*muzyka*
Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: Kiedy cię poznałam
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 2015
Ilość stron: 416
Ocena: 5/10
Opis:
Jasmine kocha swoją pracę i dotkniętą zespołem Downa siostrę. Zmuszona
do odejścia z pracy stwierdza, że miłość do siostry to za mało, by nadać
sens jej życiu. Rozpaczliwie próbuje znaleźć coś, co wypełniłoby
bolesną pustkę. W bezsenne noce podgląda sąsiada z przeciwka, Matta
Marshalla, znanego radiowego didżeja. Jasmine szczerze nienawidzi go za
to, że podczas jednej z audycji nie zareagował na złośliwe komentarze
dotyczące osób z zespołem Downa. Zawieszony za wybryki na antenie Matt
pije, awanturuje się, jest utrapieniem dla okolicy. Zbieg okoliczności
sprawia, że Jasmine coraz lepiej go poznaje i zaczyna po trosze
uczestniczyć w jego życiu. Każde z nich zmaga się z innymi
przeciwnościami, każde musi pokonać inne problemy, ale ku swojemu
zaskoczeniu odkrywają, że mogą być dla siebie wsparciem i że niechęć od
przyjaźni dzieli niekiedy tylko jeden krok.
Recenzja:
"Kiedy gąsienica myślała już, że świat się skończył, stała się motylem."
Przyznam się, że "Love, Rosie" wydała mi się ciekawą książką, a może raczej - niecodzienną, o fajnym pomyśle. Nie dziwcie się więc, iż sięgnęłam po "Kiedy cię poznałam" - szczególnie, że opis również wydał mi się dosyć intrygujący. Pozycja ta okazała się jednak przeciętna, chociaż co tak naprawdę mi się podobało, a co całkowicie nie przypadło mi do gustu... Będziecie mogli przeczytać już za chwilę.
Jasmine jest dziewczyną, która tak naprawdę nie odnalazła sensu w swoim życiu - całkowicie zatraca się w pracy i kiedy zostaje z niej zwolniona - i to tak, że przez kolejny rok nie może zająć żadnego stanowiska, co fachowo nazywa się urlopem ogrodniczym (dostaje jednak wynagrodzenie przez czas jego trwania) - cała jej egzystencja wali się jak domek z kart. Jej nowym zajęciem staje się obserwowanie sąsiada, który jest prezenterem radiowym i który kiedyś, w jednej z audycji obraził osoby z zespołem Downa. Jasmine sama ma taką siostrę - starszą od niej, chociaż główna bohaterka traktuje ją raczej jak nastolatkę z problemami niż prawdziwego człowieka.
Mimo wszystko Heather - bo tak nazywa się siostra Jasmine - jest przesympatycznym człowiekiem. Wielka fanka muzyki z ogromną wiedzą na jej temat. Łatwo idzie jej ocenianie ludzi i określanie relacji, jakie panują w danym towarzystwie. Cały czas jest zajęta, trudno nadążyć za planem jej dnia. Mimo swojej choroby po prostu widać, iż cieszy się życiem. W powieści tej możemy zobaczyć, jak traktują ją różni ludzie - co prawda z narracji Jasmine, ale nie oznacza to, że nie widać, iż niektórzy wolą unikać osób chorych na Downa, niektórzy zachowują się wobec nich niestosownie, a nieliczni... po prostu traktują takich ludzi jak zwykłych ludzi.
Pierwsza część książki nie podobała mi się zupełnie. Jasmine użalała się nad swoim losem i nad tym, że ona przez ten rok umrze z nudów, dodatkowo znała każdy Twój pijacki wyczyn, ponieważ cały czas obserwowała Cię przez okno, a czasem nawet i z własnego podwórka...
Irytujący sposób pisania, nie? "Dziś widziałam Cię..." i inne tego typu zdania - Jasmine nie mówi bezpośrednio, iż obserwuje Matta - swojego sąsiada, nie na początku, za to używa pełno takich słówek-zamienników i to do końca książki, chociaż później nawet nie zwraca się już na to aż takiej uwagi.
Co więcej, jej zachowanie podchodzi już chyba pod jakieś przestępstwo, a nie pod zwykłą, sąsiedzką obserwację, jaką mimo wszystko spotyka się jeszcze nader często - jakby życie wszystkich wokół było dla obserwatora ważniejsze niż jego samo.
W momencie, w którym pojawił się Monday - i o dziwo, jest to imię męskie, które również ma swoją historię, tak samo jak imię głównej bohaterki i jej starszej siostry, akcja zaczyna nabierać tempa. Oferta pracy - jedna, druga, trzecia. Siostra z zespołem Downa, która chce wyjechać z chłopakiem na wakacje. Kiełkująca przyjaźń z... jedną osobą z sąsiedztwa (nie będę spojlerowała, zresztą musiałabym wspomnieć coś więcej o tym bohaterze, abyście wiedzieli, kim on jest). Próba naprawienia relacji rodzinnych w domu Matta - a co więcej, próba oduczenia go picia alkoholu przy każdej porażce, jaka go spotyka - a ostatnio jest ich całkiem sporo. Zrobienie ogródka, nawet z fontanną. Miłość... No cóż, jak mówiłam, wydarzeń nagle jest mnóstwo. Już nie ma suchych opisów, od których oczy chcą nam wypłynąć, wreszcie zaczyna się coś dziać!
Okładkę uważam za całkiem ładną, aczkolwiek widziałam lepsze. Idealnie wpasowuje się ona w taką właśnie tematykę, jaka jest przedstawiona w treści tej powieści - i chociaż świadczy ona raczej o tym, że ta pozycja to zwykły, banalny romans, to jednak nie jest to do końca prawda. Zbyt dużo wątków miłosnych się tu nie znajduje.
Co do stylu autorki, mogłabym dodać tylko tyle, że mimo wszystko, dialogi były całkiem ciekawe. Chociaż opisów według mnie było aż za dużo, mogłaby popracować nad fabułą i dopracować kilku bohaterów, to akurat na dialogi nie narzekałam - zazwyczaj były one albo ciekawe, albo zabawne. Jestem ciekawa, czy kolejne książki tej autorki będą lepsze, bardziej oryginalne i powiem szczerze, że z chęcią to sprawdzę. Czasem nawet ja potrzebuję odskoczni w coś, co czyta się dosyć szybko i przy czym nie trzeba zbyt dużo myśleć.
Ogólnie nie uważam tej pozycji za wielce wybitną, o wiele bardziej podobało mi się "Love, Rosie", niemniej sądzę, że spodoba się wszystkim fanom romansów, książek obyczajowych i tym, którzy szukają do przeczytania czegoś lekkiego. Mam nadzieję, że nie będziecie żałować czasu spędzonego przy tej pozycji. Nie stawiajcie jednak zbyt wysoko poprzeczki dla tej powieści - tylko wtedy was nie zawiedzie.
"Żeby pofrunąć, trzeba najpierw oczyścić skrzydła z gówna. Pierwszy krok: rozpoznać, co jest gównem. Zrobione."
Mimo wszystko Heather - bo tak nazywa się siostra Jasmine - jest przesympatycznym człowiekiem. Wielka fanka muzyki z ogromną wiedzą na jej temat. Łatwo idzie jej ocenianie ludzi i określanie relacji, jakie panują w danym towarzystwie. Cały czas jest zajęta, trudno nadążyć za planem jej dnia. Mimo swojej choroby po prostu widać, iż cieszy się życiem. W powieści tej możemy zobaczyć, jak traktują ją różni ludzie - co prawda z narracji Jasmine, ale nie oznacza to, że nie widać, iż niektórzy wolą unikać osób chorych na Downa, niektórzy zachowują się wobec nich niestosownie, a nieliczni... po prostu traktują takich ludzi jak zwykłych ludzi.
Pierwsza część książki nie podobała mi się zupełnie. Jasmine użalała się nad swoim losem i nad tym, że ona przez ten rok umrze z nudów, dodatkowo znała każdy Twój pijacki wyczyn, ponieważ cały czas obserwowała Cię przez okno, a czasem nawet i z własnego podwórka...
Irytujący sposób pisania, nie? "Dziś widziałam Cię..." i inne tego typu zdania - Jasmine nie mówi bezpośrednio, iż obserwuje Matta - swojego sąsiada, nie na początku, za to używa pełno takich słówek-zamienników i to do końca książki, chociaż później nawet nie zwraca się już na to aż takiej uwagi.
Co więcej, jej zachowanie podchodzi już chyba pod jakieś przestępstwo, a nie pod zwykłą, sąsiedzką obserwację, jaką mimo wszystko spotyka się jeszcze nader często - jakby życie wszystkich wokół było dla obserwatora ważniejsze niż jego samo.
"Cuda rosną tylko tam, gdzie je zasadzisz."
W momencie, w którym pojawił się Monday - i o dziwo, jest to imię męskie, które również ma swoją historię, tak samo jak imię głównej bohaterki i jej starszej siostry, akcja zaczyna nabierać tempa. Oferta pracy - jedna, druga, trzecia. Siostra z zespołem Downa, która chce wyjechać z chłopakiem na wakacje. Kiełkująca przyjaźń z... jedną osobą z sąsiedztwa (nie będę spojlerowała, zresztą musiałabym wspomnieć coś więcej o tym bohaterze, abyście wiedzieli, kim on jest). Próba naprawienia relacji rodzinnych w domu Matta - a co więcej, próba oduczenia go picia alkoholu przy każdej porażce, jaka go spotyka - a ostatnio jest ich całkiem sporo. Zrobienie ogródka, nawet z fontanną. Miłość... No cóż, jak mówiłam, wydarzeń nagle jest mnóstwo. Już nie ma suchych opisów, od których oczy chcą nam wypłynąć, wreszcie zaczyna się coś dziać!
Okładkę uważam za całkiem ładną, aczkolwiek widziałam lepsze. Idealnie wpasowuje się ona w taką właśnie tematykę, jaka jest przedstawiona w treści tej powieści - i chociaż świadczy ona raczej o tym, że ta pozycja to zwykły, banalny romans, to jednak nie jest to do końca prawda. Zbyt dużo wątków miłosnych się tu nie znajduje.
"Wreszcie wyleczyłam się z pragnienia wyleczenia się z siebie."
Ogólnie nie uważam tej pozycji za wielce wybitną, o wiele bardziej podobało mi się "Love, Rosie", niemniej sądzę, że spodoba się wszystkim fanom romansów, książek obyczajowych i tym, którzy szukają do przeczytania czegoś lekkiego. Mam nadzieję, że nie będziecie żałować czasu spędzonego przy tej pozycji. Nie stawiajcie jednak zbyt wysoko poprzeczki dla tej powieści - tylko wtedy was nie zawiedzie.
Pozycję tę dostałam od Wydawnictwa Akurat
"Love, Rosie" też mi się podobało, więc może i ta mi się spodoba ;)
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM
Podobało mi się i "Love, Rosie", i ta książka :-) W ogóle chyba lubię Ahern :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki tej autorki, ale chciałabym przeczytać Love, Rosie, gdyż film bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się czy po nią nie sięgnąć ale po przeczytaniu twojej recenzji chyba na razie sobie odpuszczę. Nie lubię czytać książek gdzie połowa książki stanowi opis strasznego losu bohaterów. Pewnie bym siedziała i tylko przewracała kartkami aby sprawdzić za ile stron się w końcu coś zacznie dziać konkretnego.
OdpowiedzUsuńMiałam ją raz w rękach, ale weszłam zobaczyć opinie i nie były pochlebne, w większości. Także podziękuję.
OdpowiedzUsuń"Kiedy Cię poznałam" Cecelii Ahern jest tą książką irlandzkiej pisarki, którą zechciałam mieć na własność, gdy tylko usłyszałam o jej premierze w Polsce. Wcześniej przeczytałam rtzy inne powieści tejże uroczej blondynki ("Na końcu tęczy" lub "Love, Rosie", jak kto woli; "Pora na życie", "Dziękuję za wspomnienia"), styl i język bardzo mi się spodobały. Więc wysupłałam trochę grosza na tę powieść. I nie żałuję.
OdpowiedzUsuńForma, w jakiej pisana jest książka, innych może dziwić, jednak po "Na końcu tęczy" wiem, że pisanie w trzeciej osobie bądź pierwszej to nie jedyne formy, jakie występują u pani Ahern.
Książka nie jest wybitna - żadnej większej nagrody literackiej bym się nie spodziewała - ale jest przyjemna w odbiorze i napisana zrozumiale.
Jasmine odrobinę mnie na początku irytowała swoją "załamką" urlopem ogrodniczym, ale im dalej w treść, tym bardziej ją rozumiałam i dostrzegałam jej zmianę. Choć jej nadopiekuńczość w stosunku do Heather była miejscami bardzo irytująca.
Matt. Nie powiem, że chciałabym takiego sąsiada, ale jakoś dziwnie dobrze czytało mi się o jego wybrykach, problemach w rodzinie, awanturach, stole ogrodowym przed domem. Mimo wszystko go polubiłam, bo znalazł cel, do którego zaczął dążyć.
Heather. Wielbię ją. Poważnie. Ma te trzydzieści cztery lata i cierpi na trisomię chromosomu dwudziestego pierwszego, ale jest najbardziej sympatyczną postacią ze wszystkich. Podbiła moje serce swoją zaradnością, pasją do muzyki i byciem po prostu sobą.
A mnie właśnie podobały się opisy, bo to z nich można było poznać bardziej postaci. Niektórzy epizodyczni bohaterowie mnie wydają się zbędni, ale całość odbieram jako przyjemną lekturę na nudne popołudnia. Jak wspomniałam, nie jest to wybitne dzieło, ale takie okno na ukazanie życia normalnych ludzi. I chyba to mi się w niej tak podoba.
A.ja mogę brać książki Ahern w ciemno. Każda mi się podoba :) Ostatnio udało mi się nawet zaopatrzyć za smieszne pieniądze w jej "Porę na życie"
OdpowiedzUsuńPora na życie jest świetna! <3 Czyżbym trafił/a na wersję kieszonkową w Biedronce? :D
UsuńFabuła tej książki jest mi bliska z tego względu, iż mam kuzynkę z zespołem Downa, która nie w każdym kręgu jest akceptowana.
OdpowiedzUsuńLubię lekkie książki w trakcie których czytania nie muszę przeciążać swojego umysłu. :D Wiem lecę na łatwiznę, ale czasem każdy z nas tego potrzebuje. ;)
Nie wiem czy w trakcie nagłego wysypu wydarzeń w książce zdołałabym nie zostałabym zalana falą emocji- ale chętnie sięgnęłabym po "Kiedy cię poznałam". :)
Kupiłam niedawno, mam nadzieję, że mnie się spodoba trochę bardziej niż Tobie :)
OdpowiedzUsuń"Love rosie" to jedna z moich ulubionych książek więc myślę że i ta by mi się spodobała ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie :)
http://poczytajmycos.blogspot.com/
"Love, Rosie" jeszcze nie czytałam, ale bardzo chcę, żeby móc obejrzeć film z Claflinem ;D
OdpowiedzUsuń"Kiedy cię poznałam" mimo wszystko bardzo mnie zaintrygowała z pewnych względów. Koniecznie muszę po nią sięgnąć :). Poza tym, na pewno mi się przyda coś lekkiego ;).
City of Dreaming Books
Kusi mnie pani Cecelia, ale chyba nie zacznę od tej pozycji :D
OdpowiedzUsuń