Autor: Kristen Ashley
Tytuł: Córka gliniarza
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 2020
Ilość stron: 509
Ocena: 6/10
Opis:
Indy Savage, właścicielka niewielkiej księgarni, ma wszystko, o czym mogłaby zamarzyć. No… prawie. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko jednego – najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek spotkała, czyli Lee Nightingale’a, do którego wzdycha od lat. Chłopak jednak wydaje się odporny na jej zalotne spojrzenia, czarujące uśmiechy i czułe słówka.
Zniechęcona ciągłymi niepowodzeniami Indy postanawia nie marnować więcej czasu na starania, które i tak nie przynoszą efektów. Od teraz będzie się trzymać od Lee z dala. Ale wkrótce ich drogi znów się przetną. Kiedy pracownik Indy gubi worek diamentów, ściągając na siebie niebezpieczeństwo, dziewczyna chce mu pomóc, ale wpada w poważne tarapaty. Tylko jedna osoba może ją z nich wyciągnąć.
Jest nią oczywiście Lee, który prowadzi prywatną agencję detektywistyczną i który wreszcie sobie uświadamia, że Indy nie jest mu obojętna.
Recenzja:
Coś mi się wydaje, że to jedna z tych pierwszych książek, które były napisane przez autorkę, bo nie jest jeszcze tak dopracowana, jak ta seria, którą ostatnio czytałam spod jej ręki. Ale nie martwcie się - dalej czyta się to jednym tchem, bo autorka ma taki styl pisania, że ja jestem w niej całkowicie zakochana! Mimo wielu minusów, jest też bardzo dużo plusów... i jak na romans to całkiem niezła książka, chociaż wiele ona w Waszym życiu nie zmieni.
Indy pracuje w małej księgarni, którą to dostała w spadku od swojej babci. Jej życie było dosyć przewidywalne (chociaż ta dziewczyna do zbyt grzecznych nie należy, bo ma swoje szalone chwile - szczególnie razem z Ally, swoją najlepszą przyjaciółką). Pewnego dnia wszystko się zmienia, bo ktoś zaczyna strzelaninę w jej miejscu pracy... później dochodzą także zniknięcia, porwania i inny rozlew krwi. W tej sytuacji nie można zrobić nic innego, tylko zgłosić się do kogoś, kto pomógłby jej całą tę sprawę załatwić.
Pech chciał, że w sumie ochotnik do pomocy znalazł się właściwie sam. Był nim Lee - brat jej najlepszej przyjaciółki - w którym Indy kochała się, odkąd miała pięć lat. Lee dał jej w przeszłości jednak jasno do zrozumienia, że widzi w niej tylko kogoś w rodzaju swojej młodszej siostrzyczki, więc nie mają szans na zbudowanie żadnej relacji. Problem w tym, że okazuje się, że jednak kłamał, żeby dać sobie czas na to, żeby stać się takim facetem, jakiego powinna mieć taka dziewczyna, jak Indy. Lee pomaga więc głównej bohaterce... jednocześnie starając się jak najszybciej przekonać Indy, że powinni spróbować być ze sobą - na dobre i złe.
Bohaterka bywa czasem naiwna, a Lee czasem zachowuje się tak, że najchętniej walnęłabym go patelnią za jego odzywki i humory, ale w ogólnym rozrachunku: polubiłam tę parkę. Bohaterowie drugoplanowi także są dosyć fajnie wykreowani. Pewnie pojawią się też poniekąd w późniejszym tomie - i jestem ciekawa, jak tam wypadną, bo czasem autorzy bywają niekonsekwentni.
Ta pozycja ma ponad pięćset stron, także możecie sobie tylko wyobrazić, ile tam się jeszcze dzieje! Ale to dobrze - mam słabość do tej autorki po jej poprzedniej serii, więc cieszę się, że kolejna jej twórczość trafiła do moich rąk. Mimo wszystko ta pozycja ma w sobie "coś", co sprawia, że nawet mimo minusów mam ochotę ją czytać - chociaż obstawiam, że niektórym pewne zachowania bohaterów nie spodobają się na tyle, że będą się na tę powieść złościć.
Kristen Ashley ma na swoim koncie już wiele książek - część czytałam i dobrze oceniłam (chociaż recenzji chyba na blogu nie dodawałam akurat). Jeśli lubicie romanse z dodatkiem jakichś akcji, czasem wręcz wątków kryminału, a na dodatek lubicie niebezpiecznych mężczyzn (którzy zrobią wszystko dla swoich kobiet!), to zapraszam do zapoznania się z "Córką gliniarza" lub z innymi powieściami, które są wydane już w Polsce. Chyba, że dobrze czytacie w innym języku!
Podsumowując, lubię, nawet mimo wad. Ta pozycja jakoś po prostu do mnie trafia i nie umiem tego dobrze wytłumaczyć. To po prostu bardzo silne odczucie, które sprawia, że mam ochotę czytać dalej książki tej autorki. Kolejną mam już na stosie przy łóżku - niebawem będzie czytana! Także... czekajcie na kolejną recenzję!
Zapisuję nazwisko autorki, treść brzmi interesująco: zaginione diamenty, strzelanina, agencja detektywistyczna. Trochę martwi mnie lee, ale będę trzymać patelnię pod ręką. Ciekawa jestem kolejnych recenzji, czytanie po angielsku to nie problem, jeżeli spodoba mi się styl autorki, poproszę koleżanki o poszukanie jej książek.
OdpowiedzUsuńNie znam autorki, choć nazwisko nie jest mi obce. Czy recenzja mnie zachęca? Chyba nie za bardzo...
OdpowiedzUsuńChyba tylko miejsce pracy bohaterki mnie urzekło. Im głębiej w recenzję tym coraz mniej mi się podobała fabuła. Nie znam Indy ani Lee, ale wierzę, że są oni dosyć irytujący, ale nie to najbardziej mnie zraża, bardziej przeszkadzają mi: strzelanina, rozlew krwi, porwania, etc. Do tego dochodzą właśnie irytujące zachowania bohaterów i to przeważa całości. Wątki kryminalne w książkach mnie nie zachwycają, wiec raczej autorka nie będzie jedną z moich ulubionych, o ile w ogóle coś jej przeczytam.
OdpowiedzUsuńOkładka jest bardzo podobna do okładki z "Idola", ta sama kolorystyka, również czerwony tytuł, z tym, że na jednej jest mężczyzna na drugiej kobieta, ale patrząc tylko po okładkach mogłabym stwierdzić, że jest to jedna seria.
Kusi mnie ta pozycja od dawna, więc chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńJak zazwyczaj nie przepadam za okładkami, gdzie twarz jest przedstawiona jedynie do połowy, tak tutaj mogę powiedzieć, że zamysł wyszedł całkiem nieźle. I znów otrzymuje swoje ulubione ostatnio zestawienie barw w ciemnych tonach, czerń, szarość, biel. Jak te czarno-białe fotografie. Kobieta ubrana w skórzaną kurtkę, gdzie, jeżeli chodzi o grafikę, jedynym wyróżniającym się elementem są pomalowane na czerwono usta, które mają w mym odczuciu przyciągać uwagę i spełniają swe zadanie pierwszorzędnie. Podobnie, jak w przypadku „Niegrzecznego Idola” od Kristen Callihan tutaj również opinię otrzymujemy umieszczoną z boku. Jednakże personalia autorki Kristen Ashley znajdują się już pośrodku, czcionka równie prosta, jednak większa, a kolor coś pomiędzy spranym beżem, żółcią. Jednakże jeszcze jednym porównaniem do wspomnianej już książki jest fakt, użycia czerwonego koloru w tytule „Córka gliniarza” jednakże tutaj otrzymujemy go przedstawiony w taki sposób, jak gdyby został napisany za pomocą pióra. Pomiędzy dwoma sowami otrzymujemy już mniejszą czcionką napis Rock Chick. Podsumowując ocenę okładki, jest ona ciekawa, wpasowuje się idealnie w ten typ, który ja lubię, co gdybym miała wybierać samą okładkę, skłoniłoby mnie do zakupu książki. Co jednak otrzymamy w treści? Hmm mamy ją — Indy Savage, właścicielkę niewielkiej księgarni, która kocha się beznadziejnym uczuciem w — Lee Nightingale, natomiast on jej nie dostrzega. W końcu ona decyduje się odpuścić i jak to bywa, gdy w końcu podejmuje się takiej decyzji, jej pracownik gubi worek diamentów, a ona chcąc mu pomóc, zwraca się właśnie do prowadzącego prywatną agencję detektywistyczną Lee, który jak za dotknięciem magicznej różdżki właśnie w tym momencie zdaje sobie sprawę z tego, że ona nie jest mu obojętna. Jak mogłam dowiedzieć się z treści recenzji Lee, to brat jej najlepszej przyjaciółki Ally, z którą Indy wpada w kłopoty. I jak się dowiadujemy, on kłamie, bo choć widzi, ją jako swoją młodszą siostrzyczkę (Lee tak postrzega Indy) to, jednak okazuje się, że on potrzebuje czasu, aby stać się takim facetem, jakiego potrzebuje Indy. I w chwili, gdy ona decyduje sobie dać z nim spokój, on pomaga jej w sprawie z diamentami, a jednocześnie usiłuje ją przekonać, że powinni spróbować być ze sobą, na dobre i na złe. I ten element mnie rozbawił, bo w chwili, gdy ona odpuszcza, on nagle dostaje jakiegoś olśnienia i motywacji, że jednak decyduje się, sprawić, aby Indy była razem z nim, że on chce być z nią, chociaż wcześniej tego zupełnie nie okazywał, wręcz odpychał dziewczynę od siebie. Spodobała mi się ta książka, spodobały elementy w niej umieszczone to, jak widzimy rozwój relacji tej dwójki, książka lekka, idealna, aby stać się rozrywką dla nas (pomimo swej objętości). Tak więc dla siebie widzę, ją jak najbardziej na półce, pytanie jedynie, kiedy tam trafi? Chociaż przypuszczam, że już nie długo.
OdpowiedzUsuńPo recenzji nie czuję wielkiej ochoty by sięgnąć po tę pozycję. Nie czuję także odpychania od tej pozycji. Pozostaje mi ona obojętne. To los zdecyduje, czy tę pozycję przeczytam czy nie. Wiem, że będzie się działo, ale wiem także, że nie wszystko będzie współgrało. Ważne, że czyta się lekko, a bohaterów można polubić ( pomimo ich irytujących zachowań od czasu do czasu). Myślę, że to fajna pozycja do relaxu.
OdpowiedzUsuńNie znam autorki, ale opis i recenzja brzmią ciekawie 😍 Jak będzie okazja to poczytam, czemu nie, główna bohaterka prowadzi księgarnię, już to mi się podoba ❤
OdpowiedzUsuńAch ta Indy i jej pomysły, książka jak dla mnie na polepszenie humoru. Fajnie "Córkę gliniarza" się czytało, pomimo pokaźnym rozmiarów szybko się z nią uwinęłam a to za sprawą stylu pisarki, lekkie pióro Kristen Ashley a także fabuła wciąga czytelnika. Z chęcią przeczytam następna książkę z tej serii.
OdpowiedzUsuń