Autor: Susan Hill
Tytuł: Kobieta w czerni. Rączka
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2 lutego 2021
Liczba stron: 344
Ocena: 9/10
Opis:
„Kobieta w czerni” i „Rączka” to klasyczne opowieści o duchach.
Arthur Kipp, bohater „Kobiety w czerni”, jest obiecującym adwokatem w londyńskiej kancelarii, który zostaje wysłany do Crythin Gifford – zapadłej mieściny na wietrznych trzęsawiskach, aby wziąć udział w pogrzebie klientki, Alice Darblow, a także załatwić jej sprawy spadkowe. Kipps nic nie wie o sekretach, które kryją się za okiennicami domu pani Darblow, stojącego na końcu kanału i spowitego w mgłę oraz tajemnicę. Rutynowa podróż biznesowa przybiera nieoczekiwany obrót, gdy adwokata zaczynają prześladować seryjnie powtarzające się dźwięki i obrazy: bujający się fotel w pustym pokoju dziecinnym, niewytłumaczalny dźwięk powozu, dziecięcy okrzyk we mgle i – najbardziej przerażająca – widmowa kobieta w czerni.
Antykwariusz Adam Snow, bohater „Rączki”, wraca późnym wieczorem od klienta. Gdy szuka drogi na skróty, gubi się i natrafia na zapuszczony, wiekowy Biały Dom. Gdy wchodzi na teren dawnego ogrodu, nagle czuje, jak w jego dłoń wślizguje mała ręka, zupełnie jakby w mroku jakiś dzieciaczek stanął obok i chciał się przytrzymać. Zaintrygowany Snow postanawia dowiedzieć się więcej i odkrywa niektóre szczegóły burzliwej historii tajemniczego domostwa, który po krótkim okresie świetności popadł w zapomnienie. Osobliwe doświadczenie zrazu tylko interesuje antykwariusza, lecz wkrótce zaczynają go nawiedzać dramatyczne sny, ataki paniki, a także coraz częstsze wizyty rączki, coraz groźniejsze i złowrogie…
Recenzja:
W 2012 miałam przyjemność obejrzeć w kinie Kobietę w czerni, nieświadoma, że jest to adaptacja powieści o tym samym tytule. Ba! Dopiero w zeszłym miesiącu dowiedziałam się o twórczości Susan Hill i podekscytowana oczekiwałam premiery jej dzieła. A raczej powinnam napisać dzieł, w liczbie mnogiej, bo Wydawnictwo Zysk i S-ka zdecydowało się rozpieścić miłośników opowieści o duchach i zaserwowało nam dwie historie autorki w jednej książce - Kobietę w czerni oraz Rączkę.
Książka prezentuje się niezwykle klimatycznie – mroczna okładka* oraz kolorystyka oddziałują na wyobraźnię czytelnika i same w sobie są już niezłym wprowadzeniem do treści. Z początku nie potrafiłam odnaleźć się w stylu Susan Hill, ale gdy już poczułam vibe wiktoriańskich opowieści grozy, lektura zaczęła mi sprawiać niemożliwą do opisania przyjemność i – co tu dużo pisać – przepadłam dla świata, bo oderwać się od tej książki nie mogłam. Autorka zachwyciła mnie niesamowitą zdolnością do tworzenia gęstej atmosfery oraz budzenia w czytelniku silnych emocji niepewności i niepokoju, a piękny język i potężnie rozbudowane zdania dopełniły tylko całości.
(…) połączenie tego niezwykłego, odludnego miejsca, raptowne pojawienie się kobiety oraz złowieszczość jej oblicza zrodziły we mnie rosnącą trwogę. Powiem więcej: nigdy jeszcze w życiu nie nawiedził mnie strach tak wielki, nigdy nie dygotały mi tak kolana ani ciało nie cierpiało tak, by już po chwili stężeć w kamiennym zimnie, nigdy jeszcze serce we mnie nie szamotało, jakby chciało się wyrwać przez zaschnięte w usta, by w następnej chwili łomotać w piersi niczym młot o kowadło, nigdy jeszcze nie zostałem z taką siłą pochwycony i trzymany w uścisku przez lęk, przerażenie i poczucie nadchodzącego zła.
Nie będę rozpisywać się na temat treści obu utworów – pięknie już opowiedziano o nich w opisie – jednak zdradzą Wam nieco o moich wrażeniach z lektury. Czytając Kobietę w czerni byłam zarówno zafascynowana tytułową postacią, jak i obawiałam się jej równie mocno, jak Arthur Kipp – zupełnie jakby miała ona za chwilę wyłonić się z papierowych stron. Przeżycia mężczyzny, paranoiczne wręcz, budziły we mnie wiele emocji, bo prawdziwie zżyłam się z tym bohaterem. Podobna sytuacja spotkała mnie w Rączce, aczkolwiek tutaj – o dziwo – byłam nie tyle przerażona, co… zaintrygowana. Druga opowieść wydała mi się lżejsza, jednakże wcale nie jest ona mniej mroczna czy ekscytująca. Tutaj także towarzyszył mi niepokojący dreszcz, silniejsza była jednak chęć poznania w pełni tajemnic domostwa, do którego trafia Adam Snow oraz… małej ręki. Przerażającej małej ręki. Brrr.
Kobieta w czerni. Rączka to pozycja obowiązkowa dla każdego entuzjasty opowieści o duchach, tudzież wiktoriańskich historii grozy. Oba utwory są fenomenalne i nie sposób wskazać tutaj lepszego – szczególnie, że każdy kończy się w piorunujący sposób i z całą pewnością nie pozwoli zapomnieć o sobie przez długi czas. Krótko mówiąc – polecam z całego serca, szczególnie na mroźne wieczory, bo… drżenie rąk przy przekładaniu stron można zrzucić na ziąb. ;)
*Projekt okładki i stron tytułowych popełnił Maciek Wolański. 💓
Lubię historie o duchach. Ostatnio zakupiłam antologię "Wigilia pełna duchów". Sądzę, że "Kobieta w czerni" przypadłaby mi do gustu". Być może potem trochę bałabym się zasnąć lub męczyłyby mnie niedobre sny, ale mimo wszystko jestem za tą nowością.
OdpowiedzUsuńMam inne wydanie z samą Kobietą w czerni. Nie oglądałam jeszcze filmu. Może warto nadrobić.
OdpowiedzUsuńKiedyś zaczęłam oglądać "Kobietą w czerni" było to późno w nocy i nie dokończyłam a byłam nią niezaciekawiona (nie wiedziałam że to na podstawie książki). Susan Hill za sprawą Wydawnictwa Zysk i S-ka wprowadza czytelnika w świat tajemnic, zjawisk nie z tego świata, wprowadza uczucie niepokoju w nas do tego w pięknym wydaniu. Lubie klasyczne opowieści o nawiedzonych domostwach (chociaż się ich boją) ale z chęcią bym te dwie opowieści przeczytała.
OdpowiedzUsuńKusi mnie ta książka, choć nie wiem czy mi się spodoba. Strasznie nie lubię się bać. Ale może akurat ta mi się spodoba, a przy okazji nie padnę na zawał
OdpowiedzUsuńZnam Susan Hill z jednej mojej przygody czytelniczej - "Kobieta w czerni", tej drugiej (historii... małej ręki? o.O) nie znam i nigdy nie słszałam. W skrócie: to wiktoriańskia opowieść grozy, mimo że nie jest to taka stara autorka.
OdpowiedzUsuńPoza tym zgadzam się ze wszystkim powyżej. Zdolność autorki do tworzenia gęstej atmosfery, budzenia w czytelniku silnych emocji, piękny język, rozbudowane zdania... Wszystko. Ta książka ma duszę. I bardzo wyraźnie autorka wniknęła do wiktoriańskich nurtów, to się ceni.
Co do filmu... wydaje mi się, że był dużo słabszy niż książka i nie do końca oddawał klimat lektury, ale to może ze względu na głównego aktora, który nazbyt mi się kojarzył z ekranizacją czarodziejskiego świata i to przeszkadzało. Ponadto w książkce mamy klimat grozy, natomiast w filmie bardziej horror moim zdaniem.
No cóż... ciekawa jestem rej rąsi :P
Czytałam, ja miałam mieszane uczucia. Trochę mnie nudziły te opowieści, pod koniec co prawda trochę nabierają tempa, ale nie straszą, budzą niepokój to tak 😁 Ale po film raczej nie sięgnę, bo filmów o duchach to ja się boję 😂😂
OdpowiedzUsuńTa okładka to cudo :o Mega klimatyczna, przyciągająca wzrok i zachęcająca do sięgnięcia po lekturę. Kobietę w czerni oglądałam kilka lat temu i byłam nią zachwycona. Dzięki za przypomnienie, bo chętnie go sobie przypomnę, także czeka mnie super seans :) Co do książki, to raczej nie sięgnę, bo w ogóle mnie nie ciągnie do tej historii. Czasem tak właśnie jest, że właśnie człowiek na film ma ochotę, ale na powieść już nie, albo na odwrót. Nie wiem czy bym się wciągnęła, ale też nie wykluczam całkowicie, bo kto wie, może w przyszłości zmienię zdanie.
OdpowiedzUsuńHistorie o duchach, tajemnicach, zagadkach, lubię, nawet bardzo, ale takie mniej przerażające na dzień dobry, mniej straszne. Na tą chwilę, nie pokuszę się by, zaczytać się tej powieści. To jeszcze nie będzie nasz wspólny czas ;) Bardzo dziękuję za recenzję, póki co ona mi wystarczy :)
OdpowiedzUsuń