Autor: Peter Kerr
Cykl:
Bob Burns na tropie (tom 1)
Wydawnictwo:
Dolnośląskie
Rok
wydania: 2015
Liczba
stron: 264
Ocena:
6/10
Opis:
Bertie
McGregor, pensjonariuszka oddziału geriatrycznego w Dirleton, cały swój majątek
zapisuje w testamencie… kotu. Wkrótce staruszka zostaje zamordowana, ktoś
zabija też jej ukochanego pupila. Śledztwo prowadzi detektyw Bob Burns. Gdy
jego przełożeni postanawiają zamknąć sprawę, policjant rozpoczyna własne
dochodzenie. Tropy wiodą aż na Majorkę…
Recenzja:
Przyznam szczerze, że nie czytam kryminałów i raczej za nimi nie
przypadam. Nie wiem, co konkretnie skłoniło mnie, żeby sięgnąć po ten. Pewnie opis,
z którego dowiadujemy się, że pewien detektyw będzie musiał rozwiązać zagadkę
śmierci pensjonariuszki oddziału geriatrycznego… a także jej pupila, któremu
notabene zapisała majątek w testamencie. Jak się okazało śmierć kota nie była
szczególnie istotna, co nie znaczy, że nie było ciekawie…
Bob Burns nie jest detektywem, który specjalnie by się wyróżniał. Rozwiedziony,
z wrzodem na żołądku, choć kumple awansowali, on od lat pozostaje na stanowisku
sierżanta… Ale oczywiście jak na dobrego detektywa przystało, ma to coś, ten
szósty zmysł, który odzywa się, gdy coś nie gra. I tak dzieje się w przypadku
banalnej z pozoru sprawy morderstwa. Staruszka i jej kot giną od ciosów
szpadlem ogrodowym. Podejrzenia w naturalny sposób kierują się na ogrodnika,
którego tego samego dnia wiele osób widziało, jak rzeczonym szpadlem
przekopywał rabatki. Wydaje się, że postawić mu oskarżenie to czysta
formalność. Jak się okazuje, w poszukiwaniu prawdziwego sprawcy Bob będzie
musiał udać się aż na Majorkę, po drodze zostanie zawieszony w czynnościach, a
pomóc mu będzie musiał przygłupi posterunkowy, będący stereotypowym przykładem
małomiasteczkowego i mało myślącego gliny. Do tego umówi się z panią doktor Julie
Gryson, pracowniczką laboratorium kryminalistycznego. W tym składzie będą
starali się rozwiązać zagadkę, a pewna wredna baba będzie uparcie deptać im po
piętach.
Cała akcja nie jest mocno skomplikowana, ale obfituje w zaskakujące i zabawne
zwroty akcji. Detektyw jest ironiczny, co przy kompletnym braku zrozumienia
posterunkowego, czym jest sarkazm, daje fajny efekt. Do tego postać Julie jest
ciekawa, dziewczyna umie o siebie zadbać i dobrze współgra z detektywem. Zakręcona
staruszka jest wisienką na torcie.
Co tu dużo mówić (pisać) – może Peter Kerr nie ma pomysłu na
spektakularną zagadkę, ale nadrabia poczuciem humoru, tworząc zabawne sytuacje
i kreując bohaterów, o których dobrze się czyta. Jeśli macie więc ochotę
odpocząć w te wakacje z mało wymagającą książką, która jednak sprawi, że
będziecie się uśmiechać, sięgnijcie po Incydent
w Dirleton.
Nie znam tej powieści, ale być może w wolnej chwili przyjrzę się jej bliżej!
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
kryminały uwielbiam, a jesli jest dużo dobrego humoru to książka dla mnie , dla mnie , dla mnie :D :D :D
OdpowiedzUsuńTo chyba fajna książka - taki kryminał w lżejszej formie :). Chętnie bym sięgnęła, zwłaszcza jeśli sprawi, że będę się mogła trochę pośmiać :D. Bo fabuła wydaje się naprawdę dzika i szalona :P.
OdpowiedzUsuńCity of Dreaming Books
Na razie chyba spasuję. Nie do końca kręci mnie fabuła tej książki. To nie dla mnie, ale może kiedyś :/
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Jakoś tak mnie ta okładka nie zachęca. I ta cała historia taka trochę komiczna jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńWidziałam już u kogoś innego tę książkę, chociaż była znacznie lepiej oceniona. Ale i tak chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie ciągnie mnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No cóż jakkolwiek dobry humor by kryminał nie posiadał. Nadal zostaje kryminałem. Nudnym i bez rewelacji
OdpowiedzUsuńOstatnio coraz częściej sięgam po kryminały, więc może ten również przeczytam. Skoro spotkam się tu z poczuciem humoru, chyba jest to coś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://booksbyshadow.blogspot.com/
Poczucie humoru to ważna rzecz w książce ale to dla mnie za mało, żeby sięgnąć po tę książkę. Jako że sięga po kryminały raz na ruski rok, to raczej ta pozycja nie będzie wyjątkiem, i po nią nie sięgne. W dodatku ten oddział getriatryczny...
OdpowiedzUsuńNie to nie dla mnie.
Zdecydowanie!;p
Zapowiada się ciekawie :)))
OdpowiedzUsuńKot na okładce powinien przyczynić się do sukcesu tej książki. Ja od kryminałów raczej stronię, ale to poczucie humoru mnie przekonuje. :)
OdpowiedzUsuńano, kot jest uroczy :)
UsuńA to istnieją "nieurocze" koty? Nawet GrumpyCat jest na swój sposób urokliwy. :)
Usuńtouché :D
UsuńSama okładka jakość nie kojarzy mi się z kryminałem, bardziej przypomina mi książeczkę dla dzieci, którą rodzice czytają im na dobranoc. :D
OdpowiedzUsuńKot spadkobiercą majątku swojej opiekunki, w tym przypadku starszej babci- to brzmi dla mnie nieco zabawie. ;)
Jednak...
Pragnę zapoznać się z kryminałem, w którym nie brak ani poczucia humoru, ani ciekawych zwrotów akcji. :) No i oczywiście, ja się lubuję w kryminałach. :)
Bardzo lubię powieści pełne dobrego humoru. Są idealne na lato - lekkie i przyjemne. Myślę, że choć kryminałów nie lubię - chętnie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńI znów książka plus...kot;) Czyli pogląd o książkomaniaku i kotomaniaku w jednej osobie. A czasem tak piesek zamiast kotka by się przydał, tak przynajmniej mam ja;)
OdpowiedzUsuńAle do meritum- książka skojarzyła mi się nieco z takimi zjawiskami z literackiego światka, jak panną Marple, Alfred Bendelin, a najbardziej Agatha Raisin- angielski/szkocki klimat, intryga kryminalna, spora dawka humoru. Zazwyczaj sięgam po kryminały mocniejsze i mroczniejsze, ale od czasu do czasu lubię się pośmiać w takim stylu. Sięgnę więc z pewnością:)
Opis fabuły brzmi... dziwacznie, ale byłabym skłonna "zaryzykować". ;)
OdpowiedzUsuńRównież rzadko sięgam po kryminały. Piszesz, że są zabawne zwroty akcji, więc może się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie nie zachęca, ale fabuła książki zdecydowanie tak ;) Kot miałby otrzymać spadek? Jest to zarówno zabawne jak i intrygujące ;)
OdpowiedzUsuńI kto zamordował kobietę i kota, a potem uciekł aż na Majorkę?
Kojarzy mi się to trochę z "Mistrzem i Małgorzatą" być może przez tego kota :P :P
OdpowiedzUsuńInteresujące :D
Ta książka nie ma nic wspólnego z Mistrzem i Małgorzatą, nawet kota (a może przede wszystkim).
UsuńTo było po prostu skojarzenie ;)
Usuńile ludzi, tyle myśli a to, że nie zawsze zrozumiałe to nieważne :P To była moja pierwsza myśl, po przeczytaniu,tego , ze kotu zapisuję się coś w testamencie. Dlatego skojarzył mi się kot z ludzkimi cechami ;) Może za dużo fantazjuję :D
Pozdrawiam
Zabójstwo staruszki i jej spadkobiercy - kota? Nie brzmi zachęcająco jak dla mnie, ale w sumie ciekawie jak cała sprawa się potoczyła, i kto tak na prawdę miał cel by zabijać staruszkę, tym bardziej, że wszystkie tropy prowadzą na Majorkę.
OdpowiedzUsuńNie znoszę kryminałów. Nie lubię trupów, krwi i zabójstw. Zabójstwo staruszki i kota... To nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńUwielbiam kryminały. Gdybym miała wybrać jeden ukochany gatunek książek, byłyby to właśnie one.
OdpowiedzUsuńLubię koty, kryminały też. Więcej punktów przemawiających za przeczytaniem tej książki nie potrzebuję. I nawet jeśli nie jest specjalnie ambitnie...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam czytać kryminały, ale sądząc po recenzji takiego jak ten jeszcze nie czytałam. Zabawny kryminał - to może być ciekawe! Na pewno kiedyś po niego sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńJa również nie czytam kryminałów czy horrorów (za to mój mąż to tylko to), ale Twoja recenzja spodobała mi się - bardzo lekko napisana :) Natomiast od razu moją sympatię wzbudził Bob Burns i tylko ze względu na niego z chęcią przeczytałabym "Incydent w Dirleton"
Pozdrawiam, Dorota Kalinowska
Lubię zabawne książki, ale w tej chyba nie o to chodziło :/
OdpowiedzUsuńA ja bardzo lubię kryminały i do przeczytania książki bardziej skłoniła mnie recenzja niż jej opis. Kiedyś czytałam podobną książkę i bardzo mi się podobała, także po tę pozycję na pewno sięgnę, może nie w najbliższej przyszłości, ale kiedyś na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJednym zdaniem: lekki, humorystyczny kryminał, obfitujący w zwroty akcji i całkiem barwnych bohaterów. Szkoda tylko kota.
OdpowiedzUsuńZawsze mnie smuci śmierć zwierząt na filmach, a tutaj śmierć kota na start! Dobrze, że reszta tego kryminału jest humorystyczna. :)
OdpowiedzUsuńMoże ktoś mi wytłumaczy: dlaczego zawsze jako pierwszy podejrzewany jest ogrodnik?!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się po okładce, że książka to kryminał. Ja dla odmiany bardzo je lubię, więc jestem jednak trochę bardziej wymagająca. Nie wiem, czy odrobina humoru wystarczy :)
OdpowiedzUsuńPoczucie humoru chyba najbardziej cenię w książkach.
OdpowiedzUsuń