Autor: Meagan Brandy
Tytuł: Złodziej mojego serca
Wydawnictwo: LUNA [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2024
Ilość stron: 592
Ocena: 4/10
Opis:
Moje serce skradł mężczyzna, z którym nie wolno mi być.
Nazywa się Bastian Bishop.
Jest szorstki, surowy i nieprzewidywalny.
W jednym momencie cichy i opanowany, w następnym prawdziwy koszmar.
Ale nie to jest najgorsze.
Ten koleś jest nikim – to outsider bez pieniędzy, a dla takich nie ma miejsca w mojej rzeczywistości.
Choć on zdaje się tym nie przejmować.
Po jednej nocy lekkomyślnego buntu, wytatuowany tyran wciąż powraca, zakrada się do mojego świata i stwarza problemy, na które nie mogę sobie pozwolić.
Powinnam z nim skończyć, zanim mój ojciec odkryje jego istnienie i zrobi to za mnie, ale on do tego nie dopuści.
Mówi, że czy tego chcę, czy nie – teraz należę do niego. I nikt ani nic go nie powstrzyma.
Nawet ja…
Recenzja:
Miałam ogromne oczekiwania, gdy patrzyłam na okładkę i na opis - ale okazuje się, że "Złodziej mojego serca" totalnie nie przypadł mi do gustu. Jestem trochę zdumiona tym, jak dosyć słodka, urocza nawet okładka została dobrana do historii, która dosłownie zrobiła z mojej głowy sieczkę - a ustalmy, że z trudem nadążałam za tym, co się w ogóle dzieje, bo było to tak chaotycznie rozpisane.
Skupmy się może właśnie na tej chaotyczności - książka to cegiełka, ma około sześciuset stron, w tym mnóstwo opisów, które są swego rodzaju zapychajkami, bo gdyby ich nie było, to czytelnik też by doskonale wiedział co i jak. No, mówiąc w skrócie: większość z tych opisów naprawdę nie była potrzeba, była całkowicie dodatkowa, a tylko jeszcze bardziej utrudniała podążanie za fabułą, za którą i tak nie sposób było w pełni nadążyć, mimo całkowitego skupienia na tekście. Ja osobiście niektóre fragmenty czytałam po kilka razy, a zwykle mi się to nie zdarza...
Także podsumowując fabułę w największym uproszczeniu: mamy dziewczynę, która jest księżniczką przestępczego świata i jest typową osobą, która dostaje wszystko, czego pragnie - i to na srebrnej tacy - która przez przypadek wpada na chłopaka, który sam musiał zabić swojego ojca, aby ochronić matkę i siostrę - i który teraz zajmuje się niezbyt legalnymi sprawami: ale prawda jest taka, że w ich dwa światy są całkowicie od siebie różne, mimo że w pewien sposób łączy ich właśnie taka brutalność. Pojawienie się Bastiana w życiu Rocklin zaczęło wiele mieszać, tym bardziej, że między tą dwójką od razu czuć pewne napięcie i pewną chemię.
Na tym bym skończyła opis wstępu do akcji fabularnej - bo myślę, że więcej zdradzając, to bym już mogła zaspojlerować, ale dodam tylko tyle, że jest dużo seksu, a sceny erotyczne zaczynają się bardzo wcześnie (patrząc po ilości stron od prologu).
Według mnie między tymi bohaterami chemię czuć jednak bardziej na początku - i w ogóle sam początek bardzo mnie do siebie skusił i mi się spodobał - ale czym dalej w las, tym było gorzej - i prawda jest taka, że później nawet ta cudowna namiętność i przekraczanie swoich granic, które były między Rocklin a Bastianem... jakoś się zatraciły.
Wierzę, że autorka chciała stworzyć historię, która jest nietuzinkowa i bardziej opowiada o zepsutej dziewczynce i badboyu - takich dwóch duszach zgubionych w przestępczym świecie - ale według mnie tam jest tak wiele rzeczy dodanych od czapy, gdzie nie musiałoby tego być... Wydaje mi się, że pomysł miał potencjał, ale lepiej by wyszło, gdyby rozpisać go nawet w trzysta stron, trzymając się bardziej wątków głównych i nie mieszać dodatkowo sytuacjami, które w sumie z perspektywy czasu, po przeczytaniu, wydają mi się pozbawione sensu i logiki momentami.
Na nic więc piękna okładka, prześliczna wklejka i cudownie zdobione rozdziały wewnątrz, jak według mnie treść nie jest zbyt porywająca. Wiem już, że nie będzie to najgorsza książka tego roku w moim rankingu, ale będzie to chyba jedna z gorszych pozycji, jakie ostatnio miałam w swoich rękach.
Zaczytywałam się w romansach mafijnych, ale one, nawet jak chciały pokazać większą brutalność i żądzę krwi, jakoś umiały znaleźć ten balans. Taki złoty środek, aby dobrze się daną opowieść czytało. Zabrakło mi tego w "Złodziej mojego serca" - i to ogromnie mnie smuci.
Wiem, że autorka wydała też więcej książek - w tym kilka jest nawet w języku polskim już, chociaż ich nie czytałam - ale myślę, że lepiej będzie, jak przez jakiś czas po jej twórczość nie sięgnę. Dam czas na rozwój warsztatu pisarskiego - i może wtedy, jak zobaczę większą ilość pozytywnych opinii (bo "Złodziej mojego serca" w internecie też nie zbiera najlepszych not - więc to nie tylko moje odczucia), to dam szasnę kolejnej historii od Meagan Brandy.
Podsumowując: jeśli macie ochotę przeczytać "Złodziej mojego serca" - nie zabronię Wam, ale czujcie się ostrzeżeni, że nie jest to jedna z tych książek, które są w stanie sobą oczarować i zapierać dech w piersiach, zostając na długo w naszych myślach i w naszych sercach.
Już jak facet nazywa się Bastion i do tego biskupskie Bishop, to wiedz, że coś pójdzie nie tak... Nie znam tej autorki i raczej nigdy nie słyszałam reszty jej tytułów (widzę , że to akurat dobrze), ale nie bardzo wierzę w ich poziom po przeczytaniu recenzji jej ostatniej pozycji. Zresztą, jak słyszę romans i to mafijny, to mnie skręca... Piszą je osoby, które nie mają pojęcia o tym świecie i nie robią pod tym kątem żadnego researchu. To smutne.
OdpowiedzUsuńZa to fakt, okładka piękna, mnie się też to spodobało. Zresztą, różowawe barwy zawsze przykuwają moją uwagę. Przynajmniej na półce będzie się ładnie prezentować... Jeden plus jej istnienia.
Nie mam w planach. Od czasu do czasu przeczytam coś z mafia...
OdpowiedzUsuńRomanse mafijne rzadko czytam a po przeczytaniu recenzji "Złodziej mojego serca" też nie znajdzie u mnie upodobania. Zbyt duża ilość opisów wydłuża czas czytania i nie wnosi zbyt wiele do całości powieści a do tego można pogubić się w fabule. Może pisarka miała za dużo pomysłow na tą książkę. Podziękuję.
OdpowiedzUsuń