niedziela, 6 kwietnia 2025

Nelle Lamarr - "Dziewczyna z wymiany"

Autor: Nelle Lamarr

Tytuł: Dziewczyna z wymiany

Wydawnictwo: Albatros [współpraca reklamowa]

Data wydania: 2025

Ilość stron: 382

Ocena: 5/10


Opis:

DŁUGIE BLOND WŁOSY. BŁYSZCZĄCE CIEMNE OCZY. IDEALNE PERŁOWOBIAŁE ZĘBY.

ZJAWIŁA SIĘ W TWOIM DOMU. ALE CZY NA PEWNO WIESZ DLACZEGO?

Nigdy wcześniej jej nie spotkałam, ale od razu wiem, że to właśnie ona, gdy tylko dostrzegam ją w tłumie na lotnisku. Ponieważ nasz nowy gość jest wierną kopią córki, którą niedawno straciliśmy. I właśnie dlatego ją wybrałam.

W chwili, gdy Tanya wchodzi do naszego domu, czuję, jakby moje dziecko wróciło do życia. Studentka z wymiany, z długimi blond włosami i smukłą sylwetką, tak bardzo przypomina Anabel, że czasami mogę niemal udawać, że córka nie zginęła w tamtym tragicznym wypadku.

Tanya jest naprawdę idealnym gościem – miła, uprzejma i zawsze chętna do pomocy w kuchni. Nareszcie ktoś komplementuje mój piękny dom i cieszy się domowymi obiadami, które przyrządzam. A kiedy zadaje pytania o moje życie, czuję, że wreszcie znalazłam kogoś, komu mogę się zwierzyć.

Moja młodsza nastoletnia córka, Paige, nie jest zadowolona z obecności gościni. Uważa, że to dziwne, że Tanya wygląda jak Anabel, i nie cierpi, gdy nosi stare ubrania jej siostry. No ale relacje pomiędzy Paige i Anabel zawsze były napięte... A ja jestem pewna, że pojawienie się innej nastolatki w tym domu pomoże uzdrowić naszą rodzinę.

Teraz Paige nalega, żebym sprawdziła akta Tanyi. Jest przekonana, że dziewczyna nie jest tym, za kogo się podaje. Już dawno temu nauczyłam się, że czasami lepiej nie zadawać pytań, na które nie chce się znać odpowiedzi. Zdecydowanie nie chcę, żeby Paige ciągnęła ten wątek... ponieważ sama nabieram podejrzeń, że Tanya może jednak mieć jakiś sekret. Ale jestem pewna, że to drobiazg w porównaniu z tym, którego sama strzegę...

Intrygujący thriller psychologiczny z niemożliwym do przewidzenia twistem.

Powieść idealna dla wielbicieli prozy B.A. Paris, Jenny Blackhurst, Pauli Hawkins i Colleen Hoover.


Recenzja:

Mam mieszane uczucia. Książkę skończyłam czytać już kilka dni temu, ale jakoś trudno było mi się zabrać do recenzowania jej w takiej dłuższej formie - a czym dłuższy czas upływał odkąd zobaczyłam ostatnią kropkę w "Dziewczyna z wymiany", tym bardziej zaczęło do mnie docierać, że chociaż pomysł miał potencjał, to jednak wykonanie okazało się dosyć przeciętne.

Przejdźmy jednak do konkretów!

"Dziewczyna z wymiany" to powieść, która nie ma jednego narratora. Właściwie świat przedstawiony oglądamy z dwóch perspektyw - matki i córki. Jest to fenomenalny zabieg, bo dzięki temu wszystko poznajemy lepiej, a z drugiej strony miałam jednak wrażenie, jakby pewne watki nie zostały rozwinięte, chociaż aż się o to prosiły, aby stworzyć jeszcze bardziej wiarygodną historię.

Warto na samym początku wspomnieć, że jakiś czas temu rodzina głównych bohaterek przeżyła prawdziwy koszmar. Zmarła Anabel - starsza siostra Paige - i chociaż był to po prostu fatalny w skutkach wypadek, już nic nie było takie samo jak wcześniej: przede wszystkim zabrakło radości, żywiołowości i chęci do tego, aby w ogóle z optymizmem patrzeć w przyszłość. 

Fabuła w tej pozycji zaczyna się tak, że matka Paige postanawia zaprosić dziewczynę na wymianę - z Anglii ma przylecieć do nich Tanya, która według kobiety ma tchnąć trochę życia do ich domu. Na dodatek Tanya bardzo przypomina zmarłą Anabel - tak bardzo, że nie różni się ani kolorem włosów, ani charakterem i upodobaniami... Paige oczywiście nienawidzi tego, że pojawia się wśród nich ktoś obcy, niczym przybysz z innej planety - szczególnie, że nastolatka od samego początku ma ogromne wątpliwości co do prawdziwej tożsamości Tanyi, a zachowanie nowoprzybyłej wcale nie sprawia, że Paige ma ochotę jej zaufać... 

Przyznam szczerze, że po części zrozumiałabym kwestię wymiany szkolnej (bo to dalej liceum, nie studia) - nawet, gdy żadne dziecko z rodziny nie wyleciało do Anglii, żeby to faktycznie nazwać wymianą. Byłabym w stanie nawet - jako psycholog - zrozumieć, czemu matkę Paige tak ciągnęło akurat do wyboru uroczej blondynki, która przypominała jej zmarłą córkę - jakiś sens to ma. Ale że żadnego dorosłego nie zainteresowało to, że Tanya nie ma kontaktu ze swoim ojcem, nie oddała paszportu do wglądu, a jej akcent i wiedza o Anglii nie są nawet dobre, nie mówiąc już o perfekcyjnych, chociaż podobno stamtąd pochodzi? To było naciągane. Trudno mi uwierzyć, że jedynie Paige - bodajże szesnastolatka - miała najwięcej oleju w głowie, żeby rozpocząć swoje własne śledztwo.

Dodam oczywiście, że w domu rodzinnym jest jeszcze młodszy brat - geniusz komputerowy oraz ojciec Paige - biznesmen, który ma kasy jak lodu, bo doskonale zna się na inwestycjach. Przez pewien moment miałam wrażenie, że wystarczyłoby zadzwonić do centrum, które koordynuje wymianę uczniów i się czegoś dowiedzieć o Tanyi, ale najwidoczniej dla każdego było to za trudne - woleli inne metody.

I chociaż przez większość czasu Paige próbuje wraz z młodszym bratem ustalić co tu robi Tanya, kim ona jest, to powiedziałabym, że drugą osią fabuły były problemy małżeńskie jej rodziców, które właściwie w pewien sposób znalazły swój finał dopiero w zakończeniu - i chyba dano im mimo wszystko więcej stron niż tajemnicy mamy Paige, która towarzyszyła jej od dawna: i której dalej do końca nie rozumiem, bo zastanawiam się czy przy tak zaawansowanych testach diagnostycznych, medycynie i tym podobne, jest to jeszcze w ogóle możliwe...

"Dziewczyna z wymiany" miała potencjał. To naprawdę dobrze napisana książka pod kątem warsztatu - czyta się ją szybko, łatwo zrozumieć treść. Wydawnictwo też się postarało, bo jest naprawdę dobrze i starannie wydana. Ale pewnych logicznych mankamentów chyba nie da się przeskoczyć... 

Największym plusem tej książki jest to, że wywołuje cały szereg różnych emocji - i przyznam szczerze, że w tym aspekcie czułam się czasem jak podczas jazdy na rollercoasterze - i to w bardzo udanej podróży. Nie wiem jednak czy da się zrównoważyć pewne braki sensu i logiki tym, że niektóre momenty powodowały, że otwierałam szeroko oczy ze zdumienia lub że zbierałam szczękę z podłogi...

Myślę sobie, że to dobre czytadełko - takie na raz, żeby się dobrze bawić, trochę odprężyć. Nie jest to zbyt wymagająca lektura, ale wciąga. Osobiście wolałabym, żeby zakończenie było ciut inne, domykające pewien problem w pełni, ale rozumiem, że autorka wolała nas zostawić ze swego rodzaju plot twistem. 

Czy jednak porównałabym tę pisarkę do tak znanych i cenionych nazwisk, jakie wyszczególniono na zakończenie opisu? Nie znam ich co prawda wszystkich, ale wydaje mi się, że przez Nelle Lamarr jeszcze długa droga, żeby stanowić taką jakość, jak powiedzmy Colleen Hoover. 

Jeśli macie ochotę przeczytać - to czytajcie. Nie jest to zła książka. Bardziej taka, która jest przeciętna, a mogłaby być naprawdę genialna, gdyby ktoś trochę bardziej przemyślał pewne kwestie i rozwiązania różnych wydarzeń. 

7 komentarzy:

  1. Ciekawa opinia, ale nie mam w planach 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa opinia, ale książki na dzień dzisiejszy nie mam w planach 🫣

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za szczerą opinię. Historia wydaje się ciekawa i pełna tajemnic, co mi się podoba w książkach. Czy ją przeczytam, nie wiem..ale napewno ją sobie zapisze na listę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomysł na fabułę "Dziewczyna z wymiany" bardzo ciekawy lecz coś poszło nie tak. Wydaje się, że lektura ta nie pozostaje w pamięci czytelnika na długo. Ja sporadycznie czytam thillery to wolę sięgnąć za bardziej wymagające książki. Podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczytana_martuska13 kwietnia 2025 07:02

    Ciekawi mnie ta ksiazka

    OdpowiedzUsuń
  6. Na razie nie mam w planie I widać, że to dobra decyzja

    OdpowiedzUsuń
  7. Może książka miała potencjał - ale kryminał, który odlatuje na tak podstawowych kwestiach jak zasady wymiany, psychika ludzi wokół i ich kompletna nieporadność, mimo że przypisano im rolę, w której powinni się odnaleźć. To kiepski kryminał. Autorowi nie chciało się zrobić podstawowego researchu, to mi się nie chce pójść tego kupić. Strasznie są tacy autorzy. Zapiszę sobie to nazwisko, by nigdy nic od niego nie kupić.
    Na okładce... Wciąż nie umiem się jakoś odnaleźć, gdy ktoś używa tej dziwnej wersji żeńskiej od "gościa".

    OdpowiedzUsuń