Autor: Maryla Szymiczkowa
Tytuł: Tajemnica domu Helclów
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 13 lipiec 2015
Liczba stron: 288
Ocena: 6/10
Opis:
Literacka zagadka roku.
Profesorowa Szczupaczyńska ma tysiąc spraw na głowie. Musi pamiętać o pulardzie na obiad, nie zapomnieć kupić wina przeciwko cholerze, sprawdzić, czy nowa służąca dobrze wyczyściła srebra. I jednocześnie potwornie się nudzi. Kraków w 1893 roku nie obfituje w atrakcje.
Kiedy więc przypadkiem dowiaduje się, że w słynnym Domu Helclów zaginęła jedna z pensjonariuszek, zaczyna działać. Z wrodzoną dociekliwością – niektórzy mogliby ją nazwać wścibstwem – rozpoczyna śledztwo.
Kryminał „Tajemnica Domu Helclów” to zaskakujący pastisz literatury z epoki, który dowodzi, że w mieszczańskim świecie pani Dulskiej jest miejsce na sensacyjną aferę. Przekorna gra z konwencją, wyjątkowy styl, cięte dialogi i przewrotny portret Krakowa końca XIX wieku. Błyskotliwa powieść Szymiczkowej wdzięk klasycznego kryminału łączy z pyszną satyrą na dawno minioną epokę.
Recenzja:
Marylę Szymiczkową do życia powołało dwóch panów - Dehnel i Tarczyński i muszę przyznać, że imię i nazwisko przypasowali do historii idealnie. Ta książka nie była dla mnie sielanką i nie przebrnęłam przez nią od tak sobie, tak, było ciężko i czytałam ją jakieś dwa tygodnie przeplatając z innymi książkami (tak, liczba mnoga, bo chyba z trzy przeczytałam, a przy tej dalej stałam). Mam naprawdę mieszane uczucia, bo są dwie podstawowe kwestie, z których jedna mi się podobała a druga już nie bardzo. Ale po kolei.
Wahałam się przed wystawieniem oceny. Zastanawiałam się czy dać 5 czy 6 i gdzieś tak w połowie książki byłam bardziej przekonana do 5, ale przeczytaniu zakończenia postanowiłam podwyższyć, ponieważ naprawdę mi się podobało.
Panowie stworzyli kryminał retro, którego główną zaletą, a zarazem tym czym najbardziej się zachwycałam, to że klimat jaki stworzyli w tej książce idealnie odzwierciedlał 1893 rok i czytając miałam wrażenie, że znajduję się w tamtych czasach towarzyszę bohaterom w ich codziennym życiu.
"...w starożytnym mieście Krakowie „sto lat temu” znaczyło tyleż, co „wczoraj przed południem”"
Mam jeden i główny zarzut odnośnie tej książki. Zdecydowanie za dużo zbędnych informacji. Gdyby z tej historii wyrzucić niepotrzebne wątki, to z tych niecałych trzystu stron zrobiło by się może ze sto pięćdziesiąt. Czytając miałam wrażenie, że są informacje, które w tej historii są zupełnie zbędne, take tylko "nabijacze stron", a tak naprawdę niewiele się działo. Można było poświęcić te strony na rozwinięcie niektórych wątków.
Miałam problem z polubieniem głównej bohaterki, która była typową "paniusiom", robiącą wszystko pod publiczkę. Ale chyba nie mam się co czepiać, bo w tamtych czasach tak właśnie było. Liczył się tytuł, status i znajomości. Po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłam i podobało mi się, że autorzy wprowadzili do tej książki, ówczesną śmietankę towarzyską, o której niejednokrotnie słyszeliśmy na lekcjach historii, np. Jan Matejko, którego akurat opisany jest pogrzeb i wiele innych znanych nazwisk. Wiele, to dobre słowo, bo czasem miałam mały problem ze skojarzeniem postaci. W wielu przypadkach posługiwano się jedynie samymi tytułami i nie wiedziałam o którą "Panią baronową" akurat chodziło.
Poza klimatem bardzo podobało mi się zakończenie i rozwiązanie całej sprawy. Muszę przyznać, że przez większość książki nie miałam jakiś mocnych podejrzeń i nie typowałam konkretnej osoby, która by stała za wszystkim. Bardzo podoba mi się w jakim kierunku Panowie poszli i że skończyło się tak, a nie inaczej.
Jeśli chodzi o sam zamysł na fabułę, to było dosyć w porządku. Nic specjalnie wymyślnego, ale też nic mocno oklepanego. To samo tyczy się stylu w jakim została napisana książka. Czytało się w miarę przyjemnie, choć nie mogę powiedzieć, że szybko.
Może długo brnęłam przez tą książkę, ale myślę, że mogłabym przeczytać kolejną część, w której Pani profesorowa Szczupaczyńska, prowadziłaby swoje kolejne, prywatne śledztwo. Może wtedy nie byłoby zbyt wielu zbytecznych informacji, a książkę pochłonęłabym szybciej.
Z gorącymi pozdrowieniami,
Klaudia.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Znak
Mimo, że lubię "obyczajowe kryminały " to po tę książkę raczej nie sięgnę. Pomysł wydaje mi się oklepany :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :*
my-life-in-bookland.blogspot.com
Na początku miałam wielką ochotę na tę książkę, ale później przyszły recenzje innych... I to w dużej mierze nie tyle negatywne, ale pełne rozczarowania. Więc raczej podziękuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Sądzę, że retro kryminał nie byłby taki zły, gdyby akcja nabierała większego rozmachu z każdą przeczytaną stroną.
OdpowiedzUsuńOcena 6, daje do myślenia i w sumie mam mieszane uczucia czy po nią sięgnąć. :)
Co za beznadziejna recenzja, po co sie pani wogole produkuje? Jakie bledne informacje? Co to wogole za badziewna strona.
OdpowiedzUsuń