Autor: Ludka Skrzydlewska
Tytuł: Puck Luck
Wydawnictwo: EditioRed [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 456
Ocena: 9/10
Opis:
To była miłość od pierwszego... wstrząsu anafilaktycznego.
Historia słodka niczym... ciasto z truskawkami. Ale czy na pewno?
Daphne Blake, z zawodu dietetyczka, po porażce poniesionej w poprzedniej pracy zajmuje obecnie stanowisko pomocniczki kucharza w restauracji w Edmonton. Na polecenie swojego szefa, któ,ry chce sprzedać lokal, przygotowuje kolację dla potencjalnego nabywcy, bramkarza drużyny hokejowej Nafciarzy Mavericka Holmesa.
Niestety, dziewczyna nie wie, że Maverick jest uczulony na truskawki, któ,re ona dodaje do deseru. Pó,źniej jest już tylko gorzej: hokeista trafia do szpitala ze wstrząsem anafilaktycznym, ktoś nagrywa to zdarzenie i wrzuca film do sieci, a Daphne staje się nagle najbardziej znienawidzoną osobą w całym Edmonton.
Na szczęście Maverick Holmes czuje się odpowiedzialny za tę sytuację. I postanawia pomóc Daphne...
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.
Recenzja:
Ludka Skrzydlewska jest jedną z moich ulubionych pisarek w Polsce. Nie ukrywajmy, że jej historie są nie tylko świetnie napisane, ale także świetnie zaplanowane pod kątem fabularnym. Doskonały research, dobrze dopracowani bohaterowie... Można powiedzieć, iż twórczość tej dziewczyny to już klasa sama w sobie.
Ostatnio na rynku wydawniczym pojawiło się "Puck me up" - świetna historia o hokeiście, który mimo że jest typowym mrukiem, znalazł swoje słoneczko - albo raczej: orzeszka (nie pytajcie, po prostu czytajcie!). Teraz jednak mamy historię luźno z tym powiązaną - "Puck Luck" - bo chociaż pojawia się tam w tle postać Hazel i Mikko, to właściwie nie ma potrzeby znajomości "Puck me up", żeby zrozumieć "Puck Luck". Obie pozycje łączy to, że tyczą się hokeja i opierają się o graczy z tej samej drużyny, ale nawet oni nie są jakimiś najlepszymi przyjaciółmi czy coś.
W "Puck Luck" zaczynamy historię od Daphne, która zastępuje szefa kuchni, bo ten pijany leży sobie w okolicach chłodni. Okazuje się, że akurat w restauracji pojawił się jakiś znany gość, który życzy sobie deseru spoza karty - a nasza główna bohaterka postanawia zrobić na szybko bezę z truskawkami. Niestety nie wie, że hokeista - bo tym sławnym gościem jest właśnie Maverick Holmes, bramkarz lokalnej drużyny - ma alergię na truskawki. I to na tyle silną, że ląduje on w szpitalu ze względu na wstrząs anafilaktyczny...
Powiedzieć, że ludzie zaczynają nienawidzić Daphne... to jakby nic nie powiedzieć. Chcą ją dosłownie pozbawić obywatelstwa - w internecie hejt ma się tak dobrze, że ludzie podpisują taką petycję. Ale Maverick nie zamierza mieć tego gdzieś - szczególnie, że doskonale zdaje sobie sprawę, że to on nie uprzedził, że nie może jeść truskawek, a do tego nie miał przy sobie epipena - i postanawia nie tylko pomóc Daphne w odbudowaniu jej wizerunku, ale też proponuje jej... pracę.
Na tym momencie urwę opisywanie "co i jak" - ale powiem, że nasz główny bohater to totalny słodziak, taki miły chłopak z sąsiedztwa, chociaż w motywach nazywa się go chodzącym golden retrieverem. Jego chyba po prostu nie da się nie lubić. Dla mnie to idealny książkowy mąż - zdecydowanie jest to miła odmiana od wszystkich nadętych buców, których czasem przemyca się pod plakietką niegrzecznego chłopca.
To, co jest ważne w "Puck Luck" to kwestia tego, że Daphne nie umie okazywać uczuć - jest raczej pewnego rodzaju lodowym posągiem, przynajmniej na początku, dopóki nie zdobywa do kogoś zaufania. W jej życiu sporo się wydarzyło - raczej tego złego - łącznie z tym, że matka zarzucała jej zbyt wybujałą wyobraźnię w momencie, gdy zgłaszała, że ktoś ją krzywdził, gdy była jeszcze tylko dzieckiem... Miejcie więc świadomość, że nie wszyscy będą w stanie po tę historię sięgnąć, a to jest taki trigger warning ode mnie.
Jestem pewna, że każdy, kto lubi romanse - i to dobre romanse - to zdecydowanie powinien sięgnąć po książkę Ludki Skrzydlewskiej. Myślę sobie, że całkiem dobrze podsumowałam twórczość tej pisarki już w pierwszym akapicie - ale wydaje mi się, że jeśli to do Was jeszcze nie dotarło, to powtórzę: "Puck Luck" to jest jedna z tych powieści, które pewnie znajdą się w mojej topce roku 2025 - trudno mi na ten moment wyrokować czy będzie to top10, czy top5, ale wiem, że tak trudno mi się ostatnio natknąć na coś, co tak mnie porwie, że ta perełka zdecydowanie znajdzie się na liście.
Co tu więcej dużo mówić? Czekam na kolejne książki od Ludki Skrzydlewkiej, bo wiem, że po nią warto sięgać w ciemno - jeszcze się jej twórczością nie zawiodłam, a czytałam dosłownie wszystko. Najniższą notą, którą dałam jej książce, jest sześć na dziesięć gwiazdek - czyli naprawdę nie jest źle, bo jest powyżej przeciętnej.
Podsumowując: dajcie sobie szansę zakochać się w romansie z hokeistą, który jest jak miód na moje serce. Polecam gorąco!
Lubię Ludke Skrzydlewską i jej książki. Czytalam kilka i bardzo mi sie podobały. Tą oczywiście też mam w planach, bo historia na poprawe humoru idealna😉 dziękuję za świetną opicie, wysoką notę i polecenie..
OdpowiedzUsuńLubię książki Ludki, a do tego hokejówka. Niczego więcej mi nie trzeba. Poprzednia książka tej serii mi się podobała i chętnie poznam i tą
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja ☺️ nie miałam okazji czytać książek autorki, ale ten tytuł zapisuję
OdpowiedzUsuń