Autor: Helen Fielding
Tytuł: Dziennik Bridget Jones
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2014
Ilość stron: 368
Ocena: 6/10
Opis:
Bridget stara się odnieść w życiu sukces albo przynajmniej utrzymać się na powierzchni. Za każdym razem, gdy jej plany biorą w łeb, Bridget daje radę się pozbierać, szuka pociechy w życiu towarzyskim i mówi sobie, że wszystko będzie dobrze już rankiem, kiedy to jej życie będzie inne, wolne od alkoholu, zbędnych kalorii i emocjonalnych popaprańców.
Oto pełna humoru kronika zdarzeń jednego roku z życia druzgocąco samokrytycznej Bridget Jones, roku, w którym Bridges postanawia: zmniejszyć obwód swoich ud o cztery centymetry, chodzić na siłownię trzy razy w tygodniu nie tyko po to, by kupić kanapkę, i stworzyć sensowny związek z odpowiedzialnym mężczyzną.
Recenzja:
Bridget Jones nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ekranizacja tej serii zdobyła rzeszę fanów, a w zeszłym roku kina szturmem podbiła ostatnia część przygód Jones. Mimo że uwielbiam filmowe perypetie tytułowej singielki, to nie znałam do tej pory oryginału. Dzisiaj postaram się powiedzieć Wam, czy warto sięgnąć po tę książkę.
Już na pierwszy rzut oka z ulgą stwierdzimy, że Bridget z powieści Fielding to ta sama stara dobra Bridget, którą znamy z filmu. Nie da się ukryć, że znakomicie wykreowani bohaterzy to główna zaleta tej książki. Sama Jones to postać, której nie da się nie lubić, za bardzo przypomina nas samych. Bohaterka zmaga się z wszystkimi problemami, które doskwierają prawie każdej kobiecie. Niesatysfakcjonująca praca, wkurzająca szefowa, wielkie ambicje, niepowodzenia w miłości oraz wyolbrzymione kompleksy. Mimo tylu problemów i swoich własnych wad, Bridget udaje się wyjść z każdej sytuacji z podniesioną głową, a to dzięki dużemu dystansowi do życia oraz humorowi. Oprócz oczywistej funkcji rozrywkowej, którą spełnia ta powieść, możemy ją uznać za idealne lekarstwo na depresję spowodowaną nierealistycznymi oczekiwaniami względem siebie. Tytułowa postać uczy nas samoakceptacji oraz kochania siebie takimi, jakimi jesteśmy, bo przecież nikt nie oczekuje od nas bycia idealnym.
Nieważne. Czasem trzeba osiągnąć punkt krytyczny swej otyłości, by potem wyłonić się z pustyni toksyn, niczym feniks z popiołów, oczyszczoną i piękną, z figurą Michelle Pfeiffer.
"Dziennik Bridget Jones" rzeczywiście ma formę pamiętnika, zawiera więc nieskrępowane myśli autorki. Momentami są one dość chaotyczne, jednak tym realniejsze wydaje się życie Bridget. Wydarzenia przedstawione w ekranizacji stanowią jedynie część fabuły powieści, ponieważ jest ona o wiele obszerniejsza. Zawiera roczny zapis losów bohaterki, więc siłą rzeczy scenariusz filmu musiał zostać znacznie okrojony. Moim zdaniem scenarzyści wyciągnęli z tej książki najważniejsze i tym samym najzabawniejsze wydarzenia, więc powieść nie dostarczy nam wiele więcej rozrywki. Humor sytuacyjny był o wiele lepszy w wersji filmowej, jednak to w powieści znajdziemy miliony żartów słownych, które niejednokrotnie wywołają uśmiech na twarzy czytelnika. Przemyślenia Bridget o odchudzaniu szczególnie mnie rozbawiły!
Naukowcy udowodnili, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo ani władza, tylko nieosiągalne cele: a czymże jest dieta, jeśli nie tym?
Ta książka nie jest idealna i ma kilka zasadniczych wad. Jedną z nich jest zbytnie przeciąganie akcji przez autorkę. Mimo że "Dziennik Bridget Jones" to nie żadne arcydzieło ani utwór przełomowy, to jednak lekkie i miłe czytadło nie tylko dla kobiet, choć to do nich jest głównie skierowana ta powieść. Nie możemy jednak zaprzeczyć, że imię Bridget Jones zapisało się w popkulturze i sama bohaterka stała się swego rodzaju archetypem. Jednak nadal nie odpowiedziałam na pytanie, czy zapoznanie się z oryginałem dla fanów serii to mus. Moim zdaniem, niewiele stracicie nie znając go, ponieważ wersja przeniesiona na ekran znakomicie oddaje specyfikę Bridget.
Wasza Ariada :)
Szczerze mówiąc to jestem trochę zdziwiona taką oceną. Moja mama swego czasu zaczytywała się w tej serii i uwielbia ją! Ja jeszcze nie miałam okazji, ale planuję przeczytać w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czytanie Naszym Życiem
że coś jest kultowe, nie znaczy, że zasługuje na wysoką ocenę xD ja też czytała Bridget i tak obiektywnie 6/10 wydaje mi się całkiem wysoką oceną.
UsuńKiedyś czytałam, ale muszę szczerze przyznać, że wolę film :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChyba jestem jeszcze za młoda na Bridget, albo po prostu nigdy nie będzie mi pisane zaprzyjaźnić się z tą bohaterką.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ją kilka dni temu. Podobała mi się, choć nie jest idealna. Bridget stała mi się bliska i dlatego już czytam kolejną książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kasia z Ebookowych recenzji
http://ebookowe-recenzje.blogspot.pl
Bridget jest genialna! Zarówno książka jak i film są świetne i można po nie sięgać nie jeden raz! Ja "Dziennik..." przeczytałam wiele lat temu i bardzo miło mi się kojarzy przez fakt, że czytałam tą książkę z koleżanką z akademika na zmianę na głos (miałyśmy tylko jeden egzemplarz)! Więc wspomnienia są cudowne!
OdpowiedzUsuńCzytałam ją bardzo dawno, chyba nawet wtedy jak premierę miał pierwszy film który skusił mnie na książkę. Miło wspominam tą książkę ... takie przyjemne czytadło na jesienną chandrę :)
OdpowiedzUsuń