Autor: Sally
Franson
Tytuł: Jak
upolować pisarza?
Wydawnictwo: Znak
Literanova
Rok
wydania: 2018
Ilość
stron: 378
Ocena: 4+/10
Opis:
Jest bezwzględna. Jest bezczelna. Nie polubisz jej od razu.
Casey Pedergast jest dyrektorką kreatywną agencji reklamowej. W świecie
brandów i marek czuje się jak ryba w wodzie i bezwzględnie pnie się po
szczeblach kariery. W wolnych chwilach czyta. Głównie Instagrama.
Kiedy jej szefowa wpada na genialny pomysł zatrudnienia pisarzy do
kampanii reklamowych, Casey ma pozyskać najbardziej gorące nazwiska świata
literatury. Ale gdy pierwszą ofiarą ma być przystojny pisarz Ben, sprawy mogą
się łatwo wymknąć spod kontroli.
Co wyniknie z polowania Panny Ambitnej na Przystojnego Pisarza? Kto
zyska, a kto straci na zderzeniu wielkiego świata literatury i reklamy? I czy
jest tam miejsce na miłość?
Przezabawna i momentami gorzka opowieść zdradzająca kulisy świata, do
którego każdy z nas chciałby zajrzeć. Ale czy chcielibyśmy w nim zostać na
dłużej?
Recenzja:
Jak
upolować pisarza? zapowiadała się nie tyle na wielce
oryginalną, ale przebojową, świetną powieść. Gdy usłyszałam o tym tytule, a
potem zobaczyłam opis i bardzo obiecującą wstawkę, że to „Diabeł ubiera się u Prady na dzisiejsze czasy”, nie mogłam sobie
odpuścić tej historii. Ale… wreszcie mój entuzjazm do tego tytułu troszeczkę
się zmniejszył przez kolejkę innych książek, aż w końcu udało mi się zabrać za
powieść Sally Franson. I co, czy Casey Pendergast jest tak bezwzględna,
bezczelna, że nie da się jej polubić od razu? Zdecydowanie tak. Powiem nawet
więcej: nie da się jej polubić w ogóle.
Od czego zacząć? Przede wszystkim główną bohaterkę poznajemy od
razu w agencji reklamowej, której jest dyrektorką kreatywną. Od samego początku
Casey opowiada nam w zdecydowanie irytujący sposób o tym, jaka jest genialna,
bystra, przebojowa i wspaniała, chociaż w życiu miała tak trudno. I wiecie co? Myślałam,
że chociaż humor zrekompensuje te pierwsze złe wrażenia, ale niestety, Casey
jest tak denerwująca, arogancka i nadęta, że nie wiedziałam, czy może zdarzyć
się cokolwiek, co przekonałoby mnie do jej postaci. Chociaż cały czas mówi, że
miała tyle marzeń, planów i chciała być taka ambitna, skończyła w pracy, w
której udaje że dobrze się czuje, byle usłyszeć jakąkolwiek pochwałę od „wyniosłej
szefowej”. A gdy sprawy przybierają coraz gorszy obrót podczas jej nowego
projektu, brnie w niego mimo wątpliwości, mimo sprzeciwu bliskich oraz własnego
sumienia. I może zrozumiałabym, że jest zagubiona, że w końcu w wyścigu na
szczyt się zatraciła… ale ona wcale tak nie uważa, co więcej, za swoje
dziwaczne zachowania obwinia rodzinę, z którą nie próbuje poprawiać kontaktu… Miałam
jej już tak dość, że chciałam odłożyć książkę i nigdy do niej nie wracać. I w
tym momencie wkracza Ben.
Ben, czyli moja nadzieja na ratunek dla powieści. Jednak nadzieja
płonna, bo chociaż ten bohater był ciekawy, nie dał rady udźwignąć całej
książki. A szkoda, bo moim zdaniem w jego postaci był duży potencjał,
ostatecznie jednak zrobiono z niego mdłego, papierowo czarującego faceta, który
właściwie sam nie wiedział czego chce.
Autorka zdecydowała się na przekazywanie swoich mądrych, pewnie
mających uchodzić za kąśliwe, uwag, które zupełnie do mnie nie przemawiały, a
rzekoma genialność głównej bohaterki zdawała się istnieć jedynie na papierze. Zamierzałam
jednak dać książce niższą ocenę, ponieważ naprawdę przez pierwszych 280 stron
nie działo się nic, co by do mnie przemówiło. Dopiero po koniec powieści
zaczęły mieć miejsce wydarzenia, dzięki którym naprawdę zaczęłam odczuwać
jakieś emocje – oprócz irytacji na główną bohaterkę – i dzięki czemu zaczęłam
się zastanawiać głębiej nad całą książką. Jednak, powiedzmy sobie szczerze – Jak upolować pisarza? ma o wiele więcej
stron, więc te ostatnie nie mogły zastąpić pierwszych złych wrażeń.
Ostatecznie żałuję tego, że ta historia rozwinęła się w ten
sposób. Moim zdaniem naprawdę mogła być wszystkim tym, co napisałam we wstępie.
Miała potencjał, ciekawą fabułę, dość niezły pomysł. Zabrakło dobrego
wykonania, może pójścia bardziej w emocje, niż w nieudane przemyślenia i raczej
słabe próbki humorystyczne. Nie polubiłam Casey, nie dałam się oczarować
Benowi, chociaż cała historia w ostatecznym rozrachunku nie jest zła, nie
zamierzam jej polecać – możecie przekonać się, czy do was przemówi, ale jeśli
obawiacie się irytujących sytuacji, aroganckich bohaterek i zwyczajnej nudy
przez większą część książki – odpuśćcie i znajdźcie inny tytuł.
Sądzę, że jest tyle dobrych książek wartych przeczytania i szkoda marnować czasu na taką, która miałaby mnie nudzić i irytować. Takie nadęte kobiety potrafią nieźle rozzłościć, a książki czytam dla przyjemności, nie po to by się denerwować. Wystarczy problemów w prawdziwym życiu, nie trzeba męczyć się jeszcze tymi fikcyjnych i to na własne życzenie. Rzeczywiście opis jest zachęcający, no ale taki być powinien. I chociaż to się udało. Zachęcić i rozczarować
OdpowiedzUsuńSkoro nie polecasz, to pewnie nie przeczytam.
Skoro nie polecasz, to nie będę marnowała czasu. Nie wiem dlaczego, może to tzw. szósty zmysł odpychał mnie od tej książki. Mimo ciekawego opisu, jakoś sama okładka mnie odpychała ( chociaż nie wiem dlaczego, może ta kobietka jest dla mnie mało przekonywująca). Im bardziej zagłębiałam się w recenzję, tym bardziej byłam pewna, że nie sięgnę po tą pozycję. "Nieudane przemyślenia i raczej słabe próbki humorystyczne" powodujące u czytelnika tylko irytację i złość- szkoda nerwów i czasu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ostrzeżenie, bo po opisie bym się zdecydowanie skusiła. Naprawdę brzmiało, jakby miało być zabawnie, romantycznie, z wpadkami, a nie tak... bez sensu.
OdpowiedzUsuńhttps://wsrodszelestukartek.blogspot.com
Opis książki zapowiadał ciekawą, dowcipną, romantyczną, o dążeniu do celu nawet po trupach!, wyścigu szczurów historię a tu klops. Nie zawsze dobry pomysł idzie z dobrym wykonaniem i chyba "Jak upolować pisarza?" jest tym przykładam. Na razie sobie odpuszczę może kiedyś jak będzie nic ciekawego do czytania i wpadnie w moje ręce to się przekonam jaka książka Sally Franson jest.
OdpowiedzUsuń