Tytuł:
Za zieloną bramą
Autor:
Piotr Wielgosz
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2015
Liczba
stron: 332
Opis:
Elli
maszerowała nieśpiesznie, delektując się niespotykaną w tej części miasta ciszą
i niesamowitą aurą przesyconą zapachem niedawno padającego deszczu. Ciepłe
promienie jesiennego słońca igrały na jej twarzy złocistymi plamami.
Postanowiła skręcić w wąską uliczkę i uświadomiła sobie, że mimo iż zna stare
miasto, tędy idzie po raz pierwszy. Nie docierały tu ożywcze promienie słońca,
a chłód i półmrok wzbudzały niepokój. Przyśpieszyła kroku, chcąc niezwłocznie
wydostać się z tego ponurego miejsca. Na końcu uliczki ujrzała bladozieloną,
odrapaną i pordzewiałą bramę. Coraz gęstsze od wilgoci powietrze ponaglało ją
do przekroczenia jej progu, a puste okna zimnych kamienic wołały: „Wejdź
wreszcie, nie wahaj się, zaspokój ciekawość”. Nie mogła oprzeć się pokusie i
któregoś dnia, wiedziona ogromną siłą, wreszcie odważyła się pchnąć ciężkie
wrota i zniknąć we wnętrzu kamienicy.
Tamten
dzień na zawsze przeklął jej życie. Prześladujące ją i jej bliskich potężne i
podstępne demony coraz mocniej zaciskały na nich swoje macki, wnikając w ciało
i ogarniając umysł… równocześnie wypełniając go nieznaną dotąd mocą.
Recenzja:
Ciężko mi będzie napisać obiektywną recenzję tej książki, bo całkiem do
mnie nie trafiła. Spodziewałam się (zgodnie z obietnicą wydawcy) fantastyki,
tymczasem to, co dostałam, przypominało raczej oniryczną prozę niż
fantastykę. Już po pierwszym zdaniu wiedziałam, że nie będzie mi się podobało.
Miałam nadzieję, że może po kilu stronach coś się zmieni, ale niestety autor
konsekwentnie pisał w takim samym stylu do samego końca. A jak brzmiał
początek?
Ciemnoszare chmury ustępowały
powoli i nad miastem skąpanym w jeszcze przed chwilą rzęsiście padającym
deszczu pojawiły się z początku nieśmiałe, ale coraz odważniej przebijające się
promienie słońca.
Wiecie już, o co mi chodzi? Wielokrotnie złożone zdania, w których każdy rzeczownik
określa przynajmniej jeden przymiotnik, rozbudowane i nierzadko wydumane
metafory ciągnące się przez pół zdania. A w kolejnym zdaniu to samo. I tak
strona po stronie, czasem z małą przerwą na dialogi, które notabene zajmują
może jakieś 15% książki. Od fantastyki spodziewam się raczej dynamicznej akcji
i błyskotliwych dialogów. Tutaj można przeczytać kilkanaście stron kwiecistych
opisów, w czasie których ktoś wejdzie i wyjdzie z pokoju.
O czym więc jest ta książka? O demonach i nieśmiałej, z góry skazanej na
porażkę walce, którą podejmują z nim główni bohaterowie. Podejrzewam, że
właśnie z racji obecności demonów tę książkę sklasyfikowano jako fantastykę,
ale w rzeczywistości nie ma z nią wiele wspólnego. Niektórzy określają ją też
horrorem. Nie wiem, jak wam się kojarzy ten gatunek, ale ja spodziewałabym się
po nim jakiegoś napięcia i gęsiej skórki. W tym przypadku czytanie było dla
mnie zwykłą walką z wszechobecnymi opisami. Żeby to jeszcze były normalne opisy…
Ogólnie mam wrażenie, że autor powinien zająć się pisaniem poezji. Albo
prozy poetyckiej. Fantastyka w takim wydaniu jak dla mnie jest nie do
przełknięcia. Ale jeśli ktoś z was ma poetyckie ciągoty, ta książka może okazać
się dla niego strzałem w dziesiątkę.
Książkę dostałam od
wydawnictwa Novae Res
Właśnie za niedługo zabieram się do czytania tej pozycji, zobaczymy co z tego wyniknie :)
OdpowiedzUsuńO nie, ja za poezję dziękuję, bo kompletnie do mnie nie trafia xd.
OdpowiedzUsuńA ja tam się ciesze, ze ta poezja jest tu na pierwszy planie, gdyż ją uwielbiam. Chciałabym się jednak przekonać na własnej skórze jak taki epołączenie gatunków autorowi wyszło.
OdpowiedzUsuń