Autor: Virginia Cleo Andrews
Tytuł: Kwiaty na poddaszu
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2014
Ilość stron: 384
Ocena: 4/10
Opis:
Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.
Recenzja:
"Kwiaty na poddaszu" zachwycają rzeszę czytelniczek, a historia doprowadza miliony nieuleczalnych romantyczek do łez. W czym tkwi fenomen autorki, która wywołała taką burzę emocji? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Nie uważam tej książki za genialną, nie uważam jej nawet za dobrą. Ta historia była stworzona, by wywoływać sensację i wzbudzać kontrowersje, co jest kwintesencją każdego taniego bestselleru.
Sama fabuła powieści jest rażąco nierealna jak na powieść, która przecież ma być melodramatem, a nie fantastyką. Jakby tego było mało, dokładamy jeszcze milion zupełnie niewiarygodnych i czasem nawet śmiesznie głupich sytuacji. Andrews porwała się na walkę z wiatrakami, chcąc przemycić do swojej powieści wątek miłości kazirodczej. Autorka chyba sama pogubiła się w swojej pokrętnej teorii, którą próbowała przedstawić czytelnikom, bo ciągle zaprzeczała sobie samej i wprowadzała bardzo sprzeczne poglądy. Z początku myślałam, że pisarka miała w zamyśle wprowadzenie elementu moralizatorskiego do swojej powieści, jednak bardzo się zawiodłam. Andrews wręcz idealizuje związki kazirodcze jako coś bardzo niewinnego. Naprawdę dziwię się, że Kościół nie wpisał jeszcze tej pozycji na listę Ksiąg Zakazanych! Nie żebym była jakąś nawiedzoną chrześcijanką, jednak w moim systemie wartości, jak u większości ludzi, miłość kazirodcza to na pewno nie coś, co zasługuje na pochwałę i nie wywołuje wzruszeń. Pewnych granic po prostu nie można przekraczać, a tym bardziej promować ich w komercyjnych powieściach.
Bohaterowie są kolejną trudną kwestią w "Kwiatach na poddaszu". Autorka zdołała wykreować nawet dość ciekawe i różnorodne postacie. Wszystkie one wzbudzają określone emocje u czytelnika. Chris i Cathy to dwoje głównych bohaterów, jednak to nie ci bohaterowie wzbudzili moje zainteresowanie. Ich charaktery są bardzo proste, autorka chyba uznała, że jeśli da im po jednej cesze, to wystarczy. Można przewidzieć każde ich zachowanie. Nastolatkowie nie wysławiają się tak jak ta dwójka, nawet w realiach, kiedy książka powstawała. Nastolatkowie nie są tak odpowiedzialni. Te dzieci zostały stworzone na miniaturowych dorosłych. Za ciekawe postaci możemy uznać babcię, a także oczywiście tajemniczego dziadka, którym niestety poskąpiono uwagi i możemy się tylko domyślać pewnych faktów na ich temat.
Język "Kwiatów na poddaszu" nie zachwycał. Był prosty, momentami trochę na siłę udziwniany, co wywołało odwrotny do zamierzonego efekt. Autorka w całej książce na każdym kroku zdawała się podkreślać seksualność bohaterów. Seksualność dzieci. co było co najmniej niesmaczne. Wiem, że w większości powieści w dzisiejszych czasach musi być wątek miłości zmysłowej, jednak niektóre treści zawarte w tej książce mogłyby naprawdę być podciągnięte pod pedofilię. Może zaraz zostanę zarzucona kontrargumentami, że w XXI wieku nic już nie zostaje tematem tabu (chociaż ta książka została napisana w XX), że wyolbrzymiam sprawę. Macie prawo sądzić, co chcecie, jednak dla mnie ta kwestia jest mocno na granicy przyzwoitości.
Reasumując, "Kwiaty na poddaszu" są dość słabą książką. Zakończenie trochę mnie zaskoczyło, ale niestety większość treści jest bardzo przewidywalna. Na plus mogę zaliczyć jeszcze parę dość interesujących pomysłów oraz narrację pierwszoosobową, która nadaje powieści realności i nawet w pewnym sensie formy pamiętnika. Sądzę, że do tej książki należy podejść z przymrużeniem oka, nie doszukiwać się ukrytych treści, czy związków przyczynowo-skutkowych. Nie można odmówić tej historii tego, że wzbudza silne emocje, a w pewnym sensie tego szukamy w książkach, prawda? Nawet jeśli u mnie wzbudziła jedynie poirytowanie.
Wasza Ariada :)
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki
Widzę nie tylko u mnie wzbudziła negatywne odczucia. ;)
OdpowiedzUsuńTak, to jedna z tych książek, w których film, całkiem przyzwoity zresztą, jest lepszy niż książka.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
To bardzo specyficzna książka, również bywałam zniesmaczona wieloma sytuacjami.
OdpowiedzUsuńMnie się ksiązka bardzo spodobała. Szanuje klimat jaki udało się wykreować autorce. Pamiętam o niej nawet dzisiaj, a przeczytałam ją już jakiś czas temu. Od siebie bym polecała.
OdpowiedzUsuńMi książka również bardzo się spodobała i podziwiam autorkę, że miała taką głowę, żeby wymyślić coś takiego :) ;) Film nie jest zły, ale wiele fragmentów, tych co były w książce,nie ma..
Usuń