Autor: Michał Skuza
Tytuł: Helvete. Wrota piekieł
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 20 kwietnia 2018
Liczba stron: 366
Ocena: 3/10
Opis:
Czy można oszukać los? Tego pytania nie zadaje sobie Sara - piękna, zielonooka wiedźma, władająca magią ziół i płomienia. Nie pyta o to również jasnowłosy, smutny mężczyzna o fioletowych oczach, którego imię to Śmierć. Oboje jednak chcą wiedzieć, czy można ocalić Życie ucieleśnione w chłopcu, którego wizerunek pojawia się na korze czarodziejskiego drzewa na najdalszej z wysp, oraz w śniącej nieprzeniknionym snem, najbliższej sercu wiedźmy dziewczynce.
Jak skończy się wędrówka Sary przez przestrzenie magicznych królestw oraz przez czas w poszukiwaniu remedium na utratę tego, co najcenniejsze?
Recenzja:
Czasami fajnie jest sięgnąć po polski debiut, szczególnie w klimacie fantasy, bo – nie ma co ukrywać – nasza fantastyka ma się bardzo dobrze, a jej poziom stale rośnie. Poznawanie nowych pisarzy, smakowanie oryginalnych stylów i odwiedzanie kolejnych magicznych światów jest tym, co lubię najbardziej. Niestety, w wypadku debiutów istnieje ryzyko, że trafimy nie na klejnot, a na niezbyt urodziwą skałę osadową, ale… i taki zwykły kamień potrafi mieć swój urok.
Helvete. Wrota Piekieł to debiut Michała Skuzy. Muszę przyznać, że książka zapowiadała się całkiem nieźle w moich oczach – wiedźma-zielarka, Śmierć i… cudowna okładka! Chyba każdy zna zasadę nie oceniaj książki po okładce. Ja znałam, ale i tak spowita zieloną magią czarodziejka mnie kusiła. Kusiła – aż skusiła. I choć mam wiele zastrzeżeń do tej książki, tak nie żałuję, że ją przeczytałam (i to nie przez wzgląd na okładkę!).
Zacznę może od tego, że akcja tu leci na łeb, na szyję. Dzieje się tutaj za dużo, za szybko, autor przeskakuje stale w czasie do przodu, opisy są chaotyczne, ciężkie, sztuczne. Postaci także zdają się być pozbawione emocji, rzadko je okazują, a jeśli już widzimy, że coś czują… jest to absurd. Nie chcę tutaj za bardzo spoilerować, ale może przytoczę jedną z sytuacji. Główna bohaterka dowiaduje się, że nadchodzi wielki kataklizm. Pewna wiedźma od razu mówi jej, co powinna zrobić. Jak reaguje nasza Sara? Po prostu się zgadza i idzie. Reaguje na wieść o nadchodzącej katastrofie tak, jak ja na polecenie pozmywania naczyń – nie jestem z tego do końca zadowolona, ale czuję, że to mój obowiązek. Bez żadnych głębszych przemyśleń, bez wahań. Ot – to cała duchowość powieści. Kolejnym absurdem jest to, że bohaterka na początku wszystko po prostu odkrywa, a potem nagle potrzebuje na – nieokreślone działania – dziesięciu lat. I w zasadzie nie wiemy, co przez ten czas robiła. Zwyczajnie minęło dziesięć lat. Ponadto większość czynności przychodzi jej z łatwością, miejscami zachowuje się jak krnąbrna nastolatka, a po kilkudniowym romansie staje się całkowicie zgorzkniała. Prawdę mówiąc – więcej sensu ma zing! W Hotelu Transylwania niż ten wątek – rzekomo – miłosny. Śmierć pewnego bohatera, choć bardzo sympatycznego (i głupiutkiego), również została okrutnie potraktowana, bo… nawet tak dramatyczny moment nie wywołuje w czytelniku emocji. O. Umarł - może jestem bez serca, ale dokładnie taka była moja reakcja.
I to nie wszystkie kwiatki. Do głębi rozbawiło mnie nazywanie zombi powykręcanymi mordami lub Pokręconymi oraz pewnej postaci Różanopalcą (czyżby inspiracja Różanooką Konrada T. Lewandowskiego?). Do niezbyt oryginalnych zabiegów należało również nazwanie kota wiedźmy Salem – ale to może po prostu czarownice nie są zbyt kreatywne, bo bardzo ukochały sobie miasto swoich egzekucji na imię dla pupila.
Mimo tego, co napisałam to – jak wspomniałam wcześniej – miała ona także swoje zalety. Autor bez wątpienia jest bardzo pomysłowy, jeśli chodzi o fantastyczne wydarzenia i tajemnice, choć nie do końca ich potencjał wykorzystał. Szukanie pewnego artefaktu zajęło bohaterom kilkanaście stron, a mogło być materiałem na jedną powieść. Naprawdę! Dawno nie spotkałam motywu sylfid w powieściach i ogromnie ucieszyłam się na spotkanie z nimi, jednakże moja euforia szybko opadła, bo przygoda z nimi nie trwała zbyt długo. Sam pomysł z erami życia i śmierci to po prostu majstersztyk i ogromnie żałuję, że ta powieść nie została dopracowana. Helvete. Wrota Piekieł mogłaby być fenomenem, ale – niestety – jest to książka niedopracowana i nie do końca przemyślana, a – patrząc na niektóre kwiatki – zabrakło jej dobrego korektora. Wielka szkoda.
Helvete. Wrota Piekieł nie mogę nazwać powieścią dobrą, zbierając wszystko do kupy – jest bardzo przeciętna. Nie wywołała we emocji, ale zaciekawiła, miejscami rozbawiła absurdem i nawet udało jej się kilka razy mnie pozytywnie zaskoczyć. Mam nadzieję, że autor nie poniecha pisania i – może tak jak wielu pisarzy teraz – odświeży tę powieść za kilka lat i stworzy spójną całość, która tym razem mnie zachwyci. Życzę mu tego z całego serca, a w tej chwili polecam tę powieść przede wszystkim osobom takim jak ja, które lubią czytelnicze wyzwania z fantastycznymi debiutami.
Fantastyka ze swoją magiczną możliwością ożywiania wybujałej wyobraźni niesie ryzyko sposobu odbioru przez czytelnika. Myślę, że wbrew pozorom jest to bardzo wymagający gatunek. Fabułę trzeba dobrze zrozumieć, chociaż jest surrealistyczna. Być może kiedyś wpadnie mi w ręce ta książka.
OdpowiedzUsuńCóż, debiut to debiut, autor mimo dobrych chęci musi sporo popracować nad swoim warsztatem. Co nie zmienia faktu, że moje próby pisania by zakończyły się katastrofą, a tu jednak całkiem ciekawa książka powstała. Autorowi życzę większego sukcesu w kolejnych pozycjach, a po tę książkę sięgnę z pewnością w przyszłości :) pozdrawiam, Paulina Jaszczuk
OdpowiedzUsuńUwielbiam fantastykę. I tę na bardzo wysokim poziomie, i tę na znacznie niższym. Jestem skłonna przeczytać i Halvete. Wrota piekieł. Dlaczego? Nie tylko z miłości do fantasy ( chociaż przede wszystkim z tegoż powodu, to w przypadku innego gatunku od razu powiedziałabym "dziękuję". Każdy ma chyba jakiś gatunek- konika...? ), ale czasami zdarza się, że te "wymęczone" książki, powieści, historie z jakiegoś bliżej nieokreślonego "czegoś" zostają w mojej pamięci i kotłują moje myśli. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć to "coś" w tej książce.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że po książkach tego wydawnictwa nie należy za wiele się spodziewać ;). 90% ich oferty to książki, które wydają, bo autor im zapłacił, nie dlatego, że były dobre.
OdpowiedzUsuńDebiuty mają to do siebie, że w większości są słabe. Sama próbuje pisać i nie wiem co z tego wyjdzie. Jednak z czasem człowiek się uczy i nabiera oglady. Za co kocham recenzje? Za to że można się dowiedzieć z niej o wszystkich plusach i minusach jak w tym przypadku. Kocham fantastyke, która niestety została w pewnym sensie wyparta przez romansy i erotyki. Po przeczytaniu recenzji wiem jedno... Nie sięgne po tą książkę i dziękuję za to. Niestety opisy na okładkach nie mówią za wiele.
OdpowiedzUsuń