Autor: James Islington
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Tytuł: Blask ostatecznego kresu
Cykl: Trylogia Licaniusa, tom 3
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 13 kwietnia 2022
Liczba stron: 991
Ocena: 9,5/10
Opis:
Czas ostatecznej próby nieuchronnie nadciąga.
Wprawdzie Bariera znów jest cała, ale to nie znaczy, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wprost przeciwnie - złudne poczucie wygranej może być początkiem kresu.
W Ilin Illan zaczynają się na nowo polityczne rozgrywki i nawet nowoodkryte moce Wirra mogą okazać się niewystarczające wobec krótkowzroczności Starszych.
Uwięziony w obcej krainie Davian musi stawić czoła dojmującej samotności i pokrzyżować plany Czcigodnych. Jeśli mu się nie uda, poświęcenie Ashy stanie się zupełnie bezwartościowe.
Plan Caedena zbliża się wreszcie do końca. Teraz, gdy wreszcie może mu się udać, musi stawić czoła konsekwencjom. Wziąć na siebie brzemię tego, jak dramatycznie jego historia się zaczęła i jak druzgocząco się skończy.
Recenzja:
Gdy Blask ostatecznego kresu trafił w moje dłonie, czułam jednocześnie radość i smutek, bo choć kocham ten cykl całym serduchem, napawała mnie rozpaczą świadomość, że to ostatni tom tej fantastycznej trylogii i nie będzie już więcej przygód z bohaterami, których pokochałam (choć kto wie – łudzę się, że James Islington wypuści jeszcze coś z tegoż uniwersum). Zabrałam się więc do lektury z drżącym sercem i… nie zawiodłam się! To epicko dopracowana całość, która na długo zapadnie mi w pamięć, a za jakiś czas – mimo dużej objętości – chętnie zrobię reread całości, jednym tchem!
- Więc znów się spotykamy. Jakże się cieszę (…).
Pisałam to już przy wcześniejszych tomach, ale kocham w tym cyklu to, że na początku otrzymujemy streszczenie tego, co działo się w poprzednim tomie. To naprawdę bardzo pomaga odnaleźć się w fabule i sprawia, że czytelnik wręcz odczuwa komfort zagłębiając się dalej w książce, bo nie obawia się, że zapomniał o czymś istotnym – szczególnie, gdy od lektury wcześniejszej części minęło sporo czasu. Ja – mimo tej półrocznej przerwy – za sprawą tego przypomnienia, płynnie przeszłam do fabuły i myślę, że dzięki temu udało mi się czerpać z niej więcej, bo nic nie było w stanie mi umknąć. James Islington w Blasku ostatecznego kresu zgrabnie kontynuuje historię, zazębia wiele wątków, ale i wprowadza kilka nowości, które zostają rozwiązane w tym tomie i… znakomicie zamykają całość. Konsekwencja autora w rozwoju postaci i pobocznych wydarzeń sprawiła, że jeszcze bardziej pokochałam Trylogię Licaniusa i choć zakończenie okazało się satysfakcjonujące, to… chciałabym więcej!
Chłopak odwrócił się lekko i spojrzał w zamyśleniu na nieruchomo plamki gwiazd, otaczające wiszący na martwym niebie półksiężyc. Wyglądały tak samo jak zawsze.
Mam wiele spostrzeżeń, co do tego cyklu i ogromnie żałuję, że nie mogę się z Wami nimi podzielić, gdyż nienawidzę spoilerować treści (a już w samym opisie można odrobinkę tego zasmakować). Wiedzcie jednak, że w tej części wszystko fenomenalnie ze sobą współgra – powiązania pomiędzy z pozoru niewiele istotnymi postaciami, wydarzenia prowadzące do zakończenia czy same urozmaicenia fantastyczne – w tym tomie wyraźnie widać, że dosłownie każdy element został dokładnie przemyślany. Choć w pewnym momencie przewidziałam mniej-więcej, jak Blask ostatecznego kresu się zakończy, tak cała droga bohaterów, ich niesamowity rozwój, tudzież zmiany w nich zachodzące oraz rozmaite incydenty, przygody – to potrafiło niemożebnie mnie zadziwić, zachwycić, zafascynować. Sam system magiczny weń ukazany, zależności społeczne, intrygi, kreacja drobnych fragmentów świata całej Trylogii Licaniusa to po prostu sztos. Ten cykl to wielobarwny ewenement, budzący multum emocji, dostarczający wiele wrażeń – i nie można zapomnieć, że jest też bajecznie napisany i... wydany! Wprost kocham ilustracje Dominika Brońka – chyba żaden artysta tak kapitalnie nie oddaje klimatów powieści fantastycznych, jak on!
Trwała złączona uściskiem z przyjaciółmi, popłakując cicho z radości, smutku i wszechogarniającej, przytłaczającej ulgi. (…)
Było po wszystkim.
Blask ostatecznego kresu to wisienka na torcie wyśmienitego cyklu fantasy, który rozkocha w sobie każdego miłośnika epickich przygód, od których oderwać się jest rzeczą niemożliwą. Ja jestem absolutnie zauroczona tą trylogią i z utęsknieniem będę wypatrywać kolejnych książek Jamesa Islingtona – bo ten autor ma niesłychanie wciągające pióro, a i bohaterowie – oraz relacje pomiędzy nimi – tworzy nieprzeciętnie wiarygodnie. Polecam Wam całość z całego serca – to kawał genialnej literatury fantasy, wyjątkowej, angażującej i ekscytującej. <3
Ależ mi radość uczyniłaś, tą recenzją swoją. Cieszę się, bo uwielbiam, mieć świadomość tego, że cała historia jest na naszym rynku i nie zagrażają jej żadne "widzimisie" wydawcy. Uwielbiam takie historia i skoro recenzentka jest zachwycona, to dla mnie informacja, że i ja nie zawiodę się na tej trylogii.
OdpowiedzUsuńTo super, że seria tak mocno trzyma poziom, każdy tom dostaje tak dużo punktów. Wciąż jednak wyrażam przerażenie na liczbę stron... Ostatnio wreszcie doczytałam kontynuacje Eragona, który zalegał mi na półkach i stwierdziłam, że takie liczne tomiska to nie, zdecydowanie dla ludzi, którzy mogą się w porę oderwać od lektury i zająć obowiązkami z należytą starannością, a nie tak jak ja, która musi dobrnąć do końca, nie ważne, że zalega z pracą i nie śpi kolejną noc ;P Za mało samozaparcia mam.
OdpowiedzUsuńPrzy tak rozbudowanych książkach fabuła jest dopracowana do ostatniego detalu, wszystkie wątki pozamykane, brawo dla pisarza, Czytelnik może tylko tęsknić za światem stworzonym w tym cyklu. Może kiedyś się wezmę za tą serię.
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa tej serii, ale przeraża mnie ilość stron każdej części. To są grubaski, kiedy ja na to znajdę czas. Choć pewnie kiedyś dam się jej skusić. Mam nadzieję, że spełni moje oczekiwania
OdpowiedzUsuńMam w planach! Na pewno przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja,ale książka zdecydowanie nie w moim guście.
OdpowiedzUsuńOd tej serii bije naprawdę świetny książkowy blask i fani takiego gatunku będą zachwyceni,bo ja sama będąc fanką takiego rodzaju literatury byłam. Nie czytam takich książek,choć tą serią jest kuszcząca dla każdego,lecz na razie zostanę przy poleceniu tej serii i tego autora🙂Bardzo dziękujemy za świetną recenzję 😘B.B
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, oby nie był to cykl podobny do tego Jordana, jakoś przerażają mnie fantastyczne powieści o takich gabarytach. Może kiedyś, ale jak na ten czas, to nie, nie będę czytała tej trylogii. 🙂
OdpowiedzUsuń