Autor: Kiran Millwood Hargrave
Tytuł: Wyspa na końcu świata
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 15 lipca 2020
Liczba stron: 290
Ocena: 10/10
Opis:
Dokoła przejrzysty ocean, błękitny jak niebo, w którym pływają żółwie i delfiny. Pagórki porośnięte lasami. Śpiew ptaków. Taka jest wyspa Culion, ale „nikt nie przybywa tu z własnej woli”…
Dla dwunastoletniej Amihan to dom. Tu dorastała u boku kochającej mamy. Razem wylegiwały się na ulubionej plaży i sadziły kwiaty, żeby przyciągnąć do swego małego raju kolorowe motyle. Jednak z dnia na dzień, wraz z przybyciem urzędnika z dalekiej Manili, pana Zamory, ten raj zamienia się w piekło. Mieszkańcy zostają podzieleni na SANO (czystych) i LEPROSO (trędowatych). Zdrowe dzieci zabiera się chorym rodzicom i umieszcza w sierocińcu na dalekiej wyspie Coron.
Ami również tam trafia. Musi zmierzyć się wykluczeniem i samotnością, ale w końcu poznaje prawdziwych przyjaciół. Razem z Mari i Kidlatem dziewczynka odkrywa listy od rodziców, które Zamora chował przed podopiecznymi sierocińca. Dowiaduje się z nich, że stan jej mamy się pogorszył i wraz z przyjaciółmi postanawia wyruszyć w niebezpieczną podróż przez ocean.
Czy dzieci wyjdą cało z tej przygody? Czy Ami zobaczy jeszcze mamę? Czy zdoła sprowadzić dla niej na Culion wielobarwne motyle, o których obydwie marzyły?
Recenzja:
Wyspa na końcu świata to moje pierwsze spotkanie z twórczością Kiran Millwood Hargrave, niemniej miałam przyjemność przeczytać i usłyszeć wiele miłych słów o jej wcześniejszej powieści - Dziewczynce z atramentu i gwiazd*. Spodziewałam się więc fantastycznej lektury, ale nie sądziłam, że ta niepozorna powiastka tak bardzo mnie poruszy i… że wpiszę kolejne nazwisko na listę ukochanych autorów!
Zacznę może od tego, co najbardziej ujęło mnie w tej powieści. Autorka zaskakująco sprawnie przedstawia dziecięce spojrzenie na świat, dzięki czemu historia zdaje się być absurdalnie prawdziwa. Narratorką jest dwunastoletnia Ami, która jest niezwykle poczciwą i – na pozór – zwyczajną dziewczynką, nieco odrzuconą od rówieśników. Jej spostrzeżenia odnośnie jej rzeczywistości są zarazem trafne i proste, jak i bardzo naiwne, jednakże… w pokrętnie uroczy sposób. Od razu można poczuć sympatię do tej postaci, dzięki czemu lektura jest jeszcze przyjemniejsza. Warto tutaj również dodać, że całość napisana jest przepięknym językiem, gdzieniegdzie wkrada się nieco poetyckości, ale całość jest bardzo lekka w odbiorze, choć… temat nie jest do końca łatwy.
Zauważyłam, że dorośli często dostrzegają głównie złe strony każdej sytuacji. W szkole siostra Klara też mówi przede wszystkim o grzechu i diabłach, a nie o miłości czy dobroci, jak siostra Małgorzata, chociaż obie uczą nas o Bogu i kościele. Siostra Małgorzata jest najważniejszą zakonnicą na wyspie, a poza tym jest z nich wszystkich najżyczliwsza, więc wolę słuchać jej niż siostry Klary.
Tytułowa wyspa jest bowiem miejscem, gdzie przebywają osoby trędowate oraz ich rodziny. Mimo tej strasznej choroby, życie mieszkańców zdaje się całkiem nie najgorsze – być może dlatego, że mają siebie nawzajem. Niestety, sielanka nie trwa wiecznie i wkrótce rząd postanawia dokonać segregacji na wyspie oraz sprowadzić na nią więcej osób dotkniętych trądem. Muszę przyznać, że są to bardzo okrutne działania, bowiem dzieci odbierane są przez to rodzicom. Najgorsza w tym wszystkim zdaje się nie być jednak rozłąka, ale wstrętny pan Zamora, którego imię uparcie czytałam pan Zmora, bo moja nazwa zdecydowanie lepiej pasuje do tego paskudnego typa. Krótko mówiąc – to fanatyczny pedant i morderca motyli, któremu brak empatii. Naprawdę, dawno nie znienawidziłam żadnej postaci tak bardzo, jak tego jegomościa i najchętniej opisałabym go niecenzurowanymi słowami. Koszmarnie traktuje nie tylko trędowatych, ale i dzieci oraz wszelkie inne stworzenia (pozwolę sobie tutaj przerwać, bo dalej czuję straszny gniew!).
Całość czyta się bardzo szybko i książkę z powodzeniem można połknąć w jeden wieczór, bo – prawdę mówiąc – opis jest streszczeniem dużej części powieści. Ta wiedza nie psuje jednak radości z zagłębienia się w historię Ami, bowiem jest ona – wbrew pozorom – bogata w rozmaite wydarzenia, zarówno wesołe, jak i przygnębiające. Obserwujemy nie tylko chorobę i smutek (i smutną lovestory), ale i rozwijające się przyjaźnie, a także zostajemy porwani przez niebezpieczną (i fascynującą) przygodę. Czy dla Ami i jej mama się jeszcze spotkają? I czy zobaczą razem barwne motyle? Nie odpowiem Wam na to pytanie, ale wiedzcie jedno – będziecie trzymać za to kciuki z całych sił!
Króciutko podsumowując, Wyspa na końcu świata to opowieść nieprzyzwoicie piękna. Zostałam oczarowana od pierwszych do ostatnich stron historii i ten czar wciąż się mnie trzyma. Choć jest to książka przeznaczona dla młodszego czytelnika, tak jestem przekonana, że dorośli docenią ją równie mocno (a może nawet bardziej). Jeśli szukacie hipnotyzującej i cudownej lektury na lato, przy której zaznacie pełnej gamy emocji – to pozycja wprost stworzona dla Was. Polecam z całego serca!
*Zaczęłam Dziewczynkę z atramentu i gwiazd. Potwierdzam zachwyty - jest cudowna!
Bardzo chętnie przeczytam, jeżeli tylko uda mi się ją zdobyć. Rzadko można spotkać takie perełki, pełne emocji, poruszające i dzieci i dorosłych. Mam nadzieję, że Ami i mama spotkają się i razem będą mogły oglądać motyle. Podoba mi się też okładka nawiązująca do opowiedzianej historii i w moim ulubionym kolorze.
OdpowiedzUsuńWygląda na taką bardzo klimatyczną powieść!
OdpowiedzUsuńNie znam autorki, ale ta okładka jest tak uroczo błękitna, a recenzja wyjątkowo ujęła moje serce. Tak, bardzo chciałabym przeczytać tę "nieprzyzwoicie piękną" opowieść.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tej Autorki ale recenzja i okładka mnie oczarowały
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam kilka tygodni temu, ale tak jak nie sięgam po powieści więcej niż raz, to chyba tu kiedyś zrobię wyjątek.
OdpowiedzUsuńLubię takie prawdziwe i ciekawe historie, której bohaterami są dzieci. Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać :D
OdpowiedzUsuń"Wyspa na końcu świata" w niewielkim opakowaniu mieści bardzo trudne tematy. Każdy czytelnik (niezależnie od wieku) znajdzie coś dla siebie, to od nas zależy ile z niej wyniesiemy. Okładka piękna w klimacie baśniowej opowieści pełna emocji. Jestem ciekawa czy Ami dotrze do mamy i czy zobaczą razem barwne motyle?. Zapisuję książkę Kiran Millwood Hargrave na listę do przeczytania.
OdpowiedzUsuńNa pewno zapewni wiele wzruszeń, ostatnio skończyłam Dom na kurzych łapach, to równie wzruszająca baśń dla młodszego ale i starszego czytelnika. Piękne opowieści z mądrym przesłaniem są odpowiednie w każdym wieku, z baśni nigdy się nie wyrasta. No i ta okładka cudna, zapisuje na listę książek do przeczytania ! 😍☀️☀️
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się bajkowa okładka „Wyspa na końcu świata” od Kiran Milwood. Tło w odcieniu granatu, niebieskiego, błękitu niczym nocne niebo. A na nim różnokolorowe motyle i kontur, zarys wyspy w kolorze czerni. Okładka jak najbardziej pozytywna. Z fabuły mogę dowiedzieć się o istnieniu bajkowego świata, cudownej wyspy — Culion, gdzie spokój jej mieszkańców niszczy przybycie urzędnika z Manilii — Pana Zamory. Od tego momentu mieszkańcy zostają podzieleni na czystych (Sano) i trędowatych (Leproso), a dzieci odbierane są w sierocińcu na wyspie Coron. Amy jedno z tych dzieci znajduje listy chowane od rodziców i wtedy dowiaduje się, że stan zdrowia jej mamy, z którą sadziła kwiaty, aby przyciągnąć motyle, pogorszył się. Wraz z Mari i Kiddlatem swymi przyjaciółmi, z którymi odkryła również listy, postanawia wyruszyć w podróż na wyspę. Spotkanie ze światem przedstawionym w powieści to spotkanie z bajką, ujętą w słowach. To, co wyjawia się z opisu, ukazuje mi bajkowy świat, który został zniszczony przez przybycie okrutnego urzędnika. Po lekturze zarówno opisu, recenzji, jak i spojrzeniu na okładkę wpisuje „Wyspa na końcu świata” na listę książek do przeczytania.
OdpowiedzUsuńCzytając opis zastanawiałam się, skąd te 10/10?... I też chcę poczuć ten czar, który rzuca autorka na czytelników. Spojrzeć jeszcze raz oczyma dziecka na świat pełen różnych dziwnych podziałów, przeżyć niebezpieczną i fascynującą przygodę, poobserwować chorobę i smutek (i smutną lovestory) i rozwijającą się przyjaźnie. Tego właśnie chcę.
OdpowiedzUsuń