Autor: Rebecca K. Fuang
Tytuł: Republika Smoka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2020
Ilość stron: 783
Ocena: 8/10
Opis:
Gniew zmieniający duszę w rozszalały ogień, którego nigdy nie da się ugasić. Oto cały świat Rin. Chwyciła los za gardło i wyrwała mu z trzewi swoją przyszłość- dostała się do Akademii Sinegardzkiej a potem dalej, dzień po dniu, walczyła by ją skończyć. Tylko po to, by patrzeć, jak jeden po drugim umierają jej przyjaciele. By oglądać góry usypane z trupów swoich rodaków. By stać się istotą, zdolną spalić cały naród najeźdźców w akcie niewyobrażalnej zemsty.
Teraz nie zostało jej nic, prócz odwetu na ostatniej zdrajczyni - Cesarzowej Su Daji. Oraz ciągłej walki z Feniksem, który nieustająco żąda ofiar. W chwili, gdy mu się podda, jej ciało stanie się ledwie narzędziem i będzie palić wszystko i wszystkich. A gdy cały świat zamieni się w popiół, Rin sama zamarzy o śmierci.
Recenzja:
Jakiś czas temu recenzowałam dla Was pierwszą część trylogii Wojen Makowych, macie ją TUTAJ. Wiecie, jaka byłam zachwycona tamtą książką i jak nie mogłam się doczekać drugiego tomu. Teraz miałam już w swoich rękach tę potężną, bo liczącą ponad 700 stron książkę, która wołała mnie cały czas z półki, gdy inne obowiązki nie pozwalały wcześniej zagłębić się w lekturze. Ale w końcu się udało. Czy ta część spełniła moje oczekiwania?
Przede wszystkim na samym początku wspomnę, że mimo że Wojna makowa ukazała się wcześniej w tym roku, to czas między premierą tego tomu był dla mnie trochę za długi i przez to na początku byłam lekko zagubiona. Pomógł w tym co nieco słowniczek postaci na końcu, dzięki czemu przypomniałam sobie, kto jest kim, ale niektóre ważniejsze wątki wypadły mi już z pamięci i musiałam wracać do pierwszej części, by wiedzieć tak naprawdę, co się dzieje. Dlatego też jeśli macie taką możliwość, najlepiej czytać te dwie książki jedna po drugiej, by cały czas pozostać w historii. Zresztą – pierwszy tom był tak wciągający, że nie da się od niego oderwać, a drugi, mimo początkowych trudności i kilku lekko nudzących mnie opisów, w końcu rozwinął się tak, że również czytało się go z zapartym tchem.
Przede wszystkim dlatego, że autorka świetnie prowadzi akcję. Potrafi dążyć do punktu kulminacyjnego z uporem, ale też poprzetykać go spokojniejszymi momentami, by dać nam czas na oddech. A to bardzo ważne, bo tutaj spotkacie bardzo wiele takich chwil, w których napięcie sięga zenitu, pod koniec za to pojawi się tyle zaskoczeń… Ja nadal nie jestem pewna, jakim cudem stało się to, co się stało. To znaczy dobra, wiem. Po prostu jestem jeszcze na etapie wyparcia, bo moje serce pragnęło czegoś zupełnie innego i jeszcze ma nadzieję, że to wszystko zostanie jednak w trzecim tomie jakoś naprawione. Za bardzo marzę, prawda?
Jeśli chodzi o bohaterów to tak jak mówiłam – było mi trudno przypomnieć sobie, kto jest kim, ale słownik na końcu rozwiał większość wątpliwości. W miarę postępowania akcji zresztą i po powrocie do pierwszego tomu to stało się jaśniejsze. I muszę przyznać, że choć Rin nieco nadal irytowała mnie w tym tomie, zwłaszcza trochę raziły mnie niektóre jej teksty – co nie wiem, na ile jest kwestią tłumaczenia, a ile oryginału, bo do tego nie dociekałam – tak udało mi się jednak polubić ją bardziej niż w pierwszym tomie. Mimo wszystko. Jest postacią z krwi i kości, a jej wewnętrzna walka jest naprawdę ważna dla całej historii. Samo to, co przeszła, sprawia, że nie można tej dziewczynie nie współczuć i nie kibicować.
Mamy tu jeszcze całą masę postaci, o których powinnam wspomnieć, a które sprawiały, że się uśmiechałam, płakałam albo zagryzałam zęby ze złości. Autorce ponownie udało się świetnie wszystkie je zbalansować, za co naprawdę należy jej się ogromny plus. Mieli swoje słabe momenty, ale mieli też momenty wielkości. Do tego dochodziły te wszystkie nowe osoby, z którymi postacie musiały zawierać sojusze, często naprawdę ryzykowne. W dodatku gdy już w grę wchodziła wojna, ta od strony politycznej, wszystko było tak naprawdę możliwe. No właśnie – bo w tym tomie mamy też bardzo dużo opisanych strategii oraz polityki, ale nie w taki sposób, byście się zanudzili na śmierć. Spokojnie. W pewnym momencie wręcz zatoniecie w pędzącej akcji i już się z niej nie wyrwiecie, zapewniam.
Poza tym pamiętacie – kultura Dalekiego Wschodu, tamte wierzenia, czyli dla mnie wcale nie tak dobrze znany motyw. Świetnie czytało mi się tę książkę także ze względu na to, że mogłam znów odkrywać kolejne związane z tym fakty i dowiedzieć się jeszcze więcej fascynujących rzeczy, bo Kuang podaje to w naprawdę fajnej i przystępnej formie, po czym ponownie zderza wszystko z bestialską rzeczywistością, a w tym tomie również przeciwstawia innej kulturze.
Jeśli mogę Wam dać radę przed lekturą powiem tak: nie oczekujcie od tej książki, że będzie Was oszczędzać. Nie ma o tym nawet mowy. Ach, moje serce wręcz krzyczy po tym zakończeniu. Jak można robić coś takiego? Teraz jeszcze bardziej nie będę mogła się doczekać kontynuacji, bo sama już nie wiem, jak mogą potoczyć się losy bohaterów. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Dlatego mam nadzieję, że już całkiem niedługo w nasze ręce wpadnie trzeci tom, zwieńczający całą opowieść i przynoszący wszystkie odpowiedzi! Tymczasem polecam Waszej uwadze ten oraz pierwszy tom, bo Republika Smoka to monumentalna, pełna zaskoczeń i niesamowitej akcji oraz emocji historia, od której się nie oderwiecie!
Nie mam pamięci do postaci i zdarza mi się gubić wątki, gdy przerwa pomiędzy poszczególnymi częściami jest zbyt długa. Pójdę więc za radą recenzentki i poczekam na koniec Wojen Makowych, by dać porwać się kulturze i mitologii Dalekiego Wschodu. Mam nadzieję, że i ja przepadnę przy tej serii i pozwolę wciągnąć się w wir zaskoczeń i niesamowitej akcji , przepełnionej niesamowitymi emocjami. Oby tylko ilość postaci mnie nie przytłoczyła. Czekam niecierpliwie na finałowy tom i do dziale, ruszam na tę Wojnę Makową do Republiki Smoka.
OdpowiedzUsuńPolityka, strategie, a do tego kultura Dalekiego Wschodu. Brzmi ciekawie, co pewnie dopisałam również do pierwszego tomu "Wojny Makowej". Przyznaję również, że ciekawy jest tu motyw ognia i Feniksa, super pomysł. No i nie oczekuję od tej książki, że będzie mnie oszczędzać, skoro liczy sobie prawie 800 stron! Przecież takim tomem można już kogoś zabić.
OdpowiedzUsuńWciąż nie przeszłam przez pierwszy tom, jak wspominałam. Trochę się mi tych "must read" nazbierało, przyznaję, takie czasy. Zgodnię na padnemię, bo to takie modne i wygodne... W każdym razie skoro już jest drugi tom i wspominaliście, że lepiej wszystkie czytać w miarę od razu, to ja poczekam na finał, skoro już w zasadzie nie daleko do końca. Jeden, pewnie znowu baaardzo długi tom, ale jednak tylko jeden. Ciekawe, czy zakończenie wbije czytelników w fotel, czy będzie trzymać akcję tak jak przez pierwsze tomy.
Ponadto to wspaniale, że wydawca nie kazał podzielić tej trylogii na więcej tomów, co się ostatnio tak często zdarza. Wracają wspomnienia, kiedy czytało się podobne cegły. Tylko do autobusu ich nie zabiorę, jedyny minus :/
"Republika Smoka" to solidna powieść, która pochłonie czytelnika kulturą Dalekiego Wschodu, akcją oraz fabułą. Coś czuje że ta książka jest przeznaczona dla czytelnika który ma silne nerwy, pisarka nie oszczędza bohaterom co za tym idzie i nas którzy ją czytają, a jest co czytać to pokaźna książka. Przy tak rozbudowanej opowieść można się pogubić w fabule oraz bohaterach dobrze że jest 'słowniczek postaci' to trochę ułatwia wejście w opowieść. Ciągle chce poznać tę historię.
OdpowiedzUsuńTyle dobrego słyszę o tym cyklu, a jeszcze się za niego nie zabrałam! Na pewno będę musiała go w przyszłości nadrobić.
OdpowiedzUsuńNie jest to książka dla mnie, ale wiem, że znajdą się fani gatunku.
OdpowiedzUsuńDla mnie to najlepsza seria fantasy, jaka wyszła w Polsce w tym roku. Uwielbiam ten okrutny świat i umiejętne łamanie schematów młodzieżówek przez autorkę. Nie mogę się doczekać trzeciego tomu!
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać, Twoja recenzja bardzo zachęca, jeszcze bardziej bym chciała mieć oba tomy na półce, nie tylko dlatego, że są przepięknie wydane (szczególnie te w zintegrowanej oprawie) ale także, że to może być opowieść na miarę Eragona czy Władcy Pierścieni. No cóż, może kiedyś uda mi się je przeczytać ! ☺
OdpowiedzUsuńRecenzja zachęca, książka trzyma poziom i wciska w fotel. Poczekam jednak na całość, tak, jak pisałam po pierwszym tomie, Od lutego do listopada minęło trochę czasu, nie wiadomo, kiedy będzie tom 3. To za duże odstępy czasu i lepiej jednak poczekać na resztę.
OdpowiedzUsuńNależę do grona tych czytelników, którzy, wybierając kolejną lekturę, raczej nie skupiają wzroku na okładce, bo to nie okładka decyduje o tym, czy decyduję się na sięgnięcie po daną książkę. Jednak ostatnimi czasy coraz częściej ten wzrok pada na okładki, szczególnie w przypadku literatury fantastycznej, chociaż (co wielokrotnie podkreślam) nie należę do jej miłośników.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że literatura tej maści ogromnie zmieniła wygląd szaty graficznej swoich książek. Ilustratorzy powoli odchodzą od czarnych, mrocznych i przygnębiająco posępnych okładek. W ich miejscu pojawiają się żywe barwy, ciekawe schematy, zagadkowe symbole. Te okładki żyją i nie sposób przejść obok nich obojętnie.
Na okładce "Republiki smoka" ogień wraz ze smoczą skórą płoną tak prawdziwie, że nie skłamię, stwierdzając, że czuje się bijące od nich ciepło. Cudowne ciepło, które przyciąga jak magnes i teatralnym szeptem zachęca do zajrzenia do środka, jednocześnie przepowiadając czytelnikowi ekscytującą, wiadomo, ale i ciepłą opowieść.
Nie skuszę się, bo wiem, że to nie moje czytelnicze klimaty, ale koneser literatury fantastycznej z całą pewnością nie odmówi sobie tej pewnej przyjemności.
Aleksandra Miczek