicy Snowglobe i przekazują szokującą wiadomość: Goh Haeri, największa gwiazda, nie żyje. A ponieważ Chobahm wygląda niemal identycznie jak ona, ma ją zastąpić.
Chobahm zgadza się zająć miejsce Haeri – w końcu może wyrwać się z okrutnej rzeczywistości i spełnić marzenia o dostatnim życiu. Ale czy świat, do którego dostała przepustkę, okaże się tym, czego tak bardzo pragnęła?
Recenzja:
Mam w dalszym ciągu mieszane uczucia - a na dodatek dopiero teraz dowiedziałam się, że to w sumie tom pierwszy, że będzie jeszcze jeden, aby tę historię domknąć. Trochę ma to sensu, bo zakończyło się to wszystko dosyć dziwnie, ale też wychodzę z założenia, że część książek jednotomowych mogłoby się zakończyć w taki bardziej otwarty sposób - więc jestem tym trochę zdumiona. A nigdzie, ani w opisie, ani na okładce, ani na końcu historii, nie ma informacji o tym, że mamy się spodziewać kontynuacji...
Poznajmy więc obecne losy na Ziemi - ludzie żyją sobie standardowo w blisko minus pięćdziesięciu stopniach, pracują sobie w elektrowni na cztery zmiany, by wytworzyć sobie chociaż trochę prądu... aby wrócić do domu i móc oglądać to, co dzieje się w Snowglobe - pod kopułą, w której reżyserowie tworzą mnóstwo różnych programów, których oglądanie stanowi cały sens życia dla tych, którzy mieszkają poza kopułą.
Niewielkiej ilości osób spoza kopuły udaje się dostać do Snowglobe - Chobahm, główna bohaterka, chce zostać reżyserką, ale kolejny rok z rzędu jest odrzucana. I mówiąc szczerze, pewnie nigdy by się tam nie dostała, gdyby nie okazało się, że przyjeżdża do niej reżyserka jednego z najsławniejszych programów w Snowglobe, która mówi, że koniecznie musi ona zastąpić Haeri - jedną z bardziej popularnych młodych aktorek, z racji tego, że ta popełniła samobójstwo, a Chobahm i ona wyglądają dokładnie jak dwie krople wody...
Chobahm oczywiście się zgadza, nic nikomu nie mówi (a raczej: nie mówi prawdy, bo jej nowa reżyserka pomaga jej się usprawiedliwić przed rodziną) i już tego samego dnia rozpoczyna ona swoją rolę Haeri - słodkiej dziewczyny, którą kochają miliony...
Brzmiałoby to wszystko bardzo bajkowo, gdyby nie tajemnice, które niebawem wyjdą na jaw. Ale do tego czasu... Cóż, Chobahm dowiaduje się, jak wiele plusów i minusów ma życie sławnej i bogatej aktorki... Chociaż jak dla mnie tych minusów wcale nie pokazali tak dużo, jakby mogli.
Sam plot twist był całkiem genialny - to było naprawdę dobre posunięcie, ale właściwie do jego czasu, czyli przez ponad pół książki, niewiele się działo. Dopiero pod koniec akcja nabrała rozpędu, ale przynajmniej wiem już, że wyjdzie kontynuacja i że pewne wątki raczej będę sobie mogła domnąć.
Wychodzę z założenia, że to prześliczne wydanie jest jednym z większych plusów "Snowglobe". Polubiłam jeszcze główną bohaterkę i jej rodzinę... I to w sumie byłoby na tyle. Nie rozumiem idei tego świata. Prędzej bym się wolała zbuntować lub zamarznąć niż żyć tylko po to, by oglądać nędzne reality show w telewizji (bo ustalmy, że to się opierało na życiu codziennym, bez większych efektów specjalnych).
Co dziwne, sam sposób napisania "Snowglobe" jest spoko - bo autorka pisze lekko, prostym językiem, wszystko jest zrozumiałe. Rozdziały też nie są za bardzo rozwleczone, a opisy są przystępne. Tyle, że mało jest momentów, dla których nie chciałam odłożyć tej książki na bok (to zdecydowanie nie jest jedna z tych pozycji, dla których byłam w stanie zarwać noc).
Podsumowując: ani nie odradzam, ani jakoś szczególnie nie polecam. Dla mnie ta pozycja jest przeciętna - i może gdybym była nastolatką, odebrałabym tę historię jakoś inaczej. Ale jestem stara dupa i niestety nie potrafiłam docenić uroku tej dystopii młodzieżowej.
Chyba sobie ją odpuszczę chociaż opis jest ciekawy
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jestem ciekawa tej książki
OdpowiedzUsuń