Autor: Ray Bradbury
Tytuł: 451° Fahrenheita
Cykl: Artefakty (16)
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Ocena: 10/10
Opis:
Przerażająco prorocza powieść o przyszłości w świecie postliterackim…
Guy Montag jest strażakiem. Jego praca polega na niszczeniu najbardziej zakazanego ze wszystkich dóbr, źródła wszelkich niesnasek i nieszczęść: książek. Nie przychodzi mu do głowy, że mógłby kwestionować swoje nijakie życie – dopóki nie zostanie mu objawiona przeszłość, w której ludzie nie żyli w strachu, i teraźniejszość, w której można postrzegać świat przez pryzmat idei. Zaczyna ukrywać w domu książki, które wkrótce zagrożą jego życiu.
Recenzja:
451 stopni Fahrenheita: temperatura, w której papier książkowy zajmuje się ogniem i spala.
451° Fahrenheita to powieść, którą chciałam przeczytać od dawna i cieszę się, że w końcu miałam ku temu okazję. Jest to mroczna, prorocza historia, w której strażacy zamiast gasić pożary, wzniecają je, a książki są zakazane i niebezpieczne, więc… stają się ofiarami ognia, podobnie jak ich właściciele. Ta przerażająca wizja na długo pozostanie ze mną, podobnie jak zakończenie, które – bądź, co bądź – wznieca w czytelniku iskierkę nadziei.
- Założę się, że wiem więcej rzeczy, z których nie zdaje pan sobie sprawy. Rankiem na trawie jest rosa.
Nie mógł sobie przypomnieć, czy wiedział o tym wcześniej, czy nie.
Guy Montag, główny bohater tej powieści, jest strażakiem. Kocha zapach nafty i swoją pracę, na pierwszych stronach sprawia wrażenie postaci szalonej. Dopiero za sprawą poznania pewnej, osobliwej nastolatki oraz doświadczając próby samobójczej swojej żony, zaczyna postrzegać… więcej – a w zasadzie chcieć postrzegać więcej. Stopniowo orientuje się, że tak naprawdę niewiele wie, niewiele rozumie, niewiele pamięta – nie ma pojęcia nawet, gdzie i kiedy poznał swoją żonę. Ich relacja również nie należy do udanych, mężczyzna ma wrażenie, że jest mu ona całkiem obca, a Millerd, bo tak ma na imię, jest całkowicie zapatrzona w postęp – nie przesadzę, gdy napiszę, że zdaje się być przywiązana jedynie do swojej wirtualnej rodzinki.
- Ja miałam miły wieczór – mówiła z łazienki.
- Co robiłaś?
- Oglądałam.
- Co nadawali?
- Programy.
- Jakie programy?
- Najlepsze.
- Kto grał?
- No wiesz, ta sama ekipa, co zawsze.
Wizja przyszłości w 451° Fahrenheita jest doprawdy przerażająca i nie mam tu na myśli kwestii palenia książek (choć serce bibliofila zdecydowanie w tych fragmentach krwawi). To ogłupienie społeczeństwa jest tutaj najstraszniejsze. Postęp zdaje się ich opróżniać ze wszystkiego, co ważne – czyni ich pustymi naczyniami. Nie rozmawiają – nie tak naprawdę. Nie ma w nich miejsca nawet na rodzicielską miłość, troskę. Ludzie nie przejmują się już rzeczami ważnymi, prawdziwymi, w nic się nie angażują. O wiele lepszy jest tańczący Biały Klaun, krzyczący Pan Sztuczka i salonowe rodziny oraz wszystko inne, co nie wywołuje uczuć, a reakcję automatyczną. Ludzie łakną jedynie rozrywki, co – patrząc na współczesne pobudki – nie jest wcale tak odrealnione. Nie zauważają nawet zbliżającej się nieuchronnie wojny, choć groźne maszyny stale przelatują nad ich domami. W kreacji świata przedstawionego przez Ray’a Bradbury’ego nie brakuje elementów, które możemy zaobserwować teraz, w naszych czasach…
Pogrzeby są smutne i pogańskie? Je też trzeba wyeliminować. (…) Nie mija dziesięć minut od zgonu, gdy człowiek staje się kupką czarnego prochu. Darujmy sobie nabożeństwa ku pamięci. Zapomnijmy o zmarłych. Spalmy ich wszystkich. Spalmy wszystko.
Ludzie nie dostrzegają, że źródłem nieszczęścia są oni sami. Winą za wszelkie zło obarczają książki i inne elementy kultury, tradycji – wszystko, co wywołuje przygnębienie chcą spalić. Ogień unicestwia obowiązki i konsekwencje. Każde brzemię wystarczy wrzucić do pieca i… po sprawie. Główny bohater przestaje się z tym zgadzać. Guy Montag zaczyna zadawać pytanie dlaczego, nie wystarcza mu tylko jedna opcja, pokazywana przez górę. Guy szuka czegoś innego, chce czuć, chce wiedzieć. I choć nie czyni to go najszczęśliwszym człowiekiem, tak w końcu czuje, że żyje naprawdę.
451° Fahrenheita to jedna z tych książek, które zostają z człowiekiem do końca życia. Powieść zszokowała mnie, zmusiła do przemyśleń, wywołała niepokój. Czy wiedza naprawdę niszczy spokój ducha? Ray Bradbury poruszył w tej książce wiele ważnych tematów, pokazał jedną z opcji, do której nasz świat – może nie do końca w ten sposób – ale stopniowo zmierza. Ile czasu spędzamy na rozmowach z bliskimi, a ile przed ekranami telewizorów, komputera? Co mamy – i czy w ogóle coś mamy - do zaoferowania innym w taki dzień jak dzisiaj? Pięknie napisana, wstrząsająca, doskonała – polecam z całego serca.
Tę książkę zrecenzowałam dzięki Wydawnictwu MAG. :)
Temat zautomatyzowanego świata i żyjących w nich ludzi jest jak najbardziej na topie. Podejrzewam, że jest to książka wartościowa, dająca do myślenia, zmuszająca do refleksji, do przemyśleń i w konsekwencji wyciągnięcia odpowiednich wniosków. W dzisiejszej rzeczywistości potrzeba takich lektur, nie tylko tym, którzy książki czytają, ale także dla tych, którzy od nich stronią. Wiem, jak trudno jest przekonać taką osobę do przeczytania, choćby najdoskonalszej powieści. Ja z pewnością tytuł zapamiętam i chętnie przeczytam, a dla reszty może ekranizacja? :-) Bo temat naprawdę jest wart uwagi i nagłośnienia.
OdpowiedzUsuńKurde, zaciekawiła mnie ta książka. Dawno nie słyszałam jakiegoś fajnego, oryginalnego konceptu, a to jest właśnie to. Chętnie dodam do swojej listy do przeczytania.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, okładka książki wygląda tak piekielnie, że aż pięknie ;)
Hej :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na oku ze względu na zbliżający się film. Odrobinę niepokoi mnie zbieżność fabuły z Rokiem 1984 Orwella, ale dam jej szansę. Chcę przekonać się na własnej skórze, czy naprawdę zapamiętam tę powieść na długo.
Pozdrawiam,
#CleoMCullen
Dawno temu oglądałam film 451° Fahrenheita i pozostał mi w pamięci do dzisiaj ale książki nie czytałam, muszę nadrobić. Książka zapowiada się proroczo, odbiegamy od czytania książek na rzecz reality-show, świata wirtualnego. Ray Bradbury dał do myślenia nam żeby nie być marionetką większości tylko iść swoją drogą. I jeszcze ta okładka aż ciarki przechodzą, jest genialna.
OdpowiedzUsuń"Powieść zszokowała mnie, zmusiła do przemyśleń, wywołała niepokój..." tego pragnę czytając powieść. Być zszokowana, zmuszona do przemyśleń i pełna niepokoju o jutro swoje i moich bliskich.
OdpowiedzUsuńAutor wyolbrzymił problemy, z którymi w dzisiejszych czasach przychodzi mam się mierzyć. Stworzył świat, w którym to, co nas dzisiaj niepokoi, tam zabiera człowiekowi wolność i możliwość dokonywania świadomych wyborów. Jak odzyskać wolność będąc niewolnikiem systemu, w którym żyło się całe życie? Jak spojrzeć na bliską osobą z miłością? Jak odzyskać siebie samego? Jak przestać być marionetką, którą ktoś steruje za pomocą niewidocznych sznurków? Czy problem naprawdę zniknie, kiedy się go spali, wyrzuci, pozbędzie? A może wraz z problemem nierozwiązanym, palimy cząstkę siebie?
Wizja świata przerażająca. Jednak kiedy widzę dzieci na wycieczkach, których głowy zapatrzone są w ekrany smartfonów, ipadów i innych urządzeń elektronicznych, sama zaczynam się zastanawiać: czy życie to tylko informacja, którą ktoś mam przekazuje? czy coś więcej? I gdzie jest prawda?
I niestety wizja palonych książek... brrr.. Aż ciarki przechodzą mi po plecach, kiedy o tym myślę. Tożsamość? Co to jest? Jak ją zbudować? Książka, kultura, tradycja,historia - oto elementy mojej tożsamości!