Autor:
Edith Wharton
Wydawnictwo:
Wydawnictwo MG
Rok
wydania: 2017
patronat Książkowiru
Liczba
stron: 288
Ocena:
8/10
Opis:
Europa,
lata dwudziestych XX wieku. Głównymi bohaterami jest kochające się małżeństwo:
oboje dobrze urodzeni, ale biedni. Zakochanie się przeszkodziło im w planach –
Susy i Nick chcieli zdobyć majątek zawierając korzystny związek, a tu – masz ci
los! – przeszkodziła im miłość. Ponieważ jednak są nowocześni i sprytni –
zawarli umowę: przez rok mogą szczęśliwie żyć na koszt znajomych (wszyscy chcą
pomagać nowożeńcom!), a jeśli któreś z nich będzie miało możliwość zawarcia
bardziej intratnego związku, to się rozwiodą. Oczywiście życie okazuje się nie
takie proste i nasi bohaterowie muszą się zmierzyć z własnymi uczuciami i tym,
że to, co kiedyś wydawało im się ważne i cenne, wcale nie musi ich zaspokoić.
Recenzja:
Edith Wharton po raz kolejny zabiera czytelników w fascynującą podróż po
Europie początku XX wieku (zachęcam do lektury recenzji jej poprzedniej książki
opublikowanej przez Wydawnictwo MG – KLIK). Znów mamy okazję śledzić gnuśne
życie elit, które spędzają całe dnie na „życiu towarzyskim”. Tym razem mamy
dwójkę głównych bohaterów – Susy Branch i Nicka Lansinga. Oboje są dobrze urodzeni,
ale biedni. Susy otwarcie przyznaje się do tego, że żeruje na bogatych
przyjaciołach, którym pozwala się utrzymywać. Gdy poznaje Nicka i nawiązuje się
między nimi prawdziwa przyjaźń, a nawet coś więcej, proponuje mu układ – wejdą
w związek małżeński i przez rok będą żyć na koszt znajomych. Jeśli w międzyczasie
któremuś z nich trafi się lepsza partia, druga osoba nie będzie robiła
problemów. Początkowe dwa miesiące małżeństwa są jak bajka – mają dla siebie
willę w przepięknej Wenecji, Nick poświęca się pisaniu książki, prowadzą
zadowalające życie towarzyskie i przede wszystkim oboje są nieprzyzwoicie
szczęśliwi. To szczęście ma jednak swoją cenę – płaci ją Susy. Gdy Nick dowiaduje
się, co jego małżonka musiała zrobić, by spędzili cudowne chwile w Wenecji, opuszcza
ją pod wpływem impulsu. Coś, co miało być kilkoma dniami rozłąki, przeradza się
w miesiące i każde z nich znajduję tę lepszą partię, z którą mogłoby zacząć
nowe, beztroskie życie, pozbawione kłopotów materialnych. Serca jednak nie da
się oszukać i Susy oraz Nicka mimo wszystko ciągnie do siebie…
Ależ jesteś okrutna, Susy! […] Ale
ty po prostu nie masz pojęcia, o czym mówisz. Jak gdyby ktokolwiek mógł mieć
tyle pieniędzy, aby nie chcieć więcej!
Główna kobieca bohaterka przypominała mi trochę Undine z Jak każe obyczaj. Susy również
wykorzystywała nadarzające się okazje i żerowała na arystokratach, ale w
przeciwieństwie do Undine miała jakieś – przynajmniej szczątkowe – zasady moralne.
Poza tym autorka tym razem pokusiła się o nazwanie swojej bohaterki
inteligentnej. Nie dało się tego samego powiedzieć o Undine, która owszem, była
sprytna, ale dość ograniczona mentalnie. Wharton okazała się łaskawsza dla
Susy, która żywiła dla bogaczy pogardę i choć przystawała z nimi, na dłuższą
metę nie sprawiało jej to radości. Inaczej sprawa miała się z Nickiem, który
moim zdaniem wyszedł na hipokrytę. Z jednej strony szczycił się większą
moralnością od Susy, z drugiej – dokładnie tak samo żerował na bogatych
przyjaciołach.
Przetrwa to wszystko, bez czego
wydaje nam się, że jesteśmy w stanie się obejść: zwyczaje… To zwyczaje są
trwalsze od piramid. Wygody, luksusy, poczucie swobody… A przede wszystkim moc,
alby przeciwstawić się nudzie, monotonii, ograniczeniom i szpetocie. Jeszcze
jako dziecko instynktownie tę moc wybrałaś sobie jako cel istnienia.
Wharton po raz kolejny bez litości zobrazowała arystokrację na początku
XX wieku. Podobnie w Jak każe obyczaj
obnażyła jej gnuśność i płytkość. Zdumiewające, że ci wszyscy ludzie spędzali
całe życia na bezsensownych przyjęciach, strojeniu się w błyszczące łaszki i plotkowaniu
oraz wybrykach, o których można było potem plotkować. Tym razem na tapecie
znalazła się też instytucja małżeństwa – po latach sztywnych zasad nagle
nadeszło obyczajowe rozpasanie i rozwód w kręgach arystokracji nikogo nie dziwił.
Co więcej przyjaciele naszej pary otwarcie zastanawiali się, po ilu miesiącach Susy i Nick się rozwiodą i
nazywali ich małżeństwo nierozsądnym wybrykiem. Wharton niby tego nie
komentuje, ale z jej powieści wynika, że jednak wolała, kiedy małżeństwa
zawierało się „na zawsze”.
Ostatnio na rynku pojawiło się sporo książek opartych na takim schemacie
jak Lśnienie księżyca. Mężczyzna i
kobieta zawierają układ, ale po jakimś czasie okazuje się, że gra przestaje być
prawdą – albo się nią staje, w zależności od tego, co to był za układ… Co
ciekawe, Wharton wpadła na to sto lat
temu! Choćby z tego powodu warto dać szansę jej książce. Poza tym, że autorka wnikliwie analizuje swoją współczesność, zwyczajnie dobrze się ją czyta. Byłam
ciekawa, jak ostatecznie potoczą się losy głównych bohaterów i gdy odkładałam
książkę, chodziło mi to po głowie. Dlatego polecam wam serdecznie tę powieść –
spodoba się wszystkim fankom historycznych romansów, ale i osobom, które lubią
powieści o tematyce społecznej.
Książka ukazała się pod naszym patronatem, więc mamy też dla was konkurs. Zapraszamy na nasz fanpejdż, gdzie możecie powalczyć o swój egzemplarz! KLIK
Pisanie o przeszłości z perspektywy czasu nigdy nie będzie tak udane jak pisanie o czasach sobie współczesnych. Ja bardzo lubię obyczajówki historyczne więc zdecydowanie to ksiażka dla mnie
OdpowiedzUsuń