piątek, 3 sierpnia 2018

Amy Harmon - "Biegając boso"

Autor: Amy Harmon 
Tytuł: Biegając boso
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2018
Ilość stron: 344
Ocena: 8/10
PATRONAT KSIĄŻKOWIRU

Opis:

Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej - o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami. Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło.. To wzruszająca i ciepła historia o przyjaźni, wspieraniu się, o poszukiwaniu swojej przyszłości i o tym, jak trudne może być zaakceptowanie przeszłości. Urzeka realnie odmalowanymi postaciami i złożonością ich charakterów. Niemal usłyszysz muzykę, o której mówi Josie, dotkniesz indiańskiej duszy Sama, a także poczujesz uskrzydlającą moc ich miłości!

Recenzja:

Uwielbiam książki Amy Harmon i nie jest to żadna tajemnica. Zdecydowanie mogłabym ją zaliczyć do jednej z moich ulubionych autorek, a po jej powieści z gatunku young adult sięgam z zamkniętymi oczami - po prostu wiem, że się na nich nie zawiodę. Tym razem też się nie zawiodłam, więc reguła potwierdziła się po raz kolejny. Muszę powiedzieć, że każda pozycja tej autorki niesie za sobą coś ciekawego i wyjątkowego - ma jakieś przesłanie, a dotychczas czytałam chyba wszystkie, jakie wyszły na polski rynek, może oprócz jednej (ale obiecuję, że nadrobię!). Jestem przekonana, że jej research przed napisaniem tej powieści na pewno sporo trwał - chociażby przy zbieraniu legend Indian, co opisała w mistrzowski sposób, a jest to wątek, który raczej zbyt często się nie pojawia w książkach - a przynajmniej nie w romansach. Przejdźmy jednak do konkretów, bo warto zacząć od początku, czyż nie?

Główną bohaterkę poznajemy, kiedy tak naprawdę jest ona jeszcze małym dzieckiem, ale Josie nigdy nie jest niedojrzała. Szybko straciła matkę i to nauczyło ją, że musi w życiu ponosić odpowiedzialność już od dzieciństwa: a to musiała ugotować obiad, a to musiała nakarmić kury - po prostu musiała zostać jedyną kobietą w domu pełnym mężczyzn, których nie obchodziło, skąd będzie pochodził obiad, po prosto miał się on pojawić. Josie jako dziesięciolatka uczyła się więc przepisów w prosty sposób: chodząc po sąsiednich domach i podglądając, jak inne panie gotują dla swoich rodzin. Tak też dowiedziała się, że musi prowadzić swój ogród - bo wiecie, Josie nie mieszkała w zbyt dużym mieście, raczej na czymś w stylu wsi. 

Przypadkowo okazało się także, że Josie kocha muzykę i ma do niej niezwykły talent - zaczęła brać lekcje fortepianu pod okiem starszej pani, która kiedyś była nauczycielką muzyki. Kobieta ta była dla Josie substytutem matki, ciotki, babci i wszystkich najbliższych na świecie, bo pomimo tego że Josie miała ciotkę, która żyła nawet na tej samej mieścince, to nie obchodziło jej, czy dziewczynka ma co ubrać, czy wie, co to jest okres, albo czy kupiła swój pierwszy stanik - w przeciwieństwie do nauczycielki muzyki, która dbała o Josie jak o własną córkę. O jej edukację muzyczną dbała jednak najbardziej - bohaterka nie tylko potrafiła bezbłędnie zagrać coś z nut, ale znała historię najwybitniejszych postaci, uczyła się dyrygować... po prostu przekazała jej miłość do muzyki klasycznej, którą Josie w sobie rozwijała i pielęgnowała na przestrzeni lat.

Pewnego dnia, gdy była ona trzynastolatką, kierowca autobusu, którym dzieci z jej okolicy dojeżdżały do szkoły, usadził uczniów według tylko jemu znanego porządku. Okazało się, że musiała siedzieć koło osiemnastoletniego Samuela, który z pochodzenia był Indianinem. Szybko nawiązali oni nic porozumienia: głównie dlatego, że Samuel pomógł jej obronić się przed niedojrzałymi i głupimi chłopcami, którzy jej dokuczali. Później okazało się, że mają podobne zamiłowanie do literatury i muzyki, a ich dyskusje potrafią trwać naprawdę długo. Nic co piękne, nie mogło trwać jednak wiecznie: Samuel po zakończeniu szkoły chciał wyjechać i zostać żołnierzem piechoty morskiej i dokładnie to zrobił - po prostu opuścił Josie, która nagle z dnia na dzień musiała stracić jedynego przyjaciela, którego miała i odbudować swoje życie na nowo.

Samuel jednak wrócił. Po kilku latach. Wtedy jednak nic już nie było takie samo, bo chociaż oni dalej byli tacy sami i dalej łączyła ich ta sama chemia, to jednak ich sytuacja była zupełnie inna. Przyznam szczerze, że "Biegając boso" to świetna historia o przyjaźni, poszukiwaniu miłości, akceptacji, zrozumienia i o tym, że czasem trzeba zaryzykować, żeby móc w życiu odnaleźć szczęście. Dziwię się jednak trochę, że opis zdradza aż tak dużo - ja w recenzji napisałabym dużo mniej, gdyby nie to, że i tak w opisie znalazło się dużo rzeczy, które nazwałabym spojlerami. Niby to young adult i dziwne by było, jakby był romans między trzynastolatką a osiemnastolatkiem (i w Polsce byłoby to uznane za pedofilię!), więc należało wspomnieć, że to tylko wtedy zaczęła się ich przyjaźń (naprawdę, nic więcej!), a faktyczna historia rozwija się później, aczkolwiek... i tak według mnie można było jakoś inaczej ten opis ułożyć, żeby też kusił, a jednak fabuła żeby była większym zaskoczeniem dla czytelnika (dlatego ja też się w niego za bardzo nie wczytywałam, po prostu zamówiłam książkę w ciemno). 

Bardzo podoba mi się to, że autorka pokazała, że miłość może pojawić się z wiekiem, ale także, że młode osoby (które są niezwykle dojrzałe), także mogą się zakochać. Początkowo między Samuelem a Josie jest naprawdę tylko przyjaźń i miłość platoniczna, ale to, jak o siebie dbają, jak sobie ufają i ile o sobie wiedzą, sprawia, że warto się zastanowić nad jedną kwestią: czy w świecie, w którym tak wszędzie pędzimy i na nic nie mamy czasu, znajdujemy chociaż chwilę na to, żeby po prostu porozmawiać z osobą, z którą jesteśmy? W końcu to nie tylko nasz towarzysz życia, ale także przyjaciel, a najtrwalsze związki buduje się właśnie na przyjaźni - dokładnie takie przemyślenie wyniosłam z tej powieści.

Amy Harmon to świetna pisarka - zdecydowanie przeczytam wszystko, co tylko napisze. Mam więc nadzieję, że będzie pisała jak najwięcej i jak najdłużej. Jej powieści tyczą się głównie motywów miłosnych, więc polecam jej twórczość głównie tym, którzy lubią wątki romantyczne, aczkolwiek mówię: wszystko jest napisane w bardzo fajny sposób. "Biegając boso" czytało się lekko - było tam dużo opisów i dialogów, ogrom emocji, a mimo wszystko książka ta dosłownie mnie tak w siebie wciągnęła, że przeczytałam ją w jedno popołudnie (chociaż powinnam wtedy robić masę innych rzeczy). Nie potrafiłam się jednak oderwać - i nie chciałam. Jak wspomniałam na początku, Amy Harmon zrobiła tu też dokładny research i jest tu dużo odnośnie religii katolickiej i dużo z legend Indian: ale wszystko jest merytorycznie poprawne, więc podziwiam ją za to, że tak się angażuje przy pisaniu książek, które zdawałyby się błahe - bo young adult nie wydaje się wymagającym gatunkiem.

Do tego wszystkiego jeszcze okładka, na którą nie mogę się napatrzeć. Oprawa graficzna jest tak cudowna, że mam ochotę bić brawo grafikowi! Nie dosyć, że idealnie pasuje do tej historii, to jeszcze te subtelne kolory, ta grafika... wszystko to się tak pięknie komponuje, że naprawdę, wzrokowcy pewnie teraz ślinią się do ekranu, jak na to patrzą. A kiedy trzyma się to cudo w rękach, to jest jeszcze lepiej, gwarantuję! Chociaż wydawać by się mogło, że lepiej już nie może być, co? Nawet napisy mi się podobają - idealnie dobrana czcionka. Z tej okładki naprawdę wyszło małe dzieło sztuki.

Na zakończenie pragnę tylko powiedzieć, że koniecznie musicie przeczytać. Jak po tej recenzji nie macie się jeszcze ochoty skusić na książkę, która świetnie pokazuje relacje damsko-męskie i to, że w życiu chodzi o przyjaźń i zaufanie, a nie tylko o sferę fizyczną, to nie wiem, co Wam mogę jeszcze polecić. Amy Harmon stworzyła naprawdę dobrą książkę. Objęłam ją patronatem medialnym i jestem z niego dumna. To powinno chyba mówić samo za siebie, co? 

10 komentarzy:

  1. A ja mam tyle do nadrobienia. Taka wspaniała autorka, takie cudne opowieści, a ja żadnej jeszcze nie znam. Być może zacznę od "Biegając boso". Bardzo mnie zachęciłaś swoją recenzją. Cieszę się, że jest to książka, w której poznajemy bohaterkę od jej najmłodszych lat. Amy Harmon z pewnością wie jak zaczarować czytelnika. Do tego oryginalny indiański wątek nadaje powieści wyjątkowości. Bardzo chcę przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy zobaczyłam zapowiedź książki, patrząc na autora i dopisek Bestseller New York Times- już wiedziałam, że warto sięgnąć po tę pozycję. Amy Harmon- to już marka, która gwarantuje literaturę na najwyższym poziomie. I wcale się nie pomyliłam.
    Tytuł "Biegając boso" od razu skojarzył mi się z indiańską kulturą. Cieszę się, że się nie pomyliłam i obok świetnej historie, jest okazja poznać także legendy Indian, z którymi nie miałam do tej pory styczności (. A uwielbiam wszelkie mity, legendy i baśnie!)
    Śmiało mogę napisać ( gdyż recenzja to "oddaje"), że autorka po raz kolejny prowadzi czytelnika przez historię Josie i Samuela, w sposób lekki, przyjemny, nie pozwalający oderwać się od lektury, a zarazem przekazujący ogrom emocji, związanych przede wszystkim z relacjami damsko- męskimi, przyjaźnią i zaufaniem ( i zapewne nie tylko z tym).

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam za sobą trzy powieści tej autorki i wiem na co ją stać, zatem na pewno sięgnę po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Również uwielbiam książki Amy Harmon i zdecydowanie muszę parę nadrobić! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka naprawdę robi wrażenie. ♥ Ja jeszcze nie przeczytałam żadnej książki tej autorki, a zbierają one same pozytywne opinie, więc chciałabym w przyszłości po coś sięgnąć. ;)
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam do Harmon pewną słabość, ale raczej prędko się za jakąkolwiek jej książkę nie zabiorę. :) "Prawo Mojżesza" na razie mi wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię twórczość Amy Harmon, muszę nabyć ten tytuł. Tak napisałaś, że już bym chciała usiąść i poczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Amy Harmon!!! Mam na koncie jej dwie książki i na pewno na tej liczbie nie poprzestanę. Jej książki czyta się z lekkością, tworzy światy przestawione w książkach bardzo realistycznie, kocha pisać i to można odczuć.
    "Biegając boso" zapowiada się wspaniale, poznajemy dwoje bohaterów od najmłodszych lat, kiedy zmagają się z odrzuceniem, samotnością i między nimi nawiązuje się wież która czy przerwa lata muszę się dowiedzieć sama po przeczytaniu książki. Elementy zaczerpnięte z legend indiańskich oraz muzyka tylko dają książce Amy Harmon wyjątkowość. Okładka przyciąga wzrok jest cudowna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jedna z książek które bardzo chcę przeczytać, twoja recenzja jeszcze bardziej kusi... do tego tematyka którą uwielbiam plus bohater Indianin a do tego cudowna okładka jedna z najpiękniejszych, subtelna delikatna jasna... nad samą okładką mogłabym godzinami wzdychać a teraz naprawdę wierzę że środek jest równie piękny ;)

    OdpowiedzUsuń