Autor: Samantha
Shannon
Tytuł: Zakon
Drzewa Pomarańczy
Wydawnictwo: SQN
Rok
wydania: 2019
Ilość
stron: łącznie 1104
Ocena: 6/10
Opis:
Epicka powieść o świecie na krawędzi wojny ze smokami. I o kobietach, które zaciekle walczą o jego ocalenie.
Epicka powieść o świecie na krawędzi wojny ze smokami. I o kobietach, które zaciekle walczą o jego ocalenie.
Rozdarty
świat. Królowiectwo bez dziedziczki. W trzewiach ziemi pradawny wróg budzi się
z tysiącletniego snu.
Dom
Berethnet włada Inys od stuleci. Wciąż niezamężna królowa Sabran IX musi wydać
na świat córkę, by uchronić swoje królowiectwo przed zgubą – lecz u jej wrót
kłębią się skrytobójcy. Ead Duryan, choć jest na dworze od lat i wyniesiono ją
do rangi damy dworu, pozostaje lojalna jedynie wobec tajemniczej organizacji
czarodziejek. Ma za zadanie strzec Sabran przed zakazaną magią.
Po drugiej
stronie mrocznego morza Tané jest gotowa poświęcić wszystko, by zostać jeźdźcem
smoków, ale los zmusza ją do podjęcia decyzji, która może zniszczyć jej życie.
Wschód i Zachód nie potrafią się wyzbyć wzajemnej wrogości nawet w obliczu
wzbierających sił chaosu, żądnych na zawsze odmienić oblicze świata.
Recenzja:
Przyznajcie się: ile razy chcieliście przeczytać książkę tylko
dlatego, że jej okładka wpadła wam w oko? Ja od razu powiem, że u mnie z Zakonem było właśnie tak – najpierw zobaczyłam
i powiedziałam sobie: chcę!, a
dopiero potem zainteresowałam się, z czym to się je. Wiem, to tak nie powinno
działać, więc shame on me, ale powiem szczerze, że gdyby nie ta okładka, pewnie
ominęłabym książkę Shannon szerokim łukiem, bo z jej Czasem Żniw zupełnie się nie polubiłam. A to byłaby wielka szkoda,
bo Zakon Drzewa Pomarańczy był naprawdę
fajną pozycją, do której przeczytania już teraz Was zachęcam! Nie dajcie się
zwieść temu, że będę zaraz trochę marudzić, ostatecznie naprawdę podobała mi
się ta opasła książka!
Przede wszystkim nie można odmówić Shannon ogromnego
rozmachu, z jakim wykreowała swój świat. Rzuciła czytelnika w całkiem nową
rzeczywistość, zbudowała ją od podstaw i zrobiła to w ciekawy sposób. Intrygi dworskie
przeplatała zręcznie ze skrzętnie skrywanymi sekretami, plotła misternie losy
bohaterów, rzucała ich na głęboką wodę i czasami nie miała dla nich litości. A to
się chwali! Odwaga przy kolejnych rozwiązaniach fabularnych i kilka zaskoczeń
na pewno są sporym plusem tej powieści.
Poza tym Samantha Shannon zaserwowała nam także ucztę
dla wyobraźni, kreując świat pełen legend i opowieści, stworzeń rodem z baśni
oraz magii. Choć tej ostatniej było tu stosunkowo mało, mimo wszystko dało się
wczuć w ten klimat. Przy tym jednak nie mogę nie wspomnieć o tym, że podczas
opowieści autorka przegadała nieco wątków, miałam miejscami wrażenie, że
ciągnie je na siłę, by książka miała jeszcze więcej stron, z kolei w drugiej
części tomu pierwszego (bo wydanie Zakonu
jak pewnie wiecie jest w dwóch wersjach: jednotomowej części pierwszej i
dwutomowej części pierwszej) spłyciła nieco wątków, jakby chcąc jak najszybciej
przejść nad nimi do kolejnych rozwiązań. Myślę, że spokojnie dało się skrócić
niektóre fragmenty, a innym poświęcić uwagę, żeby ta historia jeszcze bardziej
porwała, bo tak to miejscami odczuwałam wręcz irytację na zbyt szybkie i zbyt
proste wyjaśnianie wielu spraw. Szkoda, gdy zawiła intryga jest pleciona przez
większą część książki, a potem nagle w dwóch zdaniach zostaje zakończona…
Co do bohaterów to… też nie spełnili całkiem moich
oczekiwań. Przez większą część książki byli dla mnie nijacy, chociaż autorka
próbowała ich charakteryzować, tak naprawdę nie za wiele z tego wyszło. Wątki między
nimi słabo się zazębiały (zupełnie nie wyczuwałam rodzącego się uczucia między
Ead a jej obiektem westchnień – choć sam wątek był dobry, tylko nie dla fanów romansu
typu ona+książę z bajki), a szkoda, bo to by nadało większego smaku lekturze. Poza
tym naprawdę znienawidziłam Tane, ale ta recenzja już i tak jest długa, a
jednocześnie zdecydowanie za krótka, bym wymieniała powody, dlaczego tak się
stało. Moje serce natomiast zdobyli Loth, Kit, Aralaq i Chassar, nawet jeśli ci
trzej ostatni występowali tak mało i ich potencjał nie został do końca wykorzystany. Swoją drogą to dość ironiczne, że w książce, którą określa się jako "opisującą dzieje potężnych kobiet" podobali mi się znacznie bardziej bohaterowie męscy... Hm. Coś poszło nie tak.
Podsumowując mój mega długi wywód na temat tej
naprawdę monumentalnej historii: Zakon
Drzewa Pomarańczy jest ciekawą pozycją dla fanów fantastyki, którzy
uwielbiają mityczne stworzenia, legendy, dworskie klimaty, kilka tajemnic i
szczyptę magii. Świat stworzony przez autorkę jest dobry, zajmujący, choć można
się było pokusić o jeszcze lepsze go scharakteryzowanie, ostatecznie naprawdę
polubiłam tę historię. Trudno opisać dokładnie książkę liczącą sobie aż tyle
stron, bo zawiera tak wiele wątków, które przypadły mi bądź nie do gustu,
dlatego dodam jeszcze tylko tyle: myślę, że Shannon stworzyła coś naprawdę
dobrego i powinniście sprawdzić na własnej skórze, jaki smak będzie miał dla
was owoc z Drzewa Pomarańczy. Ja, mimo kilku wad, polecam spróbować!
Mam dokładnie to samo. Zobaczyłam tę książkę u Bestselerek i pierwsze co - omatkojedyna, jaką to ma cudowną okładkę i takim oto sposobem ten tytuł wjechał na samą górę "książek koniecznych do zakupienia" ;) I przyznam Ci szczerze, że po tylu wychwalających recenzjach, które zobaczyłam na Instagramie, aż jestem w szoku widząc tutaj 6/10, ale podałaś konkretne wady - i wiem, z czym to się je na obecną chwilę, chociaż wiadomo sama na pewno spróbuję tego "owocu z Drzewa Pomarańczy" :) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńFaktycznie- pomarudziłaś i to trochę więcej niż trochę. Ale nie ma tego złego, co by na lepsze nie wyszło. Książkę już mam u siebie ( m.in. ze względu na okładkę, przeczytałam jej opis) i po wszystkich wcześniejszych ochach i achach, teraz na prawdę wiem, czego się spodziewać. I dobrze. Zdecydowanie wolę być zaskoczona niż rozczarowana.
OdpowiedzUsuńCo do samej historii, to szkoda spłyconych wątków. Chociaż historia już i tak jest opasła, więc kilka dodatkowych stron dobrej zabawy, nie zniechęciłoby mnie. Inny pewnie też nie. Mam także nadzieję, że bohaterzy w kolejnych częściach nabiorą charakteru.
I cóż więcej pisać. Uwielbiam pomarańcze, szczególnie te z grubą skórką. Mam nadzieję, że mimo wszystkich wad to smak tej powieści oddać słodycz pomarańczy.
Chyba jednak nie tęsknię za przeczytaniem tej książki. Okładka, nie da się ukryć, przyciąga. Nie lubię nijakich bohaterów. Jeśli przez przypadek "Zakon..." wpadnie w moje ręce, spróbuję przeczytać, ale chyba bez euforii. Recenzja oraz wypowiedź Sylwii są mi pomocne...
OdpowiedzUsuńOkładka skradła mi serce! Może trochę dlatego też, że kojarzy mi się z niegdyś uwielbianą przeze mnie bajką "amerykański smok Jake Long" (jak widać juz od dziecka lubiłam takie klimaty). Ale jest naprawdę mega ładna, więc wcale Ci się nie dziwię, że tylko dlatego wzięłaś tę książkę, sama wiele razy nie czytając opisu brałam tylko dlatego, że okładka mi się podobała, lub nie brałam bo była brzydka.
OdpowiedzUsuńJak to mówią: im głębiej w recenzje tym więcej narzekań, czy jakoś tak. I faktycznie to marudzenie może trochę zniechęcić, ale ja się trzymam tego, że ostatecznie książka była warta przeczytania, chociaż ta akcja która się ciągnie przez większość książki i kończy tak nagle bardzo mnie odpycha, bo to jest bardzo ale to bardzo złe! Nie można tak zwodzić czytelnika!
Na zakończenie dodam, że mimo wszystko, wczułam się juz w klimat( myślę, że to dzięki tej bajce :D) i udam, że tych minusów nie było. Juz dopisuje na moją listę :)
Myślę, że mimo narzekań sięgnę po nią, ale nie teraz. Na takie wielowątkowe tomiszcza potrzeba więcej czasu, nie da się poznawać nowego świata z doskoku, bo wszystko się wymiesza i pogubi się wątki. Trafia na listę - "na przyszłość"
OdpowiedzUsuńOkładka mnie bardzo urzekła!😍Ale nie ocenia się książek po okładce więc z początku jakoś tak średnio miałam na nią ochotę ale z czasem nabrałam, potrzebowałam zobaczyć ją x razy. Tytuł mnie bardzo intryguje, Zakon pomarańczy brzmi mistyczne i im częściej widzę tę okładkę, ten piękny pomarańcz to powoli aż zaczynam czuć woń pomarańczy i aż mam ochotę na kandyzowane skórki pomarańczy więc można powiedzieć, że książka zaczęła mi wyglądać na smakowitą😊 co do recenzji, tego "marudzenia" to dobrze wiedzieć jaka ta książka jest! I skoro jest dużo nawiązań do legend to z przyjemnością po nią sięgnę. Myślę, że nawet jeśli ta książka nie jest idealna warto dać się w ten świat na chwilę wchłonąć🙂
OdpowiedzUsuńWidać, że Samantha Shannon nie poszła na łatwiznę i stworzyła świat bardzo rozbudowany pod względem fabuły i bohaterów oraz nie boi się podejmować odważnych decyzji w sprawie postaci oraz treści. Nieczęsto zdarza się, że borę książkę ze względy na okładkę a później się przekonuje, że to nie idzie razem z treścią lektury. "Zakon Drzewa Pomarańczy" wydaje się książka ciekawa, nawet pomimo niedociągnięć. Zbliżają się zimniejsze dni oraz sezon na pomarańcze, może kiedyś tytuł zapisany.
OdpowiedzUsuńUwielbiam powieści ze smokami w roli bohaterów 😍 dodatkowo tytuł tej powieści mnie intryguje i hipnotyzuje... A okładka boska 😍 Chcę ją przeczytać, uwielbiam książkowe grubaski ❤ Dziękuję za recenzję 😘
OdpowiedzUsuńOkładka super fajnie że są smoki wydaje się być ciekawa
OdpowiedzUsuń"Ile razy chcieliście przeczytać książkę tylko dlatego, że jej okładka wpadła wam w oko?" Jezu, aż się boję przyznawać, to umie idzie jak z jedzeniem - jestem wzrokowcem i od raz mam ochotę na wszystko (a potem często cierpię na niestrawność w obu przypadkach xD -> jak ja lubię rozbudowane metafory!). I jak poczytałam powyżej, nie ma co się martwić, wszyscy jesteśmy przeważnie wzrokowcami często dającymi się złapać (lub nabrać) na pierwsze wejrzenie.
OdpowiedzUsuńJuż nie raz czytałam recenzje o tej serii (no ale nie łącznie xD) i tak, po okładce znowu się zakochałam (a dość kochliwa jestem). No i trzeba przyznać, że tytuł też niczego sobie (i nie jak w "Eragonie", gdy człowiek się zastanawia godzinami, która część jest która lub gubi po drodze jakiś tom), choć tutaj zobaczyłam więcej minusów (częściej się jednak Shannon chwali, przemilcza zwykle te gorsze strony). A liczy się przecież subiektywizm.
Zobaczymy, jak to wyjdzie na mojej skórze.
Lubie takie ksiazki i mam chec te ksiazke przeczytac :)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo podobał się wykreowany przez autorkę świat pełen magii, legend i mitologii. Zgadzam się, że aby docenić całość trzeba dać się porwać i wciągnąć przedstawionym wydarzeniom. Bohaterowie bardzo różnorodni i każdy znajdzie "coś dla siebie".
OdpowiedzUsuń