Autor: Anita Rafalska
Tytuł: I'm a babysitter
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2020
Ilość stron: 276
Ocena: 2/10
Opis:
Dwudziestodwuletnia Keith Wilson traci pracę w pubie, po czym – dzięki pomocy swojego przyjaciela Drake’a – otrzymuje posadę opiekunki. Kobieta jest bardzo zadowolona, ponieważ desperacko potrzebuje pieniędzy na leczenie matki.
Jej pracodawcą okazuje się właściciel dużej firmy, Rick Morgan. Poszukuje on niani dla swojej pięcioletniej córki Grace. Mężczyzna przejął opiekę nad dziewczynką po rozwodzie z żoną, która wyjechała za granicę.
Nowy szef Keith jest od niej o dziewięć lat starszy, jednak mimo różnicy wieku świetnie się dogadują.
Pewnego dnia Rick kompletnie zaskakuje Keith, kiedy proponuje jej, żeby spędziła noc w jego łóżku.
Recenzja:
Niektóre książki powinny zostać na Wattpadzie i nie powinny być przenoszone na papier - a przynajmniej bez gruntownych poprawek i solidnej redakcji. Tu najwidoczniej czegoś zabrakło, bo "I'm a babysitter" było po prostu słabe - a zgrzyty logiczne rosły na potęgę z każdą kolejną stroną. Wydaje mi się, że autorka mogła poprawić tę historię w taki sposób, aby wręcz napisać ją na nowo i odpowiednio rozbudować. Niemniej jednak ta powieść nie dostała takiej szansy, by z larwy rozwinąć się w pięknego motyla... No cóż, zaraz opowiem Wam trochę więcej o co mi chodzi.
Keith ma dwadzieścia dwa lata i całe życie przed sobą. Kiedy traci pracę w jednym z barów, z pomocą najlepszego przyjaciela - który jest gejem - postanawia udać się do jednego z urzędów pracy, aby znaleźć sobie kolejną pracę. Od razu rzuca jej się w oczy ogłoszenie o tym, że jeden mężczyzna szuka niani dla swojego dziecka. Praktycznie od razu umawia się ona na rozmowę kwalifikacyjną, na której to okazuje się, że bez żadnego doświadczenia w opiece nad dziećmi... ów biznesmen (bo zatrudniający pracuje w jakiejś wielkiej firmie) postanawia dać Keith pracę nad swoją "niegrzeczną córką" - a właściwie zaprasza ją na dzień próbny. Lecz ten "dzień próbny" to tylko formalność - dziewczynka imieniem Grace, lat mniej więcej pięć, od razu zakochuje się w swojej niani i jest przy niej idealnie grzeczna.
Takim oto sposobem Keith dostaje pracę - za kilka dni opieki w miesiącu (a później za weekendy i kilka wieczorów) dostaje ona pięć tysięcy dolarów. Nie wiem, gdzie tak opiekunka zarabia, ale ja wczoraj, przy czytaniu, zastanawiałam się, czy nie załatwić sobie lotu do Ameryki. Szczególnie, że szef naszej głównej bohaterki - Rick - z opisów wydaje się raczej na tyle wyluzowany, że może sobie z biura wychodzić właściwie kiedy chce i bierze wolne, kiedy chce... No cóż, widzę, że w tej Ameryce to istna sielanka!
Później jest tylko coraz więcej absurdów - bez większego przybliżenia postaci rozpoczyna się wielki romans, który według mnie jest całkowicie bezpodstawny. Praktycznie z dnia na dzień z relacji czysto zawodowych zaczyna się relacja miłosna. Nie było to dla mnie zrozumiałe, bo po prostu nie było tej chemii między bohaterami. Natomiast końcówka tej pozycji sprawiała, że po prostu się roześmiałam - ale było to takie dosyć gorzkie. Sam zamysł na tę historię i na ten romans miał sens - nie twierdzę, że nie - natomiast całkowicie przebudowałabym tę książkę i nadałabym jej trochę wiarygodności.
Co jeszcze jest śmiesznego w kilkunastu pierwszych stronach? Wiele tego! Ale podam kilka przykładów:
- Matka Keith jest chora na serce, pije kawę... i następnego dnia ląduje w szpitalu, bo jej stan się gwałtownie pogorszył: a Rick szybko przyjeżdża do szpitala, żeby wesprzeć swoją pracownicę,
- Matka Ricka mieszka sto kilometrów dalej - i wspomniane jest, że rzadko się widują, bo to strasznie wielka odległość,
- Rick zaprasza Keith w jedno miejsce: a wybór kreacji jest opisany na więcej stron niż faktyczne wydarzenie.
Widzicie już, o co mi chodzi? Gdyby kilka takich rzeczy wyeliminować, książka by dużo zyskała. Bo po prostu te zgrzyty wręcz było czuć - i to praktycznie co chwilę pojawiało się coś nowego. Redaktorka na pewno nie miała łatwego zadania - ale no, na kilka rzeczy można by jeszcze według mnie zwrócić uwagę. Zresztą, nie tylko ona - bo autorka podczas kolejnego czytania także powinna się zastanowić, czy oby na pewno wszystko ma sens i czegoś nie wypada poprawić.
Jest to na pewno jedna z gorszych książek, jakie w tym roku czytałam. I to niekoniecznie za sprawą stylu autorki, która przecież dopiero się uczy pisać - bo dialogi były całkiem w porządku, do tego używała prostych, zrozumiałych zdań. Niemniej jednak fabuła pewnie dla wielu skreśli tę powieść - bo niestety, tutaj coś mocno zawiodło. Mam jednak nadzieję, że pani Anita weźmie sobie kilka recenzji do serca i kolejną książkę stworzy bardziej dopracowaną: zarówno pod kątem tego, że wcześniej sobie pewne wydarzenia rozplanuje, a skończywszy na tym, że trochę pogłębi relację bohaterów (bo w końcu uczucia z niczego się nie biorą). Mimo wszystko - trzymam kciuki za jej rozwój.
Jeśli chcecie zapoznać się z "I'm a babysitter", to musicie wiedzieć, że największym plusem tej książki jest jakość wydania - ładna okładka, dobrej jakości papier, dobrze dobrana czcionka i marginesy. Niestety, sama historia mnie zawiodła. Szkoda. Ale może Wam spodoba się bardziej? Chociaż... opinie w internecie są raczej mocno zróżnicowane.
Nie jestem pewna czy ta pozycja jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się okładka, spodobała, pod względem dobranej kolorystyki, kolorów czcionek użytych w tytule, danych autorki. Nawet byłabym w stanie przełknąć to, że w połowie zostały ucięte twarze bohaterów, chociaż niespecjalnie przepadam za tym zabiegiem graficznym. Jest okej, jest poprawnie, jest do zaakceptowania. I tak mamy Keith Wilson, która traci pracę w pubie, a dzięki pomocy swego przyjaciela Drake'a zyskuje posadę niani dla 5-letniej Grace, córki Ricka Morgana właściciela dużej firmy, który po rozwodzie z żoną przejął opiekę nad córką. Keith dogaduje się świetnie ze swym pracodawcą pomimo różnicy wieku, aż pewnego dnia on proponuje, aby spędziła noc w jego łóżku. Hmm na książkę zwróciłam swą uwagę już jakiś czas temu, gdy wpadła mi w oko po tym, jak przeglądałam zbliżające się premiery. Finalnie nie złożyłam na nią zamówienia, jednak wciąż się waham. Czy po lekturze recenzji nadal będę chciała ją kupić? Wychodzę z założenia, że należy samemu przekonać się o tym, czy książka jest dobra, czy nie, w mym odczuciu mogłaby nawet stanowić dla mnie ciekawą lekturę, przy czym na chwilę obecną nie znajdzie się w mych najbliższych zamówieniach. Wciąż miga mi coś w głębi myśli, gdzie niby jestem na tak, a jednak na nie i nadal nie potrafię przechylić decyzję w stronę jednej szali.
OdpowiedzUsuńJa również trzymam kciuki, zaufam recenzji i odpuszczam. Może kolejne będą bardziej przemyślane.
OdpowiedzUsuńO, nie. Z daleka od tej książki. Dzięki za recenzję.
OdpowiedzUsuńDużo debiutów widzę ostatnio wydaje wydawnictwo niezwykłe i kobiece 😉 może z ciekawości bardziej bym sięgnęła po twojej recenzji niż z chęci poznania historii opisanej w tej ksiązce ☺ Okładka jest przyjemna, a wydawnictwo niezwykłe fajnie wydaje książki i to jest na plus, ale szkoda, że fabuła trochę kuleje, może w następnych książkach autorka się rozwinie 🤔
OdpowiedzUsuńSpotkałam się już z paroma nieprzychylnymi opiniami o tej akurat książce i raczej nie będę ryzykować. Swoje z Wattpadem też przeszłam, więc nie ma co się pakować w kolejne takie historie ;)
OdpowiedzUsuńCzytając opis książka zapowiadała się dobrze, pomysł na fabułę ciekawy (odpoczynek od mafii) lecz wykonanie już tak dobrze nie wygląda. Niestety Wattpad rządzi się swoimi prawami nie ma gwarancji że książka co spodobała się na tej stronie odniesie sukces na rynku wydawniczym. "I'm a babysitter" jest chyba tym przykładem, życzę pisarce jak najlepiej niech dopracuje szczegóły, może niech poświeci czas na rozeznanie się w temacie na jaki będzie pisać. Może następna powieść okaże się lepsza.
OdpowiedzUsuńPatrząc na ocenę, odechciało mi się czytać nawet recenzji... ale skoro już tutaj jestem, to co mi szkodzi. I co największym plusem książki jest wydanie...? Słabo... bardzo słabo. Tylko całkiem w porządku dialogi... Ufff. oszczędzimy sobie czas i poczytamy coś fajniejszego.
OdpowiedzUsuń