1. Organizatorem konkursu są recenzentki Naszego Książkowiru, a sponsorem jest Drageus Publishing House
2. Niniejszy konkurs trwa 06.12.2015 br. do północy. Zgłoszenia, które zostaną nadesłane po wyznaczonym terminie, nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone do 7 dni po zakończeniu konkursu.
4. Zasady udziału:
a) Każdy komentarz musi zawierać: chęć zgłoszenia, nick pod jakim obserwuje bloga oraz e-mail,a także odpowiedź na zadanie konkursowe.
b) Zwycięzcy zostaną wybrani przez recenzentki.
c) Po wyłonieniu zwycięzcy, czekamy 2 dni na adres kontaktowy, który proszę wysłać na e-mail: nasz.ksiazkowir@onet.pl. Jeśli zwycięzca nie odezwie się w ustalonym terminie nagroda przepada na rzecz innej osoby.
b) Zwycięzcy zostaną wybrani przez recenzentki.
c) Po wyłonieniu zwycięzcy, czekamy 2 dni na adres kontaktowy, który proszę wysłać na e-mail: nasz.ksiazkowir@onet.pl. Jeśli zwycięzca nie odezwie się w ustalonym terminie nagroda przepada na rzecz innej osoby.
d) Każdy uczestnik powinien mieszkać na terenie Polski - jednocześnie jest to zgoda na przetwarzanie danych osobowych w celu wysyłki książek.
e) W konkursie mogą brać udział osoby, które posiadają bloga oraz osoby, które bloga nie posiadają, jednak w zgłoszeniach anonimowych bardzo proszę o podanie imienia i nazwiska.
f) Proszę o dodanie banerka konkursowego podanego powyżej na swojego bloga/fanpage'a - nie jest to jednak wymóg konieczny! :)
f) Proszę o dodanie banerka konkursowego podanego powyżej na swojego bloga/fanpage'a - nie jest to jednak wymóg konieczny! :)
g) Będzie nam miło, jeśli dodacie nas do obserwowanych, G+, polubicie fanpage Nasz Książkowir na Facebooku, naszego Twittera, Snapa: bookshelfie oraz yt - oraz na innych portalach społecznościowych (zakładka na blogu po prawej stronie)
Zadanie konkursowe:
Jak wyobrażasz sobie święta na innej planecie?
Jak wyobrażasz sobie święta na innej planecie?
Hmmm święta na innej planecie? Trud pytanie :D Wyobrażam je sobie w sumie podobnie jak w PL. Nasze PL święta są wyjątkowe. Kocham spędzać czas z rodziną, tak świątecznie. Jestem pewna, ze nawet i na innej planecie znalazlabym choinkę i usiadła w gronie rodziny razem śpiewając kolędy
OdpowiedzUsuńHaha! Oczywiscie ze beda udane! Nie ma choinki? Nic strasznego - zrobilabym swoja z czego sie da. Prezent to tez nie problem z niczego umiem zrobic cos ;) Swiateczna kolacja? Na pewno trafilabym na planete na ktorej rosloby multum egzotycznych owocow - surowe pieczone smazone czy grillowane na pewno smakowalyby najlepiej!
OdpowiedzUsuńObserwuję jako : kozung
Usuńe-mail: slawinska.a.b@gmail.com
Dajmy się ponieść wyobraźni! na przykład.. święta na takim Marsie. Choinkę można by ulepić z tej fajnej czerwonej materii :D a co do świątecznej wieczerzy.. cóż, będzie ciężko.. ale myślę, że tutaj pomoże Harry Potter ze swoją różdżką ;)
OdpowiedzUsuńA jeśli mieszkańcy tej planety obchodzili je inaczej? Cóż, zawsze można iść na kompromis i ubrać na przykład pół choinki :D
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńObserwuję jako: Mitchelia
E-mail: ksiazki.mitchelii@gmail.com
Baner: ksiazki-mitchelii.blogspot.com z zakładce konkursy
Odpowiedź na zadanie konkursowe:
Według mnie, święta na innej planecie nieco przypominają maskaradę. Na pustym terenie ustawiony wielki stół z zastawą, wszędzie ludzie (i nie tylko) w strojach balowych i dużych, bogato zdobionych maskach. W powietrzu latają kolorowe lampiony w kształcie choinek, a orkiestra gra gdzieś z boku kolendy na łyżkach...
Zgłaszam się obserwuję jako Marta daft
OdpowiedzUsuńOdpowiedź : święta na innej planecie mogły by być ciekawe. Poznalabym nowe zwyczaje świąteczne i odwdzieczyla się tym samym. Chciałbym trafić na taką planetę gdzie królują stworZenia lubiace zieleń i fiolet i szarości lubią czytać książki i wreczaja je sobie na każdą okazję a w święta spotykają się wszyscy w jednym miejscu tworząc magię i atmosferę świat jakiej ostatnio nie da się stworzyć w pl.
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńObserwuję jako: Ania K
E-mail: ania0134@o2.pl
Odpowiedź na zadanie konkursowe:
Święta na innej planecie? Byłoby przede wszystkim bardzo zabawnie. :D Jak Mikołaj mógłby się schować? Przecież wszyscy lewitowalibyśmy w powietrzu! Wigilijne dania mogłyby smakować inaczej, a bombki z choinki pouciekałyby w inne miejsce. ;( Brak wody też pewnie da o sobie znać, a wtedy trzeba będzie wrócić na naszą planetę ;)
Zgłaszam się ;-)
OdpowiedzUsuńObserwuję jako Natalia Z
E-mail = nata130@interia.eu
Odpowiedz.:
Jak wyobrażam sobie święta na innej planecie? Przede wszystkim dostałabym głupawki :-D
Chinki by raczej nie było, bo tam raczej nie rosną, ale gdybym miała kretki przy sobie, to pokolorowałabym wszystkie kamienie obok swojego domostwa by choć trochę nadać im humoru świąt. Dom przyozdobiłabym różnymi łancuchami własnej roboty, a zamiast łamania opłatka, zrobiłabym inna tradycje- głośne krzyczenie życzeń do innych planet. Kolędowanie by oczywiście było, a dodatkowo różne zabawy tylko po to by zintegrować rodzinę. Na przykład konkursy- kto najszybciej poleci do danego miejsca bo przeciez grawitacji tam nie ma xD Myśle, że zabawa i całe święta byłyby suuuper <3
Zgłaszam się, Luna, klaudiamarlena@wp.pl
OdpowiedzUsuńŚwięta na innej planecie... Byłoby ciekawie. Gdy zamknę oczy widzę palmę przystrojoną w gwiazdki rosnącą na fioletowej glebie, śnieg pada z dołu do góry, prezenty są ogromne i różnokształtne... Ale poza tym wszystko jest podobne. (Kosmiczna) rodzina przy stole, śpiewają (w swoim języku) kolędy i czekają na pierwszą pojawiającą się na niebie gwiazdkę.
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńby Sisley
czala666@gmail.com
Myślę, że byłoby tam tak cudownie jak na Ziemi. Tyle, że z większym rozmachem ;). Światełka wisiałyby w powietrzu, zapach piernika byłby absolutnie wszędzie, a kolędy rozbrzmiewały na każdym kroku. Wszyscy mieszkańcy planety zbieraliby się przy jednym gigantycznym stole, a potem szczęśliwie biesiadowali do upadłego :D.
Zgłaszam się! Obserwuję jako Ewelina Jabłońska. E-mail: ewelinaja1992@gmail.com
OdpowiedzUsuńNa innej planecie nie ma w święta śniegu, więc jest zielono. Przystraja się metalowymi elementami obojętnie jakie krzaczki, a na głowie nosi się specjalne, metalowe hełmy w zielonych barwach. Bo to zielone święta :) prezenty są zielone, domy, ulice, wszystko jest zielone! W prezentach dawane są oliwiarki, żeby nic nikomu nie skrzypiało, a w menu królują tłuste potrawy.
zgłaszam się, na fb obserwuję jako Janicka Aleksandra, bloga jako Alex
OdpowiedzUsuńa. janicka993@gmail.com
ŚWIĘTA NA INNEJ PLANECIE ?
Pewnie wszyscy pamiętają śnieżną planetę zamieszkiwaną przez Śnieżnika w Małym Księciu.
Na pewno nie pogniewałby się gdybyśmy całą rodziną wpadli na święta i przynieśli mu trochę łakoci. A mi tak bardzo brakuje śniegu... On dałby nam trochę mroźnego chłodu, a my mu świątecznej radości :) z pewnością dałby oderwać się na trochę od produkowania śniegu aby pośpiewać przy choince , a z wdzięczności dałby nam trochę śniegu na Ziemię, aby dzieciaki miały udane ferie ;)
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńObserwuję jako: Patrycja Waniek
patrycja.dorotka@gmail.com
Wyobraźmy sobie święta na B-612, czyli planecie Małego Księcia. Mały Książę codziennie ogląda na niej zachody Słońca, co byłoby niezwykle przyjemne z kubkiem kakao w ręce i ciepłymi skarpetkami w renifery. Wulkany są przystrojone barwnymi kokardkami. W wigilijną noc jeden z bababów, które Mały Książę codziennie wyrywa zostałby, a Księżę przystroiłby go w iskrzące się bombki i cudowne girlandy. Na szczycie jednego z nich znalazłaby się gwiazda. Smutne jest jednak to, że święta te byłyby niezwykle samotne. Jedyna Róża i jej zmienne nastroje towarzyszyłyby Księciu...
Pozdrawiam.
Zgłaszam się. Naff. Obserwuję jako Naff :D. e-mail: xsadisticsushix@gmail.com
OdpowiedzUsuńŚwięta na innej planecie? Takie z ufoludkami? Tak, to pierwsze co weszło mi do głowy. Rodzina zawsze powtarzała mi, że powinnam wrócić stąd, skąd przyszłam, czyli z kosmosu. Kiedyś nawet śniło mi się, że wchodzę do ubikacji i spuszczam się w niej, trafiając jakimiś dziwnymi, wodnymi kanałami na swoją planetę. Na drzwiach od kilku lat wisi tabliczka z napisem: "pokój kosmity". Można więc powiedzieć, że to takie święta w gronie mojej prawdziwej, kosmicznej rodziny. Nie, kosmici nie są zielonymi ufoludkami. To normalni ludzie, którzy chodzą wśród nas, tylko po prostu mieszkają na innej planecie i inaczej żyją. Oddychają czym innym, robią co innego. Na przykład na stole wigilijnym, leży nie dwanaście potraw, tylko pięćdziesiąt, bo kosmici mają wielką rodzinę. Każdy ma własny posiłek, każdy jada co chce. Miliony różowych i fioletowych, pokrętnych świec rozłożonych na kilkumetrowych stole (bo tu królują inne kolory), wystawionym na zewnątrz, nie w domu. Oglądamy sobie stąd ziemię, gwiazdy, blisko, tuż nad głowami mamy księżyc - ma dziwny uśmiech (tam też mieszkają ludzie). Tu nie ma choinki, za to jest ogromny banan z łańcuchami pożyczonymi z Ziemi. Znaczy nie wiem czy banan, bo nigdy go nie próbowałam obrać, ale to coś niewątpliwie przypomina ogromnego banana. Na dodatek ma oczy, bo jest żywy. Uśmiecha się do każdego przechodnia. O godzinie X - na Ziemi to północ - wybucha i oświetla całą planetę przez następną godzinę różnorakimi kolorami, przypominającymi te z kuli dyskotekowej lub mrugające lampki świąteczne. W koło latają prezenty, a kosmici je łapią i dostają to, czego chcą. Wielki banan to taki kosmiczny Mikołaj i choinka w jednym. W te święta dostałam kosmiczną herbatę z pyłu księżycowego. Wydaje się, że pył to straszna rzecz, ale akurat ten z naszego księżyca jest słodki, a ja lubię słodkie.
Nie składamy sobie życzeń. Przesyłamy sobie szczególne pozdrowienia, przypominający gest wojskowego z Ziemi, jakbyśmy salutowali. Nie dzielimy się opłatkiem, dzielimy się kaktusami, bo u nas na planecie jest ich wiele i dobrze smakują. Kolce wcale nie kują, jak weźmie się je do buzi, w ustach nagle miękną i stają się gorzkawe. Święta kończą wielkim balem kosmitów. Lubimy tańczyć do rockowych piosenek i krzyczeć do wymyślnych instrumentów, które są samogrające i żyją własnym życiem. Kiedyś jeden poznałam, ponoć pochodził z Polski i nazywał się Stefan, ale znudziło mu się udawanie martwego w sklepie z instrumentami. Po skończonym balu nie śpimy, bo święta trwają cały tydzień, a my nie cierpimy na bezsenność.
Nie pada tu śnieg. Pada tu różowy, miękki i ciepły puszek w którym wiele kosmitów zakopuje się na czas zimowy i zapada w sen.
(A to wszystko przez czytanie surrealistycznej książki Murakamiego...)
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńMichał Ozimek
antyrama2010@gmail.com
"Święta na innej planecie":
Dzień 358
Lokalizacja - Pas Oriona, Galaktyka Zyra, Pandora 261
Czas - 3 cykl solarny
Pandora nigdy nie była naszym domem. Dzikusy przekonane o swojej wyższości nad nami przeprowadzali ataki każdego ranka. Broniliśmy ostatniej placówki na tym przeklętym lądzie, na którym pozostało nas już niewielu. Kilka mechów bojowych patrolowało północno-wschodni narożnik muru, wszystkie drony były uruchomione. Clarke pilnowała czujników ruchu, które miały za zadanie jako pierwsze wykryć naruszenie terytorium placówki, terytorium Imperialnego. Byłem ich przełożonym, dumnym ze swoich żołnierzy kapitanem. Na zewnątrz panował nieprzenikniony spokój, nawet dżungla wypełniająca przestrzeń poza murami ucichła. Ciekawe, czy tubylcy również obchodzą swoje święta. Wezwałem załogę na wieżę obserwacyjną
- To już dziś, Wigilia. - oznajmiłem spokojnie.
- Wyślą po nas kogoś? - nieśmiało zapytała Clarke. Spojrzałem na nią pustym wzrokiem, wiedziałem bowiem, że jedyne, co do nas wyślą, to pocisk antymaterii, gdyż Pandora została już doszczętnie wyeksploatowana ze swojej cennej energii, a nasz status zmieniono na K.I.A. Nie miałem jednak serca wyznać jej prawdy, dopóki mechanik miał szansę naprawić krążownik.
- Dowództwo wciąż się nie odezwało. Wyślemy im ponownie sygnał. Tymczasem chciałbym się z Wami podzielić opłatkiem i tym, co zostało z zapasów. - moje słowa brzmiały ociężale, odbierając resztki nadziei na ratunek. Wszyscy wiedzieli, co oznacza zwołane przeze mnie zebranie. Atmosfera była gęsta, jak powietrze w stalowej, masywnej wieży. Wyjąłem ze skrzynki ostatnią butelkę spirytusu i bochen poświęconego przez kapłana chleba.
- Gdybym wiedział, że tak skończymy, zamówiłbym więcej takich skrzynek - dodał żartobliwie kucharz. Zawsze lubił wypić. Alkohol przelałem do szklanek, Clarke porwała na kawałki pieczywo i rozdała towarzyszom. Unieśliśmy trzymane w rękach zwiastuny naszego losu. Doniosłym głosem uroczyście rzekłem:
- To zaszczyt...
- Stop!!! - wykrzyczał zdyszany mechanik, który nagle wparował przez właz. - Stop! Nie pijcie tego! Wiem, jak naprawić statek! - Nie czekając na moje przyzwolenie zabrał nam szklanki i zlał alkohol do butelki, po czym wyszedł. Zdezorientowani pobiegliśmy za nim. Po dotarciu do ładowni, gdzie stał nasz jedyny krążownik, wszystko się wyjaśniło. Mechanik plótł, jak najęty.
- Spirytus naszym wybawieniem, ha! To Ci dopiero! Kapitanie, proszę za mną. Wystarczy bioreaktory polać tym alkoholem, żeby rozrzedzić ich elektrolit, co pozwoli nam na odpalenie tej kupy złomu! Długo trwało, zanim zdołałem dotrzeć do samych reaktorów...
- Czy to zadziała? - zapytał kucharz, niepewnie patrząc na marnowany spirytus, który właśnie był wylewany w jakąś zieloną maź.
- Jeśli nie, to tu zginiemy. - odpowiedział mu śmiertelnie poważny głos naszego strzelca, Boba.
Mechanik powędrował do sterowni, rozpoczął procedury startu i... nic. Cisza. Silnik ani drgnął.
- Muszę przeczyścić śluzy, ale stracimy połowę paliwa. Jeśli dolecimy do centrali, to na oparach.
- Wykonać. - oznajmiłem.
Huk. Buchający ogień z wylotów powietrza świadczył o powodzeniu akcji, jednak nadal trzeba było odpalić silnik. Ponowne procedury startu i... udało się! Silnik zaskoczył i wszyscy usłyszeliśmy znajomy dźwięk rozpędzającego się reaktora!
- Hura! - wykrzyknęli wszyscy, uściski, płacz, pocałunki radości, wszystko na raz sprawiło, że znowu nabraliśmy energii na przetrwanie. Pilot siedział już na swoim miejscu, cała załoga była gotowa do ucieczki z objęć Gabriela. Clarke pobiegła gdzieś bez uprzedzenia, po czym wróciła z zapomnianym już chlebem.
- Przecież dziś Wigilia... - powiedziała przez łzy szczęścia i rozdała nam po kawałku.
Nigdy nie dostałem lepszego prezentu niż druga szansa, nigdy nie czułem bliższej więzi niż w obliczu śmierci, nigdy nie byłem szczęśliwszy i nigdy nie zapomnę tych świąt. Wnętrze statku wypełnił najmilszy teraz dźwięk głównego silnika i poczuliśmy drżenie pokładu odrywającego się od Pandory.
Zgłaszam się! Blog i fanpejdż obserwuję jako Agata Polte :)
OdpowiedzUsuńe-mail: agata.polte@wp.pl
Jak wyobrażam sobie święta na innej planecie?
Przede wszystkim od zawsze "inne planety" kojarzą mi się jedynie z zielonymi ludkami, jakimiś odstającymi uszami i dziwną mową. Może też dlatego gdy zaczynam sobie wyobrażać święta na innej planecie, widzę tylko małego stworka (podobnego do Golluma, tyle że zielonego) w czapce Mikołaja, który jeździ po świecie rozdając prezenty (może na rowerze albo czymś podobnym :D). Wszędzie dokoła jest biało (no bo jak to święta bez śniegu, nawet na innych planetach), tyle że nie ma choinek, a udekorowane na kolorowo są wszystkie krzaczki i drzewa, które rosną na tej planecie. Wszędzie w małych chatkach (podobnych do takich z piernika) pali się w kominku, mała rodzinka zielonych ludków zasiada do kolacji wigilijnej, chociaż z potrawami różniącymi się zupełnie od naszych, a później zaczynają śpiewać kolędy w swoim dziwnym języku, którego niestety nie umiem naśladować.
Chyba mniej więcej tak to sobie wyobrażam :D
Zgłaszam się;)
OdpowiedzUsuńObserwuje jako Sara K
Email: sara.kopik@interia.pl
Wyobraźmy sobie święta na marsie. Nie jest to czas radości i spokoju, jak na ziemi. Mikołaj to straszna postać, niosąca ze sobą czystą grozę. Istota w czerni, z kilkoma parami kończyn, bez oczu. Nie przynosi prezentów, sieje postrach, zabija i odbiera dusze. W czasie świąt nikt nie wychodzi, każdy chowa się w najdalszym kącie swojego schronienia, bojąc się o życie swoje i bliskich. Jest to czas oczekiwania na nadejście spokoju, jednak nikt nie wie ile bedzie musiał żyć w ukryciu. Ciągła niepewność zmusza ludzi do podejmowania często złych decyzji i poświęceń, na czym zyskuje On- żywiąc się ich duszami. Jednak gdy tylko zaspokoi swoje potrzeby, odchodzi, a życie na planecie wraca do normy, aż do kolejnych świąt.
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńJeśli na Marsie, to wszystko okej - podobno jest tam woda, więc jakoś żywą choinkę sobie tam zasadzę :D Beż żywej choinki, pięknie przystrojonej, nie wyobrażam sobie świąt na żadnej planecie!
Obserwuję jako Paulina Stachyra
paulina.st91@gmail.com
Udostępniam: https://plus.google.com/103990863907004917634/posts/7q9RncUjkKD
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńŚwięta wyobrażam sobie na planecie, która jeszcze nie została odkryta w otoczeniu kilku przyjaciół. Zamiast choinki mógłby być parasol, a na stole pyszne potrawy, których nazw jeszcze nie poznaliśmy. W nocy kiedy zapadnie zmrok oglądalibyśmy krążące wokół planety i morze spadających gwiazd, byłby to najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. Następnego dnia wszyscy wybralibyśmy się na specjalną ceremonię zorganizowaną przez przystojnych mieszkańców, na której każdy mógłby się wypowiedzieć i poznać no bo przecież u nas w Święta także chodzi o to aby rozmawiać z innymi i dzielić się tą wspaniałą atmosferą i uśmiechem.
Obserwuję jako: Kasia Płaza
kasia_p1@onet.pl
Biorę udział.;)
OdpowiedzUsuńObserwuje jako Kim Ye Jin.
@: kimyejin02130@gmail.com
Szczerzę, nie mam pojęcia czego mogłabym się spodziewać. Na pewno byłaby to świetna okazja to poznania nowej kultury, tradycji, historii. Podejrzewam, że tam niekoniecznie jest śnieg, choinki, 12 potraw, za to wiele innych ciekawych elementów świąt. ale jeden element jest stały chyba na każdej planecie, a mianowicie to, ze spędza się je z najbliższymi w wyjątkowej atmosferze.<3
Biorę udział! :)
OdpowiedzUsuńObserwuję jako Randaksela
emulcja@gmail.com
Święta na innej planecie? Możliwe że by w ogóle nie istniały. Na ziemi obchodzi się narodziny Jezusa. Więc by na innych planetach obchodzono to święto musiał by się urodzić tam Jezus lub ludzie musieli by tam zanieść wiarę i tradycję.
Wybierzmy tę drugą opcję. Gdyby tak było, święta pewnie wyglądałyby bardzo podobnie. Różnice byłby na pewno w jedzeniu. Zamiast karpia, byłby np. Guterobul (takie małe zielone i wielkimi kłami, cztery nogi i pięć olbrzymich łusek) zamiast barszczu zupa z torymia ( trochę czerwone, ale będzie trzeba mocno posolić, oczywiście sól byłaby sprowadzana z naszej cudownej planety).
Ale takie dalekie odległości mogłyby pozacierać tradycje jeszcze bardziej, no i skąd wziąć choinkę? Pewnie zostałaby wymieniona na coś awangardowego, trochę metalowego. A pewnie skończyłoby się to na wyświetlaniu kolorowych światełek na główniej ścianie w pokoju. Albo co gorsza w ogóle by zanikły (święta). Tak, na zawsze. Świat zapominałby o tym jaka to radość, szczęście. W końcu zaniknąłby nawet dzień wolny. Ludzie mieliby tylko nikłe pojęcie o tym wydarzeniu. A dzieci nie dostawałyby prezentów.
Lecz pewnego dnia jakiś jeden człowiek znalazł by w starych danych informacje o tym święcie. I zacząłby wprowadzać je na nowo. Ale już bardzo zmienione, gdyż na nowej planecie nie produkuje się już bożonarodzeniowych ozdób od setek lat. Musiałby improwizować. Choinkę skleciłby ze starych płyt głównych, w końcu są zielone, bombki zrobiłby ze śrubek i nakrętek. Przy stole siłą by zgromadził rodzinę, opowiadając im jak to było za dawnych czasów. Na początku nie chcieliby słuchać, wracaliby szybko do swoich zajęć. Ale z roku na rok coraz bardziej by się do tego przekonywali. Tylko z jedzeniem byłby problem, bo ciężko coś wymyślić z tabletek. Ale odważny człowiek zapuściłby się w głęboką puszczę, która skrywa same niebezpieczeństwa i tajemnice. W puszczę, od której społeczeństwo oddzielone jest, wysokim na 100 metrów i szerokim na 60 metrów, murem. W puszczę o której ludzkość zna tylko legendy. A rząd robi wszystko by ratować swych obywateli przed Niekończącym się Złem. W tą puszcze udałby się Odważny człowiek (nazwijmy go Adam, będzie łatwiej). Przemierzałby puszczę, z latarką w dłoni w poszukiwaniu zwierzyny, która nadałaby się na Bożonarodzeniowy stół. Próbując się skradać, trafiłby na ślad olbrzymiej stopy Mortela (jednej z bestii Lasu, nie takiej groźnej. A odciski stóp poszczególnych zwierząt uczą się w szkole, więc nie problem było ją rozpoznać) Poszedłby jej tropem i ubił bestię (akurat spała) i zabrał do domu. Tam obdarł ze skóry i w garażu odpalił ogień by upiec bestię. Wieczorem przygotowałby danie dla swojej rodziny. Nie byli za bardzo chętni spróbować, w końcu przyzwyczajeni byli jeść tylko tabletki. Ale, by nie zrobić przykrości Adamowi, spróbowali... Byłaby to najlepsza rzecz jaką jedli. Adam byłby szczęśliwy. Potem danie to byłoby przygotowywane zawsze na wieczorną ucztę w pierwszy dzień świąt. Nazwane by zostało: bestią Adama. Na jego cześć, na cześć człowieka który przywrócił święta Bożego Narodzenia.
Potem by poszło już gładko. Ludzie sami zaczęli by szukać różnych pradawnych tradycji i je przywracać do życia. Oczywiście pierwsze wróciły by prezenty i dni wolne. Czyli coś dla dzieci i coś dla dorosłych :) Wieczorem w dzień Wigilijny opowiadali by historię o trzech królach i pasterzach. Dzieci z przejęciem słuchałyby o dziwnych istotach jakimi są Anioły i współczułyby świętej rodzinie mieszkania w stajence. A ludzie nawet z tej planety, tak odległej od Ziemi, szukaliby gwiazdy która zwiastuje przyjście Zbawiciela.
Biorę udział, obserwuję jako vaapku
OdpowiedzUsuńvaapku@gmail.com
Święta na innej planecie? Cóż, zakładam, że trafiłam tam razem z grupką ochotników i mamy za zadanie sprawdzić, czy planeta nadaje się do kolonizacji. Ponieważ nie pamiętam kiedy ostatnio święta były białe, więc na potrzeby Bożego Narodzenia znaleźlibyśmy sobie odpowiednią zimową scenerię (a w razie, gdyby było to niemożliwe, zasłalibyśmy ziemię w promieniu kilku metrów podartymi gazetami, i tak nikt przecież by nas nie widział). Rozpalilibyśmy gigantyczne ognisko i siedząc wkoło niego, śpiewalibyśmy kolędy. Ponieważ ciężko by nam pewnie było o choinkę i ozdoby, narysowalibyśmy ją na naszym statku kosmicznym. Zamiast prezentów musiałyby wystarczyć rzeczy znalezione na planecie (jakieś nieznane owoce, kwiaty, itp.) Jedlibyśmy zapewne suszone żarcie, ale za to popijalibyśmy je grzanym winem, które ktoś z nas przemycił na statek. Pilibyśmy je aż do świtu i przypuszczam, że mimo poczucia że właśnie uczestniczymy w czymś wielkim, i tak pilibyśmy trochę na smutno, tęskniąc za naszą starą, poczciwą Ziemią, której być może już nigdy więcej nie przyjdzie nam zobaczyć.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZgłaszam się !
OdpowiedzUsuńe-mail : wiktorialopatto@onet.pl
Obserwuję jako : GreenTooth
Cóż, trudno sobie wyobrazić święta na innej planecie, bo jesteśmy przyzwyczajeni do tych naszych. Może "kosmici" obchodzą je w podobny sposób - opiewają swojego własnego Boga wśród kolęd i wirujących płatków niebieskiego śniegu. Może dają sobie w prezencie nowe okulary na czułki, albo ciepłe bamboszki na sześć odnóży. Może dzielą się grudkami ciasta życząc sobie,aby napad na Ziemię tym razem się powiódł :) Kto wie jak jest na innej planecie?
Zgłaszam się :)
OdpowiedzUsuńemail: agnieszkawoj95@gmail.com
Obserwuję jako : Agnieszka Wójcik
Wyobrażmy sobie święta na planecie wenus. Jest gorąco, nie ma śniegu, za to z nieba leci wata cukrowa, którą mieszkańcy planety łapią i nawijają na patyki, wybudowali jej nawet pomnik, gdyż wata ta jest wg nich święta. Pada tylko raz w roku, u nas ten dzień to Wigilia, u nich nazywa się Cukrowilia :) Wszyscy mieszkańcy planety o wschodzie słonca spotykają się przy wielkim wodospadzie , gdzie nie płynie woda a czekolada :D. Zbierają do szklanych misek, z drzew zrywają banany, kroją je i dodają do czekolady. Następnie siadają przy ognisku i opowiadają sobie śmieszne historyjki i śpiewają wesołe piosenki. Około 22 każdy daje sobie buziaka w usta i daje mały upominek w postaci małej piłeczki pimpongowej.Dlaczego akurat taki ? Proste, mieszkańcy mają taką siłe w rękach iż każda próba grania w pinponga kończy się fruwającymi poza planetę piłeczkami, dlatego jest ich niedosyt.. :( Rozkładają pare naście stołów pinponga i urządzają wielki turniej. Zwycięzca może zamieszkać w hotelu 10 gwiazdkowym z jacuzzi, basenem , masażami i wszelkimi innymi atrakcjami na jeden dzień i do tego zabrać jedną najbliższą osobę ! To się nazywa obchodzenie świąt :)
Zgłaszam się :D
OdpowiedzUsuńObserwuję jako Gracenta
Email: gracja313@tlen.pl
Mały Książę już dawno zakończył swoją podróż. Stęskniony za swoją najwybredniejszą, najpiękniejszą i najukochańszą Różą, wrócił na niewielką planetę – asteroidę B 612.
Róża na początku kaprysiła, że „co tak długo?”, „planety własnej nie było, że się łaziło tu i tam?”, potem przeszła do użalania się nad swoim losem „jak mogłeś mnie zostawić, samą, bezbronną na tym pustkowiu?”, „zginęłabym i nic by cię to nie obeszło!”. Jednak kiedy Mały Książę zamykał oczy, usłyszał cichy szept ukochanej towarzyszki „dobrze, że już wróciłeś” i zasnął szczęśliwy.
Dni mijały, a Mały Książę coraz dłużej wpatrywał się w gwiazdy i rozmyślał o przyjaźniach, które zostawił za sobą. Przypomniał sobie jak pilot opowiadał mu o ważnym dla Ziemian święcie – Bożym Narodzeniu. Chłopiec nie mógł zrozumieć, czemu ludzie chodzą wtedy do jakiego Kościoła i kupują niezliczone zapasy jedzenia. W sumie to nie wiedział nawet, co znaczy „kościół” i „kupować”. Jednak wiedział, że w Bożym Narodzeniu chodziło o coś więcej – o wiarę w cuda, dokonywanie rzeczy niemożliwych, stawaniu się lepszym, sprawianiu ukochanym radości i rozmyślaniu o tych, którzy nie mogli być w tym czasie z nimi. Małemu Księciowi spodobało się to święto i postanowił razem z Różą (zgodziła się dopiero, gdy usłyszała, że dostanie wtedy prezent) „spróbować” Bożego Narodzenia.
Gdy tylko Latarnik na odległej planecie zapalił latarnię i dla asteroidy Małego Księcia wzeszło Słońce, chłopiec wziął się do roboty. Podlał Różę i umył każdy z jej liści, poodchwaszczał ziemię, zadbał o wulkany, wysprzątał całą planetę i udekorował ją. Gdy wszystko było już gotowe, usiadł koło Róży i dał jej prezent – piękną czerwoną kokardę. Szybko zawiązał ją na łodyżce rośliny, która nawet nie odwdzięczyła się podziękowaniem. Jednak było widać, że jest zadowolona z podarunku – cały czas spoglądała w niewielką kałużę, w której się przeglądała, przechylała się na boki i mówiła do siebie „teraz naprawdę jestem najpiękniejsza”. Mały Książę nie dostał od niej żadnego prezentu, ale nie przejął się tym – jego ukochany kwiat był szczęśliwy, a co mogło być piękniejszym darem?
Mały Książę zaczął opowiadać Róży o swojej podróży, poznanych osobach i zdobytych przyjaźniach. Po raz pierwszy mógł o tym mówić, ponieważ Róża była wcześniej zazdrosna i za każdym razem, gdy jej towarzysz poruszał ten temat – udawała nagły i niezwykle dotkliwy ból w jednym ze swoich płatków. Jednak tym razem – może za sprawą prezentu albo po prostu zrozumiała, że jest dla chłopca najpiękniejsza i najważniejsza – pozwoliła na tę rozmowę. Mały Książę na nowo przeżywał spotkanie z Latarnikiem, Pijakiem, Królem, Próżnym, Bankierem i Geografem, jednak najwięcej mówił o Ziemi – o pilocie i lisie. Dzień chylił się ku końcowi, a niebo zapełniły gwiazdy. Róża zamknęła swój kwiat i zasnęła. Jednak Mały Książę nadal wpatrywał się w niebo i nie wiadomo skąd wyjął kartkę z narysowanym barankiem. Uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy. Jutro znowu będzie należał tylko do swojej Róży, ale dzisiaj... dzisiaj może wspominać. Niedługo potem zapadł w spokojny sen, w którym odtwarzał wspomnienia o oswajaniu lisa.
„Tymczasem jesteś dla mnie jakimś chłopcem podobnym do stu tysięcy innych chłopców. I nie jesteś mi potrzebny. Także i ja nie jestem tobie potrzebny. Jestem dla ciebie tylko jakimś lisem podobnym do stu tysięcy innych lisów. ale jeśli mnie oswoisz, będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Staniesz się dla mnie kimś jedynym na świecie.”*
„-Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
-A jak to się robi? - spytał Mały Książę.
-Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siedzisz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...”*
*"Mały książę" - Antoine de Saint-Exupéry
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńObserwuje jako Damian Asenow
damianasenow@gmail.com
Życie na innej planecie nie jest nam znane, wiec prawdopodobnie toczy się tam gdzie nie widzimy, czyli pod ziemią. Święta na takiej planecie, to jedyna okazja aby wyjść na powierzchnię. Każdy komu będzie dane wyjść spod ziemi, zabiera ze sobą kamyczki z powierzchni, które są wspaniałymi prezentami dla pozostałych!
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńObserwuje jako: Lord Victor
e-mail: wiktor.bury@gmail.com
Jeśli cała rodzina jest w komplecie, to miejsce (ani nawet planeta) nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsza jest atmosfera i miłość, jaką dzielimy się z bliskimi :)
Zgłaszam się ! :) <3
OdpowiedzUsuńObserwuję jako: mejaczek
E-mail: katarzyna_gnacikowska@o2.pl
Normalnie. Czytaliście Małego Księcia. Ja, książę i różą zrobilibyśmy mega ucztę z owoców, słodyczy, żelek i innych okropności :D Do tego na wierzch bita śmietana i jazda. Po uczcie wesołe miasteczko i róg obfitości, z którego wyskakują upragnione prezenty. Na koniec kemping pod gołym niebem :D