Autor: Shelby
Mahurin
Tytuł: Gołąb i
wąż
Wydawnictwo: We Need
YA
Data
wydania: 2020
Ilość
stron: 476
Ocena: 5/10
Opis:
Louise uciekła przed dwoma laty z sabatu, wyrzekając się magii i swoich mocy. Plan był prosty: schronić się w Cesarine i żyć z tego, co będzie w stanie ukraść dzięki własnej przebiegłości i sprytowi. Ale tu, w mieście ogarniętym strachem przed magią, wiedźmy takie jak Lou są ścigane. I palone na stosach.
Louise uciekła przed dwoma laty z sabatu, wyrzekając się magii i swoich mocy. Plan był prosty: schronić się w Cesarine i żyć z tego, co będzie w stanie ukraść dzięki własnej przebiegłości i sprytowi. Ale tu, w mieście ogarniętym strachem przed magią, wiedźmy takie jak Lou są ścigane. I palone na stosach.
Reid
Diggory, łowca czarownic na usługach Kościoła, kieruje się w życiu jedną
zasadą: wiedźmy muszą zginąć! Ścieżki Reida i Lou miały się nigdy nie przeciąć,
lecz niegodziwy rozkaz zmusza ich do niemożliwego – małżeństwa.
Pradawna
wojna wiedźm z Kościołem trwa, a najniebezpieczniejsi wrogowie Lou szykują się,
by zgotować jej los o wiele gorszy od stosu. Niezdolna do ignorowania coraz
potężniejszych uczuć i zmiany tego, kim jest, Lou musi podjąć decyzję, która
zaważy na jej przyszłości, i odpowiedzieć sobie na pytanie… Czy miłość robi z
nas głupców?
Recenzja:
Mam problem z tą książką. Będzie więc trochę narzekania, bo chcę
opisać Wam jej mankamenty, ale żeby nie było wątpliwości – mimo tych wielu
minusów, Gołąb i wąż mi się podobał.
Nie nazwałabym tego debiutu genialnym, ale myślę, że jest całkiem niezły i bardzo
wiele osób miło spędzi przy nim czas, o ile przymknie oko na niektóre kwestie.
Ale od początku. Lou to czarownica, która ucieka przed swoją
przeszłością, z kolei Reid jest łowcą, który nie waha się podpalać stosów. Dlatego
gdy ich ścieżki przypadkowo się krzyżują, od razu nasuwa się wniosek, że ta
historia musi skończyć się tylko w jeden sposób – tragicznie. Łowca i
czarownica, którzy zostają zmuszeni do małżeństwa to nie najlepsze połączenie. Ale
czasami właśnie takie tworzy najlepszą historię, prawda?
Zacznę od minusów, żeby później zrobiło się miło. A więc moje
największe zarzuty są takie: autorka praktycznie nie opisała świata przedstawionego.
Nie potrzeba mi rozwlekłych epopei na kilka stron, w których pojedyncze nitki,
z których są zrobione firany w oknach na rynku głównego miasta zostaną opisane,
ale w Gołębiu i wężu w tym względzie
panuje ubóstwo totalne. A to bardzo utrudnia wczucie się w klimat powieści.
Poza tym bohaterowie, których charaktery nie zostały dopracowane i
których zachowanie było nielogiczne. Króluje tu pojawienie się wątku
księcia. Ot tak. Ani nie został on jakoś wyjaśniony, ani nie mieliśmy wielu
podanych na temat samego Beau faktów, ani nie był on do niczego bohaterom
potrzebny… Nie mam pojęcia, co się w tym momencie powieści zadziało. Nadal nie wiem,
a pisałam o tym już z kilkoma osobami, które też są po lekturze (pozdrowienia
dla dziewczyn grupy!), i one też są zdziwione. Więc słabo.
Nie mogę też nie wspomnieć zakończenia. Autorka ostro sobie z nim
poleciała i zdaje się, że zapomniała o połowie, a nawet większości,
zgromadzonych bohaterów, którzy powinni byli w jakiś sposób uczestniczyć w
akcji. Zapomniała też o logice. No ale mamy magię, więc hej, można to wszystko
nią wytłuma... Nie, nie można. Moim zdaniem zakończenie jest najsłabszą częścią
tej powieści. Chociaż ostatnie słowo Reida fajnie je podsumowuje i w sumie to
mnie kupiło.
Ale jak już o Reidzie… Jejku, ile opowieści o szarych myszkach i
złych chłopcach zdarzyło Wam się przeczytać? No to tutaj jest na odwrót. To
facet jest tą miękką kluchą, chociaż jest ogromny, macha mieczem i w ogóle jest
kapitanem łowców. Śmiesznie to wypada, gdy rumieni się co drugie słowo, nawet
jeśli wziąć pod uwagę, że niby jest wychowywany w cnocie, w wierze i tak dalej.
Ale to akurat nadrabia Lou. Lou, która jest tak nietuzinkową bohaterką, że nie
można po prostu nie zaśmiać się, gdy się pojawia. Czasami z zażenowania, ale
przez większość czasu z rozbawienia. To ona ratuje tę książkę, bo gdyby i
heroina była taka mdława jak Reid przed jej poznaniem, odpadłabym już po
pierwszych stronach.
Przyczepię się jeszcze francuskich wstawek w tekście. Nigdy nie
uczyłam się tego języka, więc ogromnie żałuję, że wielu z tekstów bohaterów nie
byłam w stanie zrozumieć, bo nie zostały wyjaśnione. Może są tak banalne, może
to jakieś przekleństwa czy przysłowia, które powinnam znać, ale cóż, nie znam,
więc nie podobało mi się to, że nie dostały swoich przypisów.
Ufff. No ale teraz plusy. Po pierwsze Lou, którą już wspomniałam.
Lou rządzi. Po drugie nie da się zaprzeczyć, że historia wykreowana przez
Mahurin wciąga mimo wielu niedociągnięć i luk. Potrafi pochłonąć, a że autorka
pisze lekko, z humorem, czyta się to błyskawicznie. Humor właśnie też jest
jedną z większych zalet, bo przy powieści da się naprawdę dobrze bawić. Do tego
dodajmy jeszcze wątek romantyczny – trochę kulejący, no ale jednak wywołał u
mnie emocje, więc wrzucę go do plusów, a co – kilka zwrotów akcji, sceny walki
i proszę, w tej historii da się naprawdę zauroczyć.
Poza tym podoba mi się wątek podziału na Dame Blanche
i Dame Rouge – białą czarownicę i krwawą czarownicę. Mam nadzieję, że zostanie pociągnięty w drugim tomie. Nie da się też zaprzeczyć, że ciekawe są zwłaszcza
sceny akcji i sceny, hm, obyczajowe? Gdy nasi bohaterowie mają chwilę, by
odetchnąć od swoich sekretów, poznać się i wprowadzić nieco tej zupełnie innej
magii, niż ta wymagająca od jej użytkowniczki poświęcenia. A właśnie – to też
był świetny wątek. Chociaż wyłamywanie palców, by otworzyć zamek mocą brzmi
strasznie, magia, która nie bierze się znikąd, to bardzo fajny pomysł.
Podsumowując – debiutu genialnym bym nie nazwała, ale uważam, że
to całkiem przyjemna fantastyka młodzieżowa, przy której, przy przymrużonych na
błędy powiekach – da się dobrze bawić. Jeśli lubicie wątki czarownic, magii,
nie straszne Wam oryginalne bohaterki śpiewające sprośne piosenki i cięty
humor, sprawdźcie Gołębia i węża. Ja
wyczekuję drugiego tomu, by sprawdzić, co autorka przygotowała jeszcze dla
bohaterów i mam nadzieję, że ten będzie lepszy, bardziej dopracowany, ale wciąż
pełen akcji i tekstów Lou.
Poczekam z przeczytaniem na kolejne tomy i recenzje. Może rzeczywiście warsztat autorki się poprawi i znikną niedociągnięcia. Niewątpliwą zaletą są oryginalne bohaterki i cięty humor.
OdpowiedzUsuńNo, nie wiem. Raczej nie ciągnie mnie do tej książki po przeczytaniu recenzji. Jednak trochę sugeruje się, może poczekam na recenzję drugiego tomu... Fantastyka młodzieżowa poczeka.
OdpowiedzUsuńOpis zainteresował mnie czarownica i łowca czarownic niespodziewająca para. :) Mankamenty trochę zniechęcą żeby poznać "Gołąb i wąż" poznanie świata w jakim dzieje się akcja książki pomogłaby czytelnikowi wczuć się w lekturę oraz że niektóre wątki i wydarzenia są nielogiczne to można poniekąd wytłumaczyć że to jest debiutancka powieść. Ale i tak para głównych bohaterów mnie niezmiernie ciekawi. Jeśli poznam książki Shelby Mahurin z tej serii to już jak wszystkie wyjdą.
OdpowiedzUsuńMnie bardzo interesuje ta książka. I okładka i opis przyciąga. A Twoja recenzja mimo wad wymienionych przez Ciebie nie zniechęciła mnie, a wręcz odwrotnie, jeszcze bardziej mnie zaintrygowałaś 😍 Zapisuję na listę książek do przeczytania !
OdpowiedzUsuńW okładce zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Ta kolorystyka, ten klimat, ta grafika. Uczucie tajemnicy, magii, czegoś niezwykłego. Spodobało mi się zestawienie złota oraz barw ciemnych takiej czerni, ciemnego szafiru, grafitu. Powiem jednym słowem: obłęd. Otrzymujemy tutaj Louise, które dwa lata temu uciekła z sabatu czarownic, jednocześnie wyrzekając się swych mocy. I mamy także bohatera męskiego, - Reid Diggory jest łowcą czarownic na usługach Kościoła (czyżby celowe podobieństwo do Cedrica Diggory'ego z Harry'ego Pottera?). Nie do końca przemawia do mnie gatunek książki, jaki reprezentuje „Gołąb i Wąż” od Shelby Mahurin. Jestem jakoś dziwnie do tego nastawiona, nie jestem jego specjalną fanką. Tutaj spodobało mi się wykorzystanie motywu polowań na czarownice, tematu, który mnie interesuje. Znajduje się, jednak między młotem a kowadłem, bo chociaż wątki mi się podobają, tak gatunek niespecjalnie. Opinia ta długo leżała w mej głowie, musiała swoje odstać, abym wysnuła wniosek, iż jednak chce jej, jednak zdecyduje się na lekturę „Gołębia i Węża”.
OdpowiedzUsuńSkupiając się na plusach, czyli: "historia wciąga", "potrafi pochłonąć", "autorka pisze lekko, z humorem, czyta się to błyskawicznie", "przy powieści da się naprawdę dobrze bawić", "wątek romantyczny (...)wywołał u mnie emocje" "kilka zwrotów akcji, sceny walki (...) historii da się naprawdę zauroczyć", dodam od siebie, że to mój ukochany gatunek... pozostało mi tylko jedno... przeczytać. Mam tylko obawy co do tych francuskich zwrotów, bo w tym języku jestem zupełnie zielona ( mam nadzieję, że tłumacz internetowy wystarczy), a braki w opisie świata może uda mi się przełknąć bez większych boleści ;-)
OdpowiedzUsuń