Autor: Amelie Wen Zhao
Tłumaczenie: Maria Smulewska
Tytuł: Pieśń srebrzysta, płomień nocy
Wydawnictwo: Rebis [współpraca reklamowa]
Data wydania: 22 października 2024
Liczba stron: 464
Ocena: 8/10
Opis:
Pierwszy tom cyklu "Pieśń Ostatniego Królestwa".
Królestwo upadło, lecz pewna dziewczyna ma klucz do jego zapomnianej przeszłości… oraz demonów, które śpią w jej sercu – wyczekiwana nowa dylogia fantasy zainspirowana chińską kulturą i mitologią.
Dawno temu Lan nosiła inne imię. Teraz zostało jej już tylko to, które nadali jej elantiańscy kolonizatorzy. Nie ustaje jednak w poszukiwaniach skrawków minionych dni. W każdym okruchu przeszłości upatruje szansy na zrozumienie dziwnego znaku, który ostatkiem sił wypaliła jej na skórze umierająca matka. Nikt poza Lan nie widzi jednak osobliwej blizny.
Zen jest praktykiem, jednym z legendarnych czarodziejów Ostatniego Królestwa, którzy według ludowych opowieści zawierali pakty z demonami, by czerpać od nich moc. Magię, która już dawno przepadła. Magię, którą trzeba było za wszelką cenę ukryć.
Lan i Zen skrywają potężne tajemnice. Los ich połączył, lecz przeznaczenie jeszcze nie zostało spisane. Czy wyzwolą swój lud? Czy też doprowadzą do jego zagłady?
Recenzja:
Kto nie lubi dobrze napisanej fantasy? Zwłaszcza takiej, która inspirowana jest interesującymi motywami! W przypadku tytułu Pieśń srebrzysta, płomień nocy jest to kultura i mitologia chińska, która kapitalnie odnajduje się w świecie wykreowanym przez Amelie Wen Zhao. Aż nie wiem, co najbardziej mnie to urzekło – świat pełen tajemnic, bohaterowie z historią do odkrycia czy… interesujący sposób prowadzenia fabuły…
(...) jej umysł już rozsypał się z rozpaczy na myśl o tym, że może może nigdy nie zrozumie, co się tak właściwie stało tamtego dnia, gdy umarła jej matka i upadło Ostatnie Królestwo. Że być może się nie dowie, jak to możliwe, że matka wyciągnęła dłoń, palce drżące, śliskie od krwi, i gołą ręką wypaliła coś w ciele Lan. Coś, co utrzymywało się na jej skórze przez te wszystkie cykle w postaci znaku widocznego tylko dla oczu jej córki.
Zacznę od tego, że mam jeden zarzut do tej książki – przypominała ona po prostu łagodniejszą wersję Wojny makowej Rebecci F. Kuang, z podobnymi bohaterami i rozwiązaniami fabularnymi, choć – oczywiście – są i między nimi wyraźne różnice. Z czasem przestałam na te zbieżności zwracać uwagę, bo książka jest naprawdę dobrze napisana i wciąga od startu, niemal od pierwszych stron (niemal, bo od pierwszego rozdziału - pierwsze strony to trochę historii świata). To świat z historią, w której nie brakuje nietuzinkowych tematów – kolonializm, asymilacja, zanik kultur – przez co momentami przybiera z lekka filozoficzny ton, niemniej mi akurat to się ogromnie podobało. Ja ogólnie bardzo lubię takie rozmyślania w książkach fantastycznych, a jeśli ma to jeszcze takie dobre tło i mogę przy tym towarzyszyć bohaterom z głębią – wtedy całkiem przepadam! No i nie mogę nie wspomnieć, że magia tu występująca jest m.in. związana z metalem - ten motyw akurat przywiódł mi na myśl Z mgły zrodzonego Brandona Sandersona, ale w tym przypadku to luźniejsze skojarzenie.
Żyj nie dla tych, których dusze śpią snem wiecznym w następnym świecie... ale dla tych, którzy wciąż starają się znaleźć pokój w tym.
W opowieści towarzyszymy Lan i Zenowi. Nie będę tu przytaczać ich historii (w opisie książki jest o nich wystarczająco wiele, więcej można by odebrać za spoiler). Nie mogę jednak nie powiedzieć kilku słów o nich - oboje noszą ciężar przeszłości, duchy dawnego życia i pragnienie zmiany świata, którego już nie rozumieją, pokonania reżimu. Poznajemy ich stopniowo (Zena naprawdę niełatwo rozgryźć), a wśród nich nie brakuje… napięć. Ich relacja jest naprawdę ciekawa, buduje się nieśpiesznie, rzekłabym wręcz, że to naprawdę niezły slow burn – jeśli więc lubicie takie sposób budowania romansu, polecam gorąco. Nic się tu nie wzięło z niczego i… ogromnie mnie to cieszy, bo nienawidzę płytkich wątków romantycznych. Nawiążę jeszcze do tytułu, bo i muzyka ma w tej historii znaczenie i fragmenty z nią związane są tak przepięknie napisane...
Pieśń, która spłynęła z jej ust, była najpiękniejsza melodią, jaką w życiu słyszał: delikatną i cudowną wersją tej, którą zanucił. Blade światło księżyca oblewało jej sylwetkę i połyskiwało na uśmiechniętych ustach. Zen zapatrzył się na nią znów tak jak wtedy w herbaciarni, a noc wokół nich zniknęła, gdy pozwolił się urzec temu zaklęciu śniegu i srebra - ojczyźnie, która została mu już tylko we wspomnieniach.
Pieśń srebrzysta, płomień nocy bez wątpienia przypadnie do gustu osobom, które szukają bardziej orientalnej fantastyki i mają ochotę zanurzyć się w nieoczywistej reinterpretacji chińskiej mitologii. Książka jest świetnie napisana i ma osobliwą duchową głębię, choć – jak wspominałam – przypomina na swój sposób Wojnę makową. Chcę ufać jednak, że to przypadek, bo inny cykl Amelie Wen Zhao (Dziedzictwo krwi) urzekł mnie ogromnie. Bo… i tu się dobrze bawiłam. Jeśli więc szukacie czegoś z azjatyckimi nutami, bogactwem kultury i bohaterami, z którymi chce się spędzić czas – polecam z całego serca!
P.S. To wydanie jest boskieee! 💙
P.S. To wydanie jest boskieee! 💙
Nie czytałam Wojny makowej, więc nie wiem, na ile to może być podobne, a na ile nie. Uwielbiam chińską mitologię, więc może się kiedyś za to zabiorę. Trochę coś i niej wiem, nieco czytałam. Ogólnie wygląda fajnie. Ale bardziej podoba mi się Wojna makowa, którą od dawna chciałam przeczytać.
OdpowiedzUsuńA wydanie piękne, ale... z taką wersją pewnie ogromnie drogie... Dobrze byłoby wydawać dwie wersje na raz, dla fanatyków piękna i biednych 😅